Ranking platfusów: 11 występów, które zapisały się w historii futbolu

redakcja

Autor:redakcja

19 września 2013, 11:12 • 5 min czytania

Poniedziałkowy wyczyn Jonjo Shelveya w meczu z Liverpoolem (gol i asysta dla Swansea, a także dwie asysty przy golach dla Liverpoolu) sprawiły, że postanowiliśmy pogrzebać w archiwach i sprawdzić, czy takich ananasów było więcej. A przecież wiadomo, że było. Na nasze potrzeby wybraliśmy więc 12 wspaniałych: 11 piłkarzy i jedną drużynę (nie, nie mamy na myśli Ruchu w meczu z Jagiellonią). Oto nasz roboczy ranking 11 wyjątkowo uroczych i spektakularnych piłkarskich wpadek, a także jeden przypadek naprawdę tragiczny, który swój finał miał na cmentarzu. Podzieliliśmy ich na trzy kategorie:
– „Klasyczny Jop”, czyli chciałem dobrze, a wyszło jak zawsze
– „Ale jednego im przecież strzeliłem!”
– „Koszyk Czerwonego Kapturka”. Przypadki, no… trudne do sklasyfikowania.

Ranking platfusów: 11 występów, które zapisały się w historii futbolu
Reklama

KLASYCZNY JOP

Jonathan Walters
Do Stoke – on – Trent przyjeżdża Chelsea. „The Blues” nie idzie specjalnie pierwsza połowa, ale tuż przed ostatnim gwizdkiem trafiają na 1:0. A właściwie zostają w tym wyręczeni. Przez napastnika „Garncarzy” – Jonathana Waltersa. Skrzydłowy główką pokonuje własnego bramkarza. Nieco ponad 15 minut później, w drugiej połowie, Walters… powtarza swój wyczyn. Ostatecznie, po golu dokładają jeszcze Lampard i Eden Hazard, a nieszczęsny Irlandczyk dodatkowo marnuje jeszcze karnego. Jak się bawić, to do końca!

Reklama

Kaha Kaladze
Gruzin grał w Milanie dziewięć długich lat. Zawsze lubiany we Włoszech, ale najbardziej chyba za dwie samobójcze gole strzelone w czasie eliminacji do Mistrzostw Świata 2010. Co tu dużo mówić, mina Gruzina po drugim z nich jest bardzo wymowna. Ciekawostka: w tamtym meczu wystąpił Wladimer Dwaliszwili

Jonathan Woodgate
Woodgate trafił do Realu w 2004 roku Z powodu niekończących się kontuzji zadebiutował jednak dopiero rok później i to zaczynając z naprawdę wysokiego C. Najpierw jebnął wspaniałego swojaka, a dosłownie pięć minut później już nie było go na boisku. Za idiotyczny faul wyrwał drugą żółtą kartkę. Miesiąc później, w swoim meczu numer trzy zaliczył swojaka po raz drugi. Trzeba mówić coś więcej?

Damien Duff
Maj 2009. Najważniejszy mecz sezonu dla walczącego o utrzymanie Newcastle. Po strzale kapitana „Villans” Duff interweniował tak niefortunnie, że wpakował piłkę do własnej bramki a „Sroki” spadły z ligi. Po tym dość spektakularnym, przyznacie, pokazie, Duff odszedł z klubu, a na Facebooku zaczęły powstawać strony „I hate Damien Duff”. Dziś już ich nie ma, ale Duff raczej nie powinien pokazywać się w Newcastle.

Stan van den Buys
Obrońca Germinalu Ekeren w meczu przeciwko Anderlechtowi strzelił trzy gole samobójcze. Jego zespół przegrał 2:3. Cóż się tu rozpisywać? Szacunek! Jeśli znajdziecie video z tego meczu – podeślijcie!

ALE JEDNEGO IM PRZECIEŁ» STRZELIف!

Jonjo Shelvey
Bez niego nie byłoby tego rankingu. Gol i trzy asysty to wynik, którego młody Brytyjczyk nie musiałby się wstydzić, gdyby (słowo – klucz) dwie z tych trzech asyst… no, sami wiecie.

Borussia Moenchengladbach – Hannover 96
Jak to jest – strzelić sześć goli i przegrać mecz? Wiedzą to na pewno gracze Hannoveru 96. W grudniu 2009 Hannover przegrał z Borussią Monchengladbach 3:5, chociaż jego gracze strzelili właśnie sześć goli. Dość pechowo – trzy wpadły do własnej bramki. Wspaniałe trafienia zaliczył zwłaszcza Karim Haggui, który w 15. minucie otworzył wynik, a w 90. zakończył wielkie strzelanie na Borussia-Park. Niestety, w obu wypadkach padł bramkarz jego drużyny…

Chris Nicholl
Absolutny majstersztyk z czasów poprzedzających węgiel, parę i internet. 20 marca 1976 jego Aston Villa grała z Leicester City. Nicholl, obrońca, strzelił w tym meczu cztery gole. Dwa dla Aston Villi, dwa dla Leicester. Przy tym gościu nawet „wyczyn” Shelveya to wygląda jak piknik pensjonarek z dobrych domów na tle zlotu Hell’s Angels.

Pierre Issa
Pamiętacie gościa? Obrońca z RPA. No dobra, pewnie nie pamiętacie. Ale pamiętają go Francuzi, przeciwko którym zagrał w fazie grupowej Mundialu w 1998 r. Chociażâ€¦ czy aby na pewno przeciwko? Gość nie tylko zmarnował wspaniałą okazję na wyrównanie, ale też władował stojącemu w bramce RPA Hansowi Vonkowi dwa gole, z których jeden, chyba z litości dla pokonanych, przyznano Thierry’emu Henry. Nie wiemy, co piłkarz powiedział po pierwszej bramce, nie znamy języka afrikaans, ale przychodzi nam do głowy znana wypowiedź Kuby Wawrzyniaka po meczu z Niemcami.

KOSZYK CZERWONEGO KAPTURKA

Jose Luis Perlaza
Numer dziesięć na naszej liście gra dla Barcelony. Ale nie tej z Hiszpanii. Z Ekwadoru! Jose Luis Perlaza to wyjątkowy platfus. W sierpniu jego drużyna pojechała na mecz z LDU Loja. Najpierw zaliczył cudowny strzał na 3:1. No, może nie aż tak cudowny, bo samobój.

Dwie minuty później, Perlaza złożył klasycznego pokerka, wylatując z boiska za drugą żółtą kartkę. Prawdziwek!

Martin Palermo
Klasyk klasyków. Mecz Kolumbii z Argentyną w trakcie Copa America. W drużynie Albicelestes grali wtedy m.in. Roberto Ayala, Javier Zanetti, Juan Roman Riquelme no i ON: Martin Palermo. Trzykrotnie podchodził do piłki ustawionej na 11 metrze i… no właśnie. Pierwszy strzał – poprzeczka. No dobra, zdarza się. 76 minuta, sędzia po raz drugi wskazuje wapno. Do piłki podchodzi Palermo i wali obok bramki! Kwadrans później, 90. minuta. Karny numer trzy (!) dla Argentyny. „Do trzech razy sztuka” – myśli nasz as. Jak pomyślał, tak zrobił. Tym razem trafił w bramkę, a ściślej rzecz biorąc – w bramkarza. Oj, nie miał Martin dobrego dnia. Tak, czy inaczej, Kolumbia wygrała wtedy 3:0, a sympatyczny napastnik na trwałe zapisał się w historii piłki.

Andres Escobar
Na koniec przykład piłkarza tragicznego, który za pomyłkę na boisku zapłacił najwyższą cenę. Podczas Mundialu w Stanach Zjednoczonych, grając przeciwko gospodarzom, Escobar strzelił samobója, który właściwie wyeliminował Kolumbijczyków z turnieju. Niecałe dwa tygodnie później Escobar został zastrzelony w Medellin przez mężczyznę, który mówił, że był to „odwet” za pogrzebanie szans tego niewielkiego kraju na dalszą grę na Mundialu. W grę wchodziły ponoć także pieniądze stracone u bukmacherów. Andres był spokrewniony z „kokainowym królem” Kolumbii – Pablo Escobarem, więc historia wcale nie jest taka nieprawdopodobna…

فUKASZ MAZIEWSKI

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama