Zanosiło się na powtórkę z Białegostoku, ale Górnik nagle zaciągnął hamulec

redakcja

Autor:redakcja

16 września 2013, 20:30 • 2 min czytania

Jedną rzecz postanowiliśmy sobie już przed meczem: cokolwiek się wydarzy, nie będziemy dziwić się, jeśli Zagłębie znów zagra jak banda przypadkowych ludzi. Siedem kolejek, dwa miesiące ligi – no chyba już wystarczy, pora przywyknąć do tego, co niezmienne.

Zanosiło się na powtórkę z Białegostoku, ale Górnik nagle zaciągnął hamulec
Reklama

Wydawało nam się (z akcentem na „wydawało”), że jesteśmy przygotowani na to, że jak Górnik z Nawałką, tracącym z nerwów więcej kalorii niż niejeden piłkarz, usiądą na tych pięknisiach z Lubina, to się może skończyć dla nich kiepsko. Ale beznadzieja, jaką zobaczyliśmy do przerwy, przerosła nasze oczekiwania. Jeśli władze Zagłębia wciąż szukały pretekstu do zatrudnienia nowego trenera, to lepszego na boisku wymyślić się nie dało. Skojarzyło nam się z taką głupią zabawą, którą kiedyś – w starych czasach – praktykowało się na imprezach urodzinowych, tak zwanych osiemnastkach. Delikwent wypinał tyłek jak na egzekucję, a reszta wesołego, lekko już podchmielonego towarzystwa ładowała w niego pasem. Jedni lżej, inni mocniej, ale wszyscy wystarczająco, żeby odczuł. Mniej więcej tak to było dziś z Zagłębiem.

Od początku każda wyprowadzana piłka padała łupem zawodników Górnika. Zagłębie samo prosiło się o bramki. Cofnęło się tak bardzo, że bardziej mogłoby jedynie, gdyby całkiem zeszło z boiska. 30 minut i mieliśmy 2:0. Nieważne, że w obie sytuacje wmieszał się element szczęścia. Ł»e Kosznik kopnął w inne miejsce niż po rykoszecie wpadła piłka, ani że Olkowski tak naprawdę strzelał, a wyszła mu asysta. Nieistotne. Zabrzanie zasługiwali na zdecydowane prowadzenie, gole były kwestią czasu.

Reklama

Równie duży problem mamy jednak z tym, co wydarzyło się po przerwie. Górnik wyszedł z szatni jakby uznał, że wystarczy już znęcania, a Zagłębie – choć niczego wielkiego nie zrobiło – przynajmniej zaczęło równać do poziomu, który określilibyśmy poziomem do przyjęcia. Fenomenalną bramkę (ścisły top goli sezonu) zdobył Piech, który najwyraźniej nie przesiąkł jeszcze lubińską atmosferą, w przeciwieństwie do Papadopulosa, a minimalizm Górnika w końcówce niemal doprowadził do katastrofy. Szczęście, że Paweł Pskit i jego zespół prowadził dziś zawody bez zarzutu i gwizdał wszystko, co należało gwizdać.

Górnik po 7 meczach ma 15 punktów, tyle samo co liderująca Legia. Zagłębie z kolei dumnie plasuje się na pozycji 15. i aż zastanawiamy się co będzie dalej – dolna ósemka na półmetku, później wysokie premie obiecane za utrzymanie w Ekstraklasie i na koniec sukces… na kontach zawodników? Niewykluczone, że tak to właśnie będzie wyglądało.

Najnowsze

Anglia

Simons i Romero, czyli „Głupi i Głupszy”. Liverpool górą w hicie

Maciej Piętak
0
Simons i Romero, czyli „Głupi i Głupszy”. Liverpool górą w hicie
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama