Quintana o braku sodówki, Slavia chce Levego, Jankulovski nie zna Polaków

redakcja

Autor:redakcja

17 września 2013, 08:52 • 13 min czytania

Zapraszamy na wtorkowy przegląd siedmiu tytułów prasowych.

Quintana o braku sodówki, Slavia chce Levego, Jankulovski nie zna Polaków
Reklama

FAKT

Marek Jankulovski: Polacy w Seria A? Nie kojarzę.

Reklama

Pochodzi pan z Ostrawy, a karierę rozpoczynał w Baniku. Często grywał pan z rówieśnikami z polskiej strony granicy?
– Tak. Graliśmy cyklicznie latem i zimą, kiedy trwały przygotowania do rozgrywek. Spotykaliśmy się też przy okazji różnych turniejów. Pamiętam zacięte konfrontacje na przykład z Górnikiem Zabrze. A czy zapamiętałem, któregoś z zawodników z Polski z tamtych czasów? Nie za bardzo. To było lata temu.

Przez wiele lat występował pan we Włoszech. Najpierw w Napoli, potem w Udinese i w końcu przez wiele lat w Milanie. Miał pan możliwość gry przeciwko zawodnikom z Polski?
– Nie przypominam sobie. Może spotkałem się na boisku z Markiem Koźmińskim, kiedy on był w Brescii. Polaków w Seria A w moich czasach gry w Italii nie było.

Teraz jest ich tam siedmiu. Kojarzy pan któregoś z nich?
– Aż siedmiu? To jestem zaskoczony, że tak dużo. Ale nie, nie znam żadnego z waszych zawodników, który obecnie tam są. Nie grają w czołowych klubach i nie należą do tych, którzy decydują o sile swoich zespołów.

Pan spędził we Włoszech jedenaście lat. Nie myślał pan, żeby zostać tam dłużej?
– Nie, bo moim domem jest Ostrawa, a moim klubem Banik. Tutaj jestem u siebie.

Frankowski: W Jagiellonii znaleźli moich następców.

Znam hiszpańskiego zawodnika dosyć dobrze, bo przecież graliśmy razem w poprzednim sezonie. W niedzielę bawił się na boisku. Ma naprawdę duże umiejętności techniczne, czego dowodem obydwie genialne bramki. Z drugiej strony Dani jest niestety trochę chimeryczny, zdarzają mu się mecze, kiedy pozostaje w cieniu. Pamiętajmy jednak, że on trafił do Jagi z III ligi hiszpańskiej. Gdyby ustabilizował formę na wysokim poziomie, to zapewne nigdy by w Polsce nie zagrał. Mnie bardzo cieszy również postawa napastników. Mateusz Piątkowski i Bekim Balaj dobrze się uzupełniają, mimo że chyba jeszcze nigdy nie zagrali razem w meczu ligowym. Oni tak absorbują obrońców, że wchodzący z ławki kolega ma ułatwione zadanie. Można powiedzieć, że zajęli moje miejsce i muszę przyznać, że imponuje mi przede wszystkim postawa Balaja. Co strzał, to gol. Ma instynkt snajpera i korzysta z niego regularnie, mimo że najczęściej wchodzi na boisko z ławki rezerwowych. W tym momencie trzeba pogratulować prezesowi Cezaremu Kuleszy, który dostał cynk, że taki zawodnik jest dostępny na rynku i namówił go na przyjście do klubu.

Lewandowski mógł grać w lidze włoskiej.

– Mogę potwierdzić, że kontaktował się ze mną prezydent Napoli Aurelio De Laurentiis. Tematem rozmowy był Robert Lewandowski – przyznał w „Radio Crc” Cezary Kucharski. – Nie mogę zdradzić, kiedy się kontaktowaliśmy, ale rozmawiałem z prezydentem Azzurich również ostatnio – dodał agent zawodnika Borussii Dortmund. Co ciekawe, właśnie z prowadzącym w lidze włoskiej Napoli niemiecki zespół zmierzy się w środę w pierwszym meczu grupowym nowej edycji Ligi Mistrzów. Jak w tym spotkaniu wypadnie nasz reprezentant i czy informacje o transferze wpłyną jakoś na jego formę?

RZECZPOSPOLITA

Piłka tylko dla bogatych, startuje Liga Mistrzów.

Faworyta nie ma. Jedni mają pieniądze i nie zawahali się ich użyć, kupując zawodników za setki milionów euro, inni mają piękne tradycje, są też tacy, którzy swoją siłę czerpią z tego, że nic się u nich nie zmienia. Ostatnie lata należały do Barcelony. Na osiem sezonów Ligi Mistrzów trzy razy okazała się najlepsza, siedem razy grała przynajmniej w półfinale. Koniec jej panowania ogłosił Bayern Monachium, wygrywając w kwietniu dwumecz z Katalończykami 7:0. Potęgę w Bawarii zbudowano na solidnych fundamentach, nie ma ryzyka, że się zawali, nawet jeśli nie będzie sukcesu. Ale w Monachium nikt nie wyobraża sobie innego scenariusza, niż wieloletnia władza nad Europą. Gwarantem sukcesu ma być Pep Guardiola, który wie, jak rozmawiać z gwiazdami. Hiszpan zbudował przecież wielkość Barcelony, później przez rok odpoczywał, a pomysł na bawarską potęgę obmyślał przez kilka miesięcy. Guardiola przyszedł do zespołu sytego, który w poprzednim sezonie wygrał wszystko. Teraz wzmocniony przez Thiago Alcantarę czy Mario Goetzego jakoś nie błyszczy. Bayern przegrał mecz o Superpuchar Niemiec z Borussią, w spotkaniu o Superpuchar Europy wygrał z Chelsea dopiero po rzutach karnych. Na razie nie jest to maszyna, która pracuje bez zgrzytów. Piłkarze miotają się po boisku, uczą się, jak posiadanie piłki przekuć w zwycięstwa. W Monachium próbują stworzyć kataloński klon, pytanie, jak wiele w sukcesach Barcelony zależało od mentalności piłkarzy wychowanych w La Masii.

GAZETA WYBORCZA

Nowy termin posiedzenia NKO ws. Bartłomieja Pawłowskiego.

Zaplanowane na środę posiedzenie Najwyższej Komisji Odwoławczej w sprawie Bartłomieja Pawłowskiego zostało odroczone do 2 października. W Widzewie nie są z tego powodu szczęśliwi, bo termin przejęcia 300 tys. euro znów się oddalił. W Hiszpanii 20-letni piłkarz walczy o miejsce w składzie Malagi, a w Polsce wciąż nie zakończyła się batalia Widzewa z Jagiellonią o prawa do Pawłowskiego. Batalia, która trwa już od kilku tygodni. Ponad trzy tygodnie temu wydawało się, że sprawa w końcu znalazła swój finał. Komisja Ligi Ekstraklasy SA przyznała bowiem rację Widzewowi. Orzekła, że łódzki klub w czerwcu skorzystał z prawa pierwokupu Pawłowskiego, i od tamtej pory Jagiellonia nie ma już żadnych praw do piłkarza. Ta jednak nie dała za wygraną i skorzystała z prawa odwołania do Najwyższej Komisji Odwoławczej. Klub z Podlasia nie chce się poddać, bo w grę wchodzą naprawdę spore jak na polskie warunki pieniądze. Widzew wypożyczył młodzieżowego reprezentanta Polski do Malagi za 300 tys. euro, a może zarobić jeszcze 800 tys. euro, jeśli za rok Hiszpanie zdecydują się na transfer definitywny piłkarza. NKO planowała zająć się sprawą jutro. Do Warszawy wybierał się prezes Widzewa Paweł Młynarczyk w towarzystwie prawnika. Podróż do stolicy będzie jednak musiał odłożyć, bo przedstawiciel Jagiellonii poprosił komisję o odroczenie sprawy. Powód? – Pełnomocnik klubu z Białegostoku poinformował nas w piątek, że ta sprawa koliduje z inną, dlatego prosi o przesunięcie terminu – tłumaczy „Gazecie” Włodzimierz Głowacki, przewodniczący NKO. – Zgodziliśmy się, bo nie pierwszy raz ktoś nas o coś takiego prosi. Nie widzieliśmy więc w tym nic nadzwyczajnego. Tym bardziej że o odroczenie prosiła Jagiellonia, czyli klub, który się odwołał.

Zbigniew Małkowski: Wina jest tylko po naszej stronie.

Jesteś jednak w stanie wytłumaczyć to, co stało się w sobotę?
– Po pierwsze, naszym największym problemem było, że trafiliśmy na Legię po dwutygodniowej przerwie, przed ich meczem w pucharach. Byli wypoczęci, głodni gry, każdy chciał jak najlepiej pokazać się trenerowi Urbanowi przed spotkaniem pucharowym z Lazio Rzym. Drugi powód leży już po naszej stronie: popełniliśmy zdecydowanie zbyt dużo indywidualnych błędów. Taki rywal jak Legia każdy prezent wykorzystuje.

Trener „Pacheta” swymi wyborami też niespecjalnie wam pomógł.
– Myślę, że nie można mieć pretensji do trenera. Mamy w kadrze 22 zawodników i każdy chce grać, każdy marzy, żeby wyjść na boisko i rywalizować z takim zespołem jak Legia. Trener wybrał skład, a my mieliśmy zrealizować jego założenia. Ale to się nie udało. Graliśmy zbyt daleko od siebie, a na to nas szczególnie uczulał. Nie może tak być, że rywal wszystkie gole strzela z odległości 5-8 metrów od bramki. Oni w całym meczu praktycznie nie musieli uderzać zza „szesnastki”.

Te błędy w defensywie to jednak pokłosie właśnie tych decyzji „Pachety”. Na pewno wolałbyś Pavola Stano biegającego w defensywie niż w środku pola czy ataku.
– Bez znaczenia, czy to Pavol Stano, Piotrek Malarczyk czy Kamil Sylwestrzak – zaufanie mam do każdego. Owszem, Pavol może niespecjalnie sprawdził się w drugiej linii, ale z przodu zrobił już wielką robotę. Pamiętajmy, że za grę w obronie nie odpowiadają tylko stoperzy, ale cały zespół. Na całym boisku zostawiliśmy rywalom zbyt dużo swobody.

SPORT

Augustyn: Możemy żałować, że nie padło więcej goli.

Błażej Augustyn – nowy zawodnik zabrzańskiego Górnika – wyszedł wczoraj w pierwszym składzie w starciu przeciwko Zagłębiu Lubin. I jak zaznacza – żałuje, że gospodarze nie strzelili więcej goli. – Trudno nie być zadowolonym, tym bardziej, że graliśmy naprawdę dobry mecz. Powoli „uczę” się gry Górnika i zdaję sobie sprawę z tego, że przede mną jest jeszcze wiele pracy – mówi Błażej Augustyn. Kiedy defensor dowiedział się, że zagra w wyjściowej jedenastce? – Pięć minut po tym, jak weszliśmy do szatni. A o zmianę poprosiłem sam – zaznacza obrońca z Zabrza. Mimo wygranej 2-1, Augustyn czuje pewien niedosyt. – Mecz był pod pełną kontrolą i możemy tylko żałować, że nie padło więcej goli – kończy podopieczny trenera Adama Nawałki.

Olkowski: Trzy punkty zdobyliśmy jak najbardziej zasłużenie.

Paweł Olkowski jest zdania, że Górnik wczorajsze starcie z Zagłębiem Lubin wygrał jak najbardziej zasłużenie. Choć dodaje, że goście byli mocno zmotywowani po wygranej z Ruchem Chorzów. – Kluczem do zwycięstwa było zaangażowanie od pierwszej do ostatniej minuty. Stworzyliśmy sobie mnóstwo sytuacji bramkowych, mieliśmy przewagę w posiadaniu piłki. Bardzo chcieliśmy dzisiaj wygrać i trzy punkty zdobyliśmy jak najbardziej zasłużenie – ocenił postawę swoją i kolegów Olkowski. – Zagłębie uskrzydlone wygraną z Ruchem również nie zamierzało się poddać bez walki. Nie pozwoliliśmy im jednak dojść do głosu – dodał po chwili.

DZIENNIK POLSKI

Derbowa gorączka, czyli filmy, odwiedziny kibiców i ekstrapremie.

Zanim na murawę stadionu przy ul. Kałuży wybiegną podopieczni Wojciecha Stawowego i Franciszka Smudy, postanowiliśmy zapytać kilku byłych już piłkarzy Cracovii i Wisły, jakie emocje towarzyszyły im w dni poprzedzające derbową konfrontację oraz już podczas samych spotkań. Wszyscy są zgodni co do jednego – to nie są zwyczajne mecze, a rosnące napięcie czuć już na długo przed pierwszym gwizdkiem.
Cracovia po wielu latach do ekstraklasy powróciła w 2004 roku. Jesienią przyjechała na ul. Reymonta. Właśnie te derby wspomina długoletni bramkarz „Pasów”, Marcin Cabaj: – Pierwsze mecze derbowe, które rozgrywaliśmy w ekstraklasie, były czymś szczególnym. Spotykaliśmy się w końcu z Wisłą, w której było ośmiu-dziewięciu reprezentantów Polski. Faworytem nigdy nie byliśmy. Szczególnie miło wspominam pierwsze derby po powrocie do ekstraklasy, gdy zremisowaliśmy 0:0. Im bliżej było meczu, tym bardziej rosła gorączka, mniej więcej na tydzień przed spotkaniem. Naturalnie, że celem nadrzędnym było to, by walczyć, a wynik mógł być różny. Kibice to rozumieli. O rosnącym napięciu przedderbowym mówi też były napastnik Wisły, Tomasz Frankowski: – Przed tymi meczami czuć było, że czeka nas wyjątkowe spotkanie. Zresztą gdyby ktoś o tym zapomniał, to kibice potrafili szybko przypomnieć nam, czego od nas oczekują. Pamiętam, że zawsze przed derbami mieliśmy takie spotkania z nimi, podczas których tłumaczyli nam, jak ważny jest to dla nich mecz i że oczekują od nas walki do upadłego przez ponad 90 minut. Mówili też, że chcą po derbach chodzić po Krakowie z podniesioną głową.

SUPER EXPRESS

Tomasz Kuszczak o Lidze Mistrzów: Lewy kontra gwiazdy.

Największy głód na wygranie Champions League panuje chyba w Realu Madryt, kupili Garetha Bale aż za 91 mln euro.
– Jeden zawodnik nic nie zdziała. Bale ubiegły sezon miał wspaniały, a tempo, w jakim się rozwijał, jest zdumiewające…

Zapłaciłbyś za niego tyle pieniędzy?
– Za jakość trzeba płacić. Bale jest obecnie najdroższym piłkarzem świata, ale gdyby dziś Cristiano Ronaldo przechodził z Manchesteru do Realu, to zdecydowanie przebiłby ten transfer, na pewno kosztowałby ponad 100 milionów euro.

Jak wypadnie „twój” Manchester Utd, już bez sir Aleksa Fergusona?
– To nadal kandydat nie tylko do triumfu w LM, ale też wygrania ligi angielskiej. Wprawdzie nie ma już sir Fergusona, ale zespół nic nie stracił ze swojej wartości. Został Wayne Rooney, jest król strzelców ligi angielskiej Robin Van Persie.

Dani Quintana: SODÓWKA mi nie grozi.

Za mecz z Ruchem zebrałeś tyle pochwał, może ci się zakręcić w głowie…
– Sodówka mi nie grozi. Nawet nie bardzo lubię udzielać wywiadów po takich meczach, bo wiem, że wystarczy kilka słabszych występów i telefon przestanie dzwonić (śmiech). Z drugiej strony skłamałbym, gdybym powiedział, że nie jestem zadowolony, po tym, co zrobiłem, choć grałem już lepsze meczeÂ…

Lepsze mecze? Nigdy nie strzeliłeś dwóch goli i nie zaliczyłeś trzech asyst w jednym spotkaniuÂ….
– Pod względem skuteczności to był mój najlepszy mecz w karierze. I w Polsce, i w Hiszpanii. Ale jeśli chodzi o poziom mojej gry, to miałem już lepsze występy. Jak choćby z Wisłą Kraków w Pucharze Polski, Zagłębiem Lubin czy właśnie Ruchem Chorzów w poprzednim sezonie.

A wygrałeś kiedyś 6:0?
– Nie, to mi się zdarzyło po raz pierwszy.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Śląskowi grozi utrata licencji.

Śląsk, idąc na otwartą wojnę z Polsatem, którego udziały chce zlicytować, ryzykuje utratę licencji na grę w ekstraklasie. Ale prezydent miasta, usiłując pozbyć się większościowego udziałowca, stoi pod ścianą. Skoro Zygmunt Solorz nie jest zainteresowany finansowaniem Śląska, to Rafał Dutkiewicz za wszelką cenę musi znaleźć nowego inwestora. – Dutkiewicz powiedział niedawno, że zamierza zrobić porządek w klubie, nawet jeżeli miałby zaczynać od czwartej ligi. Najwyraźniej nie żartował – mówi osoba z otoczenia prezydenta. Śląsk jest winien miastu 12,5 mln złotych. Pieniądze te powinien wyłożyć Polsat, który ma 51 procent udziałów w klubie (49 procent jest w rękach miasta Wrocławia), bo to miał być jego wkład w bieżącą działalność klubu. Polsat jednak nie płacił, więc pieniądze wykładał drugi udziałowiec, ale była to tylko forma pożyczki. Skoro Polsat nie uregulował długu, miasto postanowiło już w czerwcu – jak ujawniła „Gazeta Wyborcza” – złożyć do sądu wniosek „o wszczęcie egzekucji poprzez sprzedaż przedsiębiorstwa Dłużnika”. W ubiegłym tygodniu prezydent Wrocławia poinformował, jakie będą kolejne kroki: sąd powinien wyznaczyć zarządcę przymusowego, biegli sądowi oszacują wartość Śląska i klub zostanie zlicytowany. Nabywca będzie musiał przebić wysokość długu, czyli 12,5 mln złotych, choć obecna wartość klubu (zdaniem prezydenta) jest mniejsza. Dlatego istnieją duże szanse na to, że udziały w Śląsku przejmie spółka stworzona na bazie Wojskowego Klubu Sportowego, która do licytacji stanie w porozumieniu z władzami Wrocławia. Architektem takiego planu działania jest Jacek Masiota – zaufany prawnik właściciela Lecha Poznań oraz były szef Rady Nadzorczej Ekstraklasy SA i członek zarządu PZPN. W skomplikowaną operację zaangażował się również Andrzej Padewski, szef Dolnośląskiego ZPN.

Vladimir Smicer: To nie będzie angielska Liga Mistrzów.

Jak będzie wyglądał ten sezon Ligi Mistrzów?
– Powinno być bardzo ciekawie. Widać to po zbrojeniach, jakie przeprowadzono w Europie we wszystkich czołowych klubach. Wynika z tego, że nikt nie zamierza odpuszczać Ligi Mistrzów i nawet najmocniejsi doszli do wniosku, że trzeba się wzmacniać. Weźmy taki Bayern Monachium. W ubiegłym sezonie wygrał wszystko, co mógł, i wydawałoby się, że ma gotowy zespół, ale kupił jeszcze z Barcelony Thiago Alcantarę. Pieniądze wydawały też Barcelona i Real Madryt. Myślę więc, że kwestia, kto wygra Ligę Mistrzów, rozegra się między tymi zespołami. Przepaść nad resztą stawki pogłębiła się i trudno się spodziewać, żeby ktoś mógł potentatom pokrzyżować plany.

A propos transferów. Real wydał 100 milionów euro na Garetha Balea z Tottenhamu? Wyłożenie takiej kwoty na piłkarza jest usprawiedliwione?
– Kosmiczne pieniądze. Niektórym to może się nie podobać, ale niestety taki jest świat. Można było się spodziewać, że ta bariera padnie, i tak się właśnie stało.

Borussię Dortmund znów będzie stać na tak samo dobre wyniki jak w ubiegłym sezonie?
– A dlaczego nie? Po paru kolejkach Bundesligi widać, że transfery Mchitariana i Aubameyanga były trafione i dziura po odejściu Götzego została zasypana. Do tego mają więcej doświadczenia. Ale największym skarbem Borussii jest trener Jürgen Klopp. Według mnie to on jest gwarantem, że dortmundczycy znowu będą liczyć się w Lidze Mistrzów.

Levy ma ofertę ze Slavii? Trener Śląska potwierdza.

Stanislav Levy jest jednym z kandydatów do objęcia Slavii Praga – podaje dziennik „Blesk”. – Potwierdzam, był kontakt – powiedział nam trener Śląska Wrocław. Slavia Praga w tym sezonie zawodzi na całej linii. W tej chwili w tabeli znajduje się tuż nad strefą spadkową, w ostatniej kolejce przegrała 0:4 z Mladą Boleslav. Wcześniej potrafiła polec nawet 0:7 z Teplicami. Za fatalną grę zapłacił trener Michal Petrous, który został zwolniony. Wśród kandydatów na jego następcę czeska gazeta podała nazwisko Stanislava Levyego. – To prawda, był jakiś kontakt, ale wciąż obowiązuje mój kontrakt ze Śląskiem i mam tu dużo pracy – powiedział nam szkoleniowiec Śląska Wrocław.

Najnowsze

Anglia

Simons i Romero, czyli „Głupi i Głupszy”. Liverpool górą w hicie

Maciej Piętak
0
Simons i Romero, czyli „Głupi i Głupszy”. Liverpool górą w hicie
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama