Levy został, bo zostało mu dużo roboty. A co ma powiedzieć nowy trener Ruchu?

redakcja

Autor:redakcja

22 września 2013, 10:00 • 2 min czytania

Gdyby zorganizować konkurs, o których drużynach Ekstraklasy pojawiło się w ostatnich dniach najwięcej negatywnych publikacji – Ruch i Śląsk zgłosiłyby się same. Z jednej strony widzimy grupę facetów, przed tygodniem brutalnie pobitych i skopanych, do których sił nie miał już nawet trener. Z drugiej strony, klub fatalnie zorganizowany (choć w Chorzowie też problemy z kasą), o którym zaczęto mówić, że to początek jego końca: że Śląsk już upada, że nie dostanie licencji, że będzie zaczynał od czwartej ligi. No ale tam przynajmniej mają drużynę.
Sporo mówiło się też o Stanislavie Levym i jego odejściu. Mimo propozycji z Czech i trudnej sytuacji klubu, sympatyczny szkoleniowiec przeprowadzkę wykluczył. – Nie zastanawiałem się nawet przez sekundę. Mam tutaj sporo roboty – przyznaje. Tym bardziej, że przez kilkanaście kolejnych tygodni poruszać się będzie pośród tych samych, powiedzmy, czternastu nazwisk. Jeśli to nie będzie poważna przeszkoda, o wyniki Śląska jesteśmy wyjątkowo spokojni. Już przed tygodniem podopieczni pana Staszka wygrali z Lechem i, skoro nie muszą zawracać sobie głowy jakimiś pucharami, powinni piąć się w górę.

Levy został, bo zostało mu dużo roboty. A co ma powiedzieć nowy trener Ruchu?
Reklama

W Chorzowie zdążyli właśnie wpaść na dwa pomysły. Pierwszy, że rozwiązujemy kontrakt z Pavlem Sultesem (pierwszy skład w Białymstoku) i stawiamy na samych Polaków, również wychowanków. I drugi: niech ich prowadzi obcokrajowiec, najlepiej taki, który w Polsce nigdy nie pracował. Mirosław Mosór, wiceprezes Ruchu, przekonuje: „Jan Kocian to najlepszy możliwy wybór”. My przekonani nie jesteśmy – Kocian to duża niewiadoma i coś nam się wydaje, że dla wielu ludzi w klubie również.

Reklama

Trenerowi ze Słowacji współczujemy: dostał właśnie zlepek ludzi, którzy przed tygodniem zostali boleśnie spoliczkowani. Kiepska kadra, kontuzje, fatalna atmosfera… Moglibyśmy wymieniać tak długo. – W ostatnich dniach dużo rozmawialiśmy. Myślę, że nasz największy problem to mentalność. Najważniejsze było, aby piłkarze zapomnieli o wydarzeniach z Białegostoku – mówi. Ale na to jest za późno. Nie po to tak dzielnie pracowali, bo ten zjazd od wiosny jest niebywały, na ten wpierdol, żeby można było przejść obok niego obojętnie.

Fot.FotoPyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama