Spędzamy całe godziny na oglądaniu parodystów, przebierańców, klaunów i pozorantów, setki minut poświęcone na wnikliwe wpatrywanie się w prześmieszne próby naśladowania prawdziwych piłkarzy zamieniają się w dni, potem w tygodnie, rundy i sezony. Dziś jednak to coś wyjątkowego. Dzisiejsza parodia futbolu w wykonaniu Legii to coś więcej, niż tylko kolejny zabawny meczyk pokroju granego wcześniej starcia Jagiellonii z Lechią. Nie, to coś więcej. Dziś, w dniu gdy Legia po raz piąty nie potrafiła strzelić gola w fazie grupowej Ligi Europy, dziś, w dniu gdy okazało się, że Polska znajduje się w rankingu FIFA za Republiką Zielonego Przylądka, musimy spojrzeć prawdzie w oczy. Zajmujemy się – my, wy, wszyscy – czymś tak dziadowskim, że całkiem słusznie uchodzimy w oczach społeczeństwa za groźnych odmieńców.
Ustalmy na początku – Legia w krajowych warunkach jest kimś sporym. Ma wielu kibiców, świetne frekwencje, nieźle stoi pod względem finansowym i organizacyjnym, a piłkarsko odjechała reszcie stawki, o czym świadczą kolejne Puchary Polski, ubiegłoroczne mistrzostwo oraz aktualne przewodnictwo w tabeli. To nasz towar eksportowy, który momentami może przypominać ligowe All-Stars, w końcu wyjmują z innych zespołów najlepszych graczy, dokładając do tego swoją, ponoć utalentowaną młodzież.
Ten towar eksportowy to europejski ósmy sort. To europejski śmieć, którym pomiata drugi garnitur włoskiego średniaka, zespół dla którego godnymi rywalami są mistrzowie Liechtensteinu i wicemistrzowie ligi luksemburskiej, bo ktokolwiek ze śladową obecnością piłkarzy w składzie jest już wyzwaniem nie do przeskoczenia. Legia, która od kilkunastu miesięcy rozdaje karty w Polsce, w Europie osiągnęła dno. Jest o krok od wpisania się na zawsze do historii Ligi Europy jako bezwzględnie najsłabszy jej uczestnik – z zerowym dorobkiem punktowym oraz bramkowym. Nie wiadomo ile minie lat, nim znajdzie się na tym szczeblu równie parodystyczne zestawienie piłkarskich analfabetów, możliwe, że tej klasy specjalistów już w Lidze Europy nie uświadczymy.
Uff, na szczęście mamy kadrę. Niestety, znajdującą się w rankingu FIFA w cieniu takich potęg jak Sierra Leone oraz Republika Zielonego Przylądka, czy coś w tym klimacie. Szukaliśmy tam wakacji, ale okazało się, że nie ma tam ani jednej turystycznej atrakcji, tylko piasek, trochę morza i banany. MOŁ»E – podkreślamy to słowo, może – jest jakieś boisko. O Albanii przez grzeczność nie wspomnimy, niektórzy twierdzą, że ten kraj w ogóle nie istnieje, ale w rankingach mimo wszystko jest nad nami.
Nasze miejsce w szeregu. Na dnie. Tylko nienormalni są w stanie to znosić, oglądać, kibicować, śledzić. W sumie. Lepiej czujemy się, gdy wiemy, że nie jesteśmy tu sami.
Fot.FotoPyk