Od Szczakowianki aż po Inter Mediolan. Kasa i fury…

redakcja

Autor:redakcja

28 listopada 2013, 12:17 • 5 min czytania

Dzisiaj mam dla was historię zaczerpniętą od mojego nieocenionego kolegi – Grzesia Króla. Z racji bardzo specyficznego charakteru i predyspozycji do bycia zawsze w centrum przygód, Grzegorz ma do opowiedzenia wiele ciekawego. Ostatnio przedstawił mi kulisy przejścia do Szczakowianki Jaworzno.
Trenerem w Jaworznie był wtedy przesympatyczny coach Albin Mikulski. Z pewnością jedna z barwniejszych trenerskich postaci w kraju. Kiedy Grzegorz rozwiązał kontrakt z Amicą Wronki, zaczął rozglądać się za nowym klubem. Pewnego popołudnia zadzwonił telefon:

Od Szczakowianki aż po Inter Mediolan. Kasa i fury…
Reklama

– Czy mam przyjemność z Grzegorzem Królem – najlepszym napastnikiem w Polsce?
– Oczywiście – odpowiedział Grzegorz, myśląc jednak, że jakiś kumpel robi sobie żarty.
– Albin Mikulski z tej strony, trener Szczakowianki.

Grzegorz, nie chcąc się wypuszczać, delikatnie spławił trenera i poprosił aby ten zadzwonił wieczorem. W między czasie zorganizował numer telefonu do prawdziwego, jak myślał, Albina Mikulskiego. Okazało się, że to ten sam numer… Dzwoni więc trener ponownie wieczorem. Pytanie się powtarza. Grzegorz znów potwierdza, że jest najlepszym napastnikiem w Polsce.

Reklama

– Grzesiu, ja gram systemem 1-4-5-1. Gram jednym wysuniętym napastnikiem, którego nigdy nie ściągam z boiska. I wiesz kto tam będzie grał? – pyta trener.
– Nie – z grzeczności odpowiada zawodnik.
– Ty będziesz tam grał, Grzesiu.

„Już wtedy wiedziałem, że to wspaniały trener” – opowiada mi Królik. Ale trener dalej:

– Grzeniu, ty jesteś szybkim napastnikiem. I na pewno masz szybki sportowy samochód…
– Tak, mam trenerze – Grzesiek nie wierzy w to, co słyszy.
– To wsiadaj do niego i melduj się dzisiaj u mnie.

Grzegorz zrobił jak trener przykazał. Tego samego dnia zameldował się w Zakopanem, gdzie drużyna przebywała na obozie. Wita go trener Mikulski. „Grzesiu, super, że jesteś. Idź do prezesa, uzgodnij tylko warunki. Ja już przekazałem mu instrukcje”. Królik wchodzi do pokoju prezesa. Prezes na nogach ma białe skarpetki i czarne „szczupaki”. Stylizacja, można powiedzieć, mało ligowa. Ale pamiętamy, że Szczakowa dopiero uczy się Ekstraklasy, więc wybaczamy.

– Ty jesteś Król? – pada pytanie.
– Tak, to ja.
– Ile chcesz? – pyta prezes.
– Trzysta netto – odpowiada zawodnik.
– Dużo trochę. Ale dobra, trener powiedział, że bez ciebie nie gra.

Chwilę później Grzegorz Król podpisał kontrakt ze Szczakowianką Jaworzno.

Grzesiek ma wiele ciekawych historii do opowiedzenia. Jest to bardzo ciekawa i wesoła postać. Będę więc od czasu do czasu wspomagał się jego opowieściami.

***

Teraz odpowiem jeszcze na jedno z waszych ostatnich zapytań, odnośnie samochodów piłkarzy.

Co mogę na ten temat napisać? Napiszę o sobie. Kiedy zaczynałem grać w seniorskiej drużynie فKS-u, zamarzyłem o super samochodzie. Oczywiście celem było Ferrari, Lamborghini albo chociaż Mercedes. Stać mnie było jednak na… Peugeota 206. Jeszcze rodzice się dorzucili. No ale miałem swoją brykę. Kolor: srebrny-metalik. Przyciemniane szyby. Do tego głośno muzyka i start najlepiej z piskiem opon. Boże, jaki ja byłem głupi. Pocieszeniem może być tylko fakt, że nie byłem w tym osamotniony.

Taki był mój start z motoryzacją. Wcześniej pożyczałem od taty Daewoo Nexię, ale tylko weekendowo.

Później z racji rosnących ambicji i większego portfela pojawiły się nowe samochody. BMW serii 3 – klasyka wśród młodzieńców pełnych testosteronu. Potem jeszcze kilka innych. Jednak z czasem, wraz z przypływem rozsądku, traciłem zainteresowanie samochodami. W Palermo jeździłem małą Lancią, nawet nie pamiętam jaką. W Heerenveen dostałem do użytkowania VW Passata, a w Grecji starego Chevroleta. Ł»adne z tych aut mnie nie zawiodło.

Są zdania, że samochód dobry jest na podryw. Możliwe. Sądzę jednak, że lepiej w tym miejscu działa sprawny umysł. A już na pewno kandydatka wtedy ciekawsza.

W Palermo było kilku zawodników, którzy mieli fajne auta. Miccoli – Lamborghini Gallardo, Giancomazzi – Audi Q7, Cavani, jeśli dobrze pamiętam, również. Ciekawie było też kiedy pojechaliśmy na mecz z Interem. Na parkingu pod stadionem można byłoby zorganizować targi motoryzacyjne. Wszystko, co ciekawe w motoryzacji, właśnie w tej jednej chwili tam się znajdowało. Kiedy po meczu zawodnicy Interu odpalali silniki, huk był jak na lotnisku przy starcie dużej maszyny.

Kluby, w których grałem, nie były to zespoły typu Milan, Real, Manchester United czy PSG. Tam chyba po prostu wypada mieć dobre auto. Może nawet kilka. Jeśli zawodnik zarabia miliony euro, taki samochód kupuje za tygodniówkę. Nie jest to dla niego wtedy żadna ekstrawagancja. Kiedyś Tomek Kuszczak opowiedział mi jak na początku przygody w Manchesterze jechał z Rio Ferdinandem, bodajże jego Bentleyem. Samochód miał fabrycznie białą tapicerkę, która jednak biała już nie była. Dodatkowo wszędzie syf. No ale, dla Rio Bentley był wydatkiem podobnym jak dla nas świeża kawa. Na początku dobra, bo gorąca. Jak wystygnie, to wylewasz. Zawsze można kupić nową.

***

Pan Maciek pyta jak pieniądze zmieniają zawodników. Jak to jest, kiedy piłkarz podpisuje dobry kontrakt za granicą.

Panie Maćku, według mnie to zależy od człowieka. Myślę, że pieniądze nie są czymś, co sprawia, że człowiek jest lepszy. Sprawiają, że człowiek jest bogatszy. Choć przyznaję, że to zarazem fajne i dziwne uczucie, kiedy zaglądasz na konto po przelewie pierwszej pensji i dochodzisz do wniosku, że suma ta starczy na dobrego Mercedesa. W takim momencie nasza próżność próbuje nam wmówić, że jesteśmy kimś wyjątkowym. Nieprawda. Stać nas tylko na Mercedesa. Choć często wykorzystywałem urok pieniędzy, starałem się aby nigdy mnie nie zmieniły. Mam nadzieję, że mi się to udało. Może gdybym podpisał taki kontrakt jak Wojtek Szczęsny czy Robert Lewandowski, napisałbym coś innego.

Najnowsze

Anglia

Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze

redakcja
1
Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama