To jeden z najgłośniejszych debiutów ostatnich miesięcy. Do Anglii przyjeżdżały bowiem różne gwiazdy, drogie, z reputacją i renomą, tanie, ale diabelnie utalentowane, cudowne dzieciaki, wspaniała młodzież, dojrzali geniusze i podstarzali artyści. Zazwyczaj jednak wszystkie te indywidualności, wszyscy magicy i czarodzieje przyjeżdżali do Manchesteru, w najlepszym przypadku do Londynu, ale do jego niebieskiej części. Kto pamięta hitowy transfer do północnej części tego miasta, do drużyny prowadzonej przez Wengera?
Już sam fakt, że Francuz sięgnął do kieszeni wywołał euforię kibiców „Kanonierów” i poruszenie w tamtejszych mediach. Gdy jednak okazało się, że ściąga mózg jednej z dwóch najlepszych drużyn w hiszpańskim futbolu, genialnego asystenta, fenomenalnego technika i rozgrywającego, króla asyst i nieszablonowych podań – bomba wybuchła z nieprawdopodobną siłą. Gdy dodamy do tego wszystkie smaczki wokół transferu – mamy temat okładkowy dla wszystkich możliwych londyńskich brukowców. Mesut Oezil narobił solidnego rabanu jeszcze zanim założył koszulkę z numerem jedenastym i herbem Arsenalu na piersi. Gdy zaś wybiegł na boisko – wszystkie kamery zostały skierowane właśnie na niego.
Przez jedenaście minut wydawało się, że nie zaobserwują niczego wielkiego. Jedenaście minut, jak w tej książce dla licealistek. Długo? Krótko? Mesutowi wystarczyło. Zaliczył pierwszą asystę w Anglii, jednocześnie dając rywalom do zrozumienia – „król strzelców może pochodzić właśnie z mojej ekipy”. Przecież to przyjemność być napastnikiem, gdy za plecami biega taki mózg. Właśnie, to słowo-klucz. „Mózg”. Trudno wyobrazić sobie piłkarza, do którego bardziej pasowałoby to określenie. Widać to w każdym jego posunięciu. Nie wierzycie? Oto skrót meczu Oezil kontra Sunderland.
Nawet jeśli potem widowisko ukradł później Ramsey – Oezil wjechał w angielską ligę jak Mayweather w Alvareza. Czekamy na więcej.