Udany początek marszu Gieksy, dłuższy przystanek bełchatowian

redakcja

Autor:redakcja

15 września 2013, 16:58 • 3 min czytania

Wczoraj zapowiadając pierwszą ligę skupiliśmy się na dwóch GKS-ach, tym z Katowic, który od dłuższego czasu próbuje udowodnić wszystkim wokół, że naprawdę chciałby powalczyć o Ekstraklasę i tym z Bełchatowa, który miał przede wszystkim utrzymać wysoką formę, udowadniając, że pojedyncza wpadka z ubiegłego tygodnia to tylko potknięcie, a nie widowiskowa gleba, po której zbierać trzeba się całymi miesiącami.
Rozpatrując kolejkę pod tym kątem jesteśmy połowicznie zadowoleni. Z jednej strony było to, czego oczekiwaliśmy – prawie sześć tysięcy wrzeszczących gardeł na katowickim stadionie, zapełniony do ostatniego miejsca „Blaszok” i dwa gole Pitrego, który – takie przynajmniej odnosimy wrażenie, może nieco zafałszowane po poprzednim sezonie gdy z trzynastu bramek, sześć zdobył na przestrzeni dwóch meczów – jak nie strzela, to tygodniami, jak strzela – to seriami. Tak było i tym razem, a Gieksiarze odprawili z kwitkiem ROW Rybnik. Goście jak zwykle odpowiedzieli golem Idrissy Cisse, który wyrasta na nowego Charlesa Nwaogu z czasów wczesnej Floty Świnoujście. Osiem meczów, cztery gole. Nie jest to może nowy Kenneth Zeigbo, ale jak na beniaminka z sześcioma remisami na koncie…

Udany początek marszu Gieksy, dłuższy przystanek bełchatowian
Reklama

W odwrotną stronę maszeruje GKS Bełchatów, który tym razem pogubił u siebie punkty z Górnikiem فęczna. Z drugiej strony – czy można to traktować jako niespodziankę? Okej, Bonina traktowaliśmy jako postać kabaretową, aspirującą raczej do roli drzewa, niż pierwszoplanowego magika-technika, ale na pierwszą ligę to wciąż nazwisko. Sasin, Mraz, Tomasz Nowak, Szałachowski. To są goście, którzy widzieli w życiu parę prawdziwych stadionów i zagrali kilka prawdziwych meczów. To, że od dawna nie kręcą się na karuzeli ekstraklasowej, nie znaczy, że zapomnieli jak grać w piłkę. W Łęcznej tworzy się coś ciekawego, co zresztą widać w tabeli – trzy punkty straty do liderów z Bełchatowa i Ząbek to praktycznie żadna strata, a podopieczni Szatałowa mają już za sobą oba GKS-y i zawsze ciężki, choćby przez bliskość plażowych barów, wyjazd do Świnoujścia.

Drugi z transmitowanych przez Orange Sport meczów, Chojniczanka Chojnice – Wisła Płock, bez szału. Po golu z karnego w dziewiętnastej minucie gospodarze prowadzili grę, a płocczanie się szamotali. Jako że nie mieli w składzie ani Burkhardta, ani Kaczmarka – szamotali się dość nieskładnie. Efekt – druga bramka tuż przed przerwą i niespotykane męczarnie w drugich czterdziestu pięciu minutach. Ł»ałowaliśmy, że nie pojechaliśmy do Ząbek, gdzie w tym samym czasie działy się jakieś dantejskie sceny. Najpierw Dolcan w 24 minuty strzelił trzy gole, w tym jednego z zerowego kąta, a potem… nieomal wypuścił to z rąk. Od 68 minuty były drgawki przy każdej groźniejszej kontrze Okocimskiego, który podniósł się na 2:3, ale wyrównać już zdołał. Tym samym zresztą podwarszawska miejscowość mogła usłyszeć śpiewane z dumą „mamy lidera”. Praca Podolińskiego? Rozpęd, który utrzymuje się od wiosennej passy zwycięstw? Efekt konsekwentnej pracy niemal stałej grupy piłkarzy, szkoleniowców i działaczy? Nie przesądzamy, ale Dolcan w tej chwili gra najsolidniej.

Reklama

Ostatnie z ważniejszych spotkań – Arka kontra Miedź zakończyło się bezbramkowym remisem, który przedłuża passę meczów bez zwycięstwa legniczan do ośmiu gier. Ulatowskiego już nie ma, padaka pozostała.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama