Dziś TVN24 upubliczniło apel policji do klubów Ekstraklasy oraz Polskiego Związku Piłki Nożnej związany z zakończeniem rundy na piłkarskich stadionach. List wyliczający kibicowskie nagany i przewinienia został podpisany przez nadinspektora Marka Działoszyńskiego, który na kilku ostatnich spotkaniach dotyczących bezpieczeństwa na stadionach przekonywał, że najgorsze już za nami, a stadiony są bezpieczne.
Minął miesiąc od spotkania w Szczytnie, na którym wszyscy klepali się radośnie po plecach – zaostrzone przepisy podczas Euro zagwarantowały spokój na turnieju, obecnie można je zliberalizować, na stadionach jest bezpiecznie, gdyby nie race, w ogóle byłoby bajecznie. Minął miesiąc, odkąd kibiców zapewniono – kończy się okres dopieprzania o najmniejsze bzdury, przyszedł czas dyskusji nad dostosowaniem przepisów do obecnej rzeczywistości stadionowej. Minął miesiąc, a Działoszyński reprezentujący we wszelkich negocjacjach głos policji zagrzmiał: nie wpuszczać gości!
Czytaliśmy wyrywki cytowane przez TVN jakieś osiem razy, starając się zrozumieć, o co właściwie chodzi funkcjonariuszom policji. „Mając na uwadze pogarszający się poziom bezpieczeństwa w związku z przejazdami kibiców, między innymi na mecze T-Mobile Ekstraklasy w bieżącym sezonie piłki nożnej, zwracam się z prośbą o skorzystanie z uprawnień wynikających z wewnętrznych przepisów Związku, i rozważenie możliwości podjęcia uchwały w sprawie nakazu przeprowadzenia pozostałych meczów Ekstraklasy piłki nożnej do końca sezonu bez udziału kibiców drużyn przyjezdnych” – apeluje w swoim liście Działoszyński.
Pomijając już wrzucanie do jednego worka czynnej napaści na funkcjonariuszy i używania wulgaryzmów w miejscu publicznym (a niestety, policyjna statystyka mówi jedynie ogólnie i enigmatycznie o 73 przypadkach „naruszenia prawa z udziałem pseudokibiców” w związku z meczami Ekstraklasy). Pomijając bezpieczeństwo na stadionach, pomijając progres w stosunku do sytuacji ze stadionów sprzed lat sześciu, czy dziesięciu – zastanawiamy się – czy to czasem nie jest wywieszanie białej flagi? Czy przyznanie przed całym światem – to my, policja, właśnie skapitulowaliśmy przed potęgą kilku chłopaczków w kapturach – nie jest czasem strzałem w stopę? Uznajemy bowiem, że stadiony faktycznie są całkiem bezpieczne, problemem pozostają jedynie ci przeklęci goście, ciągle kursujący w tę i z powrotem (często łamiąc przy tym prawo), zamiast siedzieć na dupie przed telewizorem, albo radioodbiornikiem. Jeśli tak, to czy cały list nie jest błaganiem o wypieprzenie całej policyjnej góry?
Skamleniem o ogólnopolski zakaz wyjazdowy, potwierdza się obiegowe stereotypy o absolutnym braku wyobraźni i ambicji wśród funkcjonariuszy policji. Jeśli służba, której celem jest zapewnienie bezpieczeństwa obywatelowi zwraca się o pomoc do klubów, bo nie potrafi dać sobie rady z kilkusetosobową grupą chłystków – naszym zdaniem nie spełnia swojej roli. Jeśli policja rozkłada bezradnie ręce, bo logistycznym Mount Everestem jest dla niej przewóz kilku autokarów z kibicami, zastanawiamy się co stanie się w przypadku (odpukać!) prawdziwego zagrożenia? Zresztą, nie ma chyba sensu silić się na delikatne i wysublimowane, ironiczne porównania – jeden z najważniejszych policjantów w kraju właśnie przyznał, że policja nadaje się do tarcia chrzanu, bo nie potrafi poradzić sobie z grupką dzieciaków w szalikach. Jeśli to my bylibyśmy pracodawcami owego delikwenta, właśnie dostawałby wymówienie za sranie we własne gniazdo, robienie z policji bandy anemików oraz bezwstydną deklarację: jesteśmy nieprzydatni, niepotrzebni i nieudolni.
Pomijając już naturalnie brak wyobraźni. Kibice nie raz i nie dwa razy pokazywali w jaki sposób omijają policyjne, rządowe i ekstraklasowe zakazy, najlepszy przykład – widzewiacy w Krakowie, podczas meczu z Wisłą. Zamiast komfortowej wycieczki i upchnięcia grupy na sektorze gości, policja musiała pilnować kibiców pod stadionem, bez monitoringu, bez jakiejkolwiek szczegółowej kontroli i nade wszystko bez… sensu. Globalny zakaz wyjazdowy przyniósłby efekt dokładnie odwrotny – zamiast wcześniejszych urlopów świątecznych, policjanci musieliby kontrolować absolutnie samowolne przejazdy grup we wszystkie strony kraju, bez komfortu, który dają listy wyjazdowe, karty kibica i szereg obostrzeń wynikających z paragrafów ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych. Wtedy dopiero zacząłby się kibicowski Sajgon, który miałby o wiele większy negatywny wpływ na wizerunek polskiej piłki, niż te 60 odnotowanych przypadków użycia środków pirotechnicznych…
Fot.FotoPyk