Nie popierają pomysłu Bońka, Della Valle o meczu, Smuda o robieniu z niego dziada

redakcja

Autor:redakcja

13 września 2013, 08:31 • 14 min czytania

Zapraszamy na piątkowy przegląd ośmiu tytułów prasowych.

Nie popierają pomysłu Bońka, Della Valle o meczu, Smuda o robieniu z niego dziada
Reklama

FAKT

Rabiola grał z gwiazdami, teraz ma strzelać dla Piasta.

Reklama

Miał się od kogo uczyć. Portugalczyk Rabiola (24 l.) kilka lat temu był zawodnikiem FC Porto. Nie grał tam zbyt wiele, lecz miał okazję poznać takie gwiazdy, jak Raul Meireles (30 l.), Ricardo Quaresma (30 l.) czy Lisandro Lopez (24 l.). Rabiola został zakontraktowany przez gliwiczan zaraz po tym, jak z klubu odszedł Marcin Robak (31 l.). Podczas przerwy ligowej Portugalczyk intensywnie nadrabiał zaległości, gdyż chce jak najszybciej zacząć grać. Co ciekawe o polskiej ekstraklasie nie wiedział kompletnie nic, a do podpisania umowy z Piastem zachęcił go Andre Micael (24 l.) z Zawiszy Bydgoszcz. – Miałem też propozycje z Serie B i Segunda Division oraz z Piasta. Trochę się zastanawiałem, ale po rozmowie z Andre Micaelem postanowiłem wybrać polską ligę. O ekstraklasie nic nie wiedziałem, więc szukałem informacji w internecie – przyznał piłkarz z Guimaraes. W 2007 roku napastnika kupiło wielkie FC Porto. Rabiola w pierwszej drużynie zagrał jedynie w dwóch meczach. Miał jednak okazję przebywać w szatni z gwiazdami portugalskiej piłki. – W czasie pobytu w Porto, nie grałem zbyt wiele, ale miałem okazję trenować i grać z takimi piłkarzami jak Bruno Alves, Raul Meireles, Ricardo Quaresma czy Lisandro Lopez – mówi Faktowi piłkarz, który ostatnio grał w rezerwach Bragi. Oby w Piaście pokazał coś ciekawego.

Nie wszyscy popierają pomysł Bońka.

Nie wszystkim prezesom ekstraklasy podoba się, że szef PZPN Zbigniew Boniek (57 l.) chce wprowadzić limit obcokrajowców spoza Unii Europejskiej, którzy mieliby biegać po polskich boiskach. Środowisko jest w tym temacie dość mocno podzielone. Legia i Lech przeciw ze względu na rezerwy. W środowym Fakcie napisaliśmy jako pierwsi, że Boniek, wzorem takich federacji jak Hiszpania czy Włochy, planuje wprowadzenie limitu piłkarzy spoza UE w ekstraklasie oraz całkowity zakaz ich transferowania w niższych ligach – na pewno od trzeciego szczebla rozgrywek. To na razie pomysł. Reforma zostałaby wdrożona najprawdopodobniej od sezonu 2015/16 z możliwością wypełnienia wcześniej podpisanych kontraktów. Szefowie klubów są podzieleni co do tego, czy wprowadzenie takiego pomysłu w życie to dobre posunięcie – Z reguły jestem przeciwko wprowadzaniu ograniczeń. Za mało znam sprawę – powiedział Faktowi prezes Legii Warszawa Bogusław Leśnodorski (38 l.). Mistrzom Polski pomysł nie podoba się przede wszystkim na zespół rezerw grający w III lidze. Reforma zablokowałaby ogrywanie Brazylijczyków jak Raphael Augusto (22 l.), Alan i Peterson. Problem rezerw dostrzega też prezes Lecha. – Słyszeliśmy o planach dotyczących niższych lig. Rezerwy to prawie wyłącznie wychowankowie, których systematycznie wprowadzamy do składu. Czasem występują tam zawodnicy I zespołu wracający po kontuzjach, w tym obcokrajowcy. Mielibyśmy ich wykluczyć z tych meczów? – zastanawia się Leszek Klimczak (38 l.). – Prawdziwy problem polskiej piłki to zbyt szybki wyjazd najzdolniejszych, o których słuch szybko ginie – dodaje.

RZECZPOSPOLITA

Stefan Szczepłek: Snobizm na Polonię.

Skok Wołomin został sponsorem Polonii. To pierwsza firma, która związała się z klubem po jego spadku do czwartej ligi. Mimo degradacji na mecze Polonii w Warszawie przychodzi ponad 3 tys. widzów, czyli nawet nieco więcej niż wówczas, kiedy drużyna grała w ekstraklasie. Polonia ma to, co trudno już dostrzec na ligowych stadionach. Ich nowoczesność, systemy zabezpieczeń, segregujące gości kołowrotki, powodują brak jakiejkolwiek integracji. Kiedy idę na Legię, widzę wciąż tych samych kolegów dziennikarzy i tylko ich. Nie mogę wejść na żadną inną trybunę, żeby porozmawiać z dawnymi piłkarzami, zwykłymi kibicami. To jest cena nowoczesności na wszystkich nowych stadionach, nie tylko â€¨w Polsce. W tej sytuacji stadion Polonii, który nawet pół wieku temu nie był nowoczesny, jawi się jako obiekt ze skansenu budownictwa sportowego i właśnie na tym polega jego urok. Pójście na mecz to nie jest tylko oglądanie piłkarzy, to jest rytuał, wpisany w kalendarz i rytm tygodnia. Na Konwiktorskiej, przed wejściem na główną trybunę, tam, gdzie kiedyś parkował swojego Bentleya Józef Wojciechowski, spotykają się kibice i rozmawiają. Przychodzi Zdzisław Sosnowski, ostatni żyjący członek drużyny, która w roku 1946, na gruzach miasta (choć paradoksalnie na stadionie Legii, który ocalał z wojny) zdobyła tytuł mistrza Polski. Jest imponujący formą fizyczną Henryk Misiak, który w roku 1952 zdobywał z Polonią Puchar Polski. Zawsze można spotkać Juliusza Kuleszę, pisarza i grafika, który jeszcze w latach 50. ilustrował swoimi rysunkami książki Stanisława Mielecha (twórcy Legii i jej nazwy).

GAZETA WYBORCZA

Holender z Piasta Gliwice potrzebuje miesiąca, aby dojść do formy.

Napastnik Piasta Gliwice Collins John przyznaje, że nie jest jeszcze w idealnej dyspozycji. John zadebiutował w Piaście w niedawnym meczu ze Śląskiem Wrocław. – To było tylko 10 minut, ale długo czekałem na to, żeby zagrać i byłem tym bardzo podekscytowany. Wszyscy w klubie mi pomagali, aby się do tego przygotować – mówi. Były gracz Fulham wciąż ma zaległości treningowe. – Dojście do formy może zabrać mi miesiąc. Jestem napastnikiem i nastawiam się na zdobywanie bramek. Jeśli strzelę tę pierwszą, to ona może dodać mi pewności siebie – podkreśla. W piątek gliwiczanie zmierzą się na wyjeździe z Wisłą Kraków. – W ekstraklasie nie ma jednej drużyny, która bije wszystkich. Tu każdy może wygrać każdym. Jeśli zagramy lepiej w obronie niż ostatnio, to jesteśmy w stanie zdobyć trzy punkty – zapowiada John.

Widzew w końcu ma zmiennika dla Eduardsa Visnakovsa.

Ostatnim nowym piłkarzem Widzewa tego lata został Alen Melunović. Serb ma rywalizować o miejsce w ataku z gwiazdą drużyny Eduardsem Visnakovsem. Być może już w piątek będzie mógł pokazać, na co go stać. O godz. 18 drużyna z al. Piłsudskiego gra w Podbeskidziem Bielsko-Biała
Z sześciu widzewskich reprezentantów, którzy w minionych dwóch tygodniach rozjechali się po świecie, wszyscy wrócili już do Łodzi. I co najważniejsze, wszyscy cali i zdrowi, na czele z Visniakovsem, w tej chwili widzewskim dobrem narodowym. Lider klasyfikacji strzelców ekstraklasy zagrał w reprezentacji do lat 23 z Anglią C i zdobył zwycięską bramkę. Rywal nie robi z pewnością na nim większego wrażenia, bo tworzą go piłkarze z drużyn z niższych lig angielskich, ale… – Ale „Wiśnia” strzelił gola, więc wciąż jest w strzeleckiej formie – mówi trener Mroczkowski. Gdyby, odpukać, Visnakovs się zablokował, albo nie daj Boże doznał jakiegoś urazu, byłaby katastrofa. Na szczęście w Widzewie jest już ktoś, kim można by próbować go zastąpić. Alen Melunović pozytywnie zdał testy sportowe i medyczne i podpisał roczny kontrakt z opcją przedłużenia o dwa lata. – Mam nadzieję, że da nam przynajmniej kilka goli. Nie jest może demonem szybkości, ale dobrze gra głową, nieźle nogami. To lepsza wersja Mehdiego Ben Dhifalaha – uważa Michał Wlaźlik, dyrektor sportowy łódzkiego klubu. Mroczkowski przyznaje jednak, że 100-procentowej pewności, że 23-letni Serb (ponad 190 cm wzrostu) wypali, nie ma. – Szukaliśmy zawodnika, który byłby alternatywą dla Eduardsa. Sprawdzaliśmy Melunovicia stosunkowo krótko, ale na treningach dał nam sygnały, że może nam pomóc – mówi trener Widzewa. – Zobaczymy, czy tak będzie. Ryzyko, że nie będzie wzmocnieniem, jest zawsze.

Piłkarz Górnika Zabrze czuje się mocny. Trener wreszcie mu zaufa?

فukasz Madej pełni na razie w Górniku Zabrze tylko rolę dublera. Pomocnik trafił do Górnika latem z GKS-u Bełchatów, w którym demonstrował niezłą formę. W zabrzańskim klubie nie potrafi jednak przebić się do podstawowej jedenastki. Madej nie od razu przystosował się do ostrych wymagań trenera Adama Nawałki. – Jedni szybciej przystosowują się do większych obciążeń, inni wolniej. Ja zresztą zwykle potrzebowałem trochę czasu po okresie przygotowawczym, aby osiągnąć szczyt formy. Teraz czuję się mocny i chciałbym, aby trener mi zaufał – mówi Madej. Nawałka nie wyklucza takiego rozwiązania. – فukasz robi postępy. W ostatnich meczach kontrolnych prezentował się dobrze. Wszystko zależy od niego. Czekam na pozytywne sygnały od zawodnika – mówi. Możliwe, że Madej otrzyma swoją szansę już w poniedziałkowym meczu z Zagłębiem Lubin. – Zagłębie to dobra drużyna. Może nie najlepiej wystartowała w lidze, ale łapie swój rytm. Miała przecież walczyć o miejsce w górnej części tabeli. Jeśli jednak zaangażujemy się w 100 procentach i pomożemy szczęściu, to osiągniemy wygraną – mówi pomocnik.

SPORT

Nowa rola Mariusza Klimka przy Cichej.

Były właściciel Ruchu Chorzów, Mariusz Klimek po dwuletniej nieobecności wrócił na Cichą. W nowym rozdaniu będzie on pełnił jednak zupełnie inną rolę niż podczas ostatniej przygody. Dla Mariusza Klimka czwartkowa decyzja włodarzy Ruchu Chorzów o włączeniu właściciela firmy „Reporter” do zarządu śląskiego klubu była powrotem na Cichą po dwuletniej przerwie. Wówczas rządził on „Niebieskimi” w pojedynkę, budując budżet klubu. Teraz jego rola ma się diametralnie różnić – czytamy w „Sporcie”. Czym Klimek będzie zajmował się w Ruchu? – Wraz z Mirosławem Mosórem będę decydował o pozyskiwaniu i sprzedawaniu zawodników. Ponoszę całkowitą odpowiedzialność za transfery i rozliczam się tylko przed właścicielem klubu – wyjaśnia. Z powrotem do chorzowskiego klubu Klimek nie liczy na zysk czy przywileje. – Będę miał ogromną frajdę, jeżeli jeszcze raz poukładamy Ruch i wyprowadzimy go na prostą – przyznaje.

Portugalczyk Rabiola ma zastąpić w ataku Piasta Gliwice Marcina Robaka.

24-letni zawodnik dowiedział się o ofercie Piasta miesiąc temu. – Pierwsze, co zrobiłem, to usiadłem do komputera i zacząłem szukać w internecie informacji o Piaście. Rozmawiałem też z moim kolegą, Andre Micaelem – też Portugalczykiem, który chwilę wcześniej podpisał kontrakt z Zawiszą Bydgoszcz – mówi „Sportowi”. – Gdy usłyszałem o ofercie Piasta, byłem totalnie zdziwiony. Jednocześnie potraktowałem ją bardzo poważnie, bo wyjazdy w dotąd nieznane miejsca także są wpisane w ten zawód. Zdawałem sobie sprawę, że wszystko będzie tu dla mnie nowe, ale po prostu chciałem spróbować – dodaje. Zawodnik, który grał ostatnio w rezerwach Bragi, po raz pierwszy w karierze będzie grał poza granicami Portugalii.

DZIENNIK POLSKI

Steblecki zobaczył, jaka jest różnica…

Zaliczył epizody w eliminacyjnym meczu ze Szwecją (porażka 1:3), wchodząc na boisko w 85 min oraz w przegranym spotkaniu towarzyskim z Portugalią (1:6), meldując się na placu gry w 90 min. – Ogromnie cieszę się z tego, że dostałem szansę, by pokazać się w tej reprezentacji – mówi 21-letni zawodnik Cracovii. – Zobaczyłem, jak to wszystko wygląda od środka. Dotarło do mnie, jaka jest różnica poziomów między Polską a dobrymi zagranicznymi ekipami, takimi jak Szwecja czy Portugalia. Nie miałem wielkich szans, by mocno poczuć tę rywalizację, gdyż nie miałem wiele czasu na pokazanie się, ale wiem, jak wiele jeszcze czeka mnie pracy. Steblecki wchodził na boisko, gdy wyniki spotkań były przesądzone. Trochę dłużej mógł pokazać się na boisku w meczu ze Szwecją, ale tego, by mógł zmienić losy spotkania, trudno się było od niego oczekiwać. – Nie spodziewałem się, że trener Dorna da mi szansę występu w meczu o punkty – mówi zawodnik. – Wpuszczając mnie na boisko, powiedział, bym zagrał tak jak w klubie, bym pokazał swoje walory i indywidualną akcją próbował pomóc kolegom. Nie za wiele pograłem, nie mogłem się więc pokazać. Z Portugalią zagrałem jeszcze mniej, ale nie jestem od tego, by oceniać, czy zasłużyłem na więcej. Zdaję sobie sprawę z tego, że byłem pierwszy raz na zgrupowaniu kadry. Oczywiście, ciężko się siedzi na ławce, gdy widzi się, jak koledzy przegrywają. Nie spodziewałem się, że spotkanie z Portugalią przegramy aż tak wysoko. Po stracie czwartej, piątej bramki widać było, że trudno będzie nam cokolwiek zrobić.

DZIENNIK BAفTYCKI

Deleu: U nas nie ma gwiazd, ale jest prawdziwa drużyna.

Zastanawia mnie, skąd taka przemiana w drużynie względem poprzedniego sezonu. Wielkich wzmocnień przecież nie było, ale za to macie innego trenera. Zmiana szkoleniowca była kluczowa?
– Myślę, że tak. Wiadomo, że każdy trener ma swoje metody. Teraz nie obawiamy się przeciwnika, zawsze staramy się grać ofensywnie, bo dla nas celem jest zwycięstwo. Trener Probierz wprowadził kilka zmian i na razie prezentujemy się dobrze.

W defensywie widać wreszcie stabilizację, co też ma przełożenie na zespół.
– Zgadzam się. W poprzednim sezonie rzeczywiście sporo było zmian, często zdarzało nam się grać w innym składzie. A wszystko przez to, że była wielka krytyka i mówiło się, iż obrońcy grają słabo. Ale kiedy przegrywamy, to winni są nie tylko obrońcy, bo przecież gramy w jedenastu. Cała drużyna odpowiada za porażkę. Teraz mamy przede wszystkim lepszą organizację gry defensywnej i obrońcy biorą też aktywny udział w ataku.

Pomogło wam chyba także „wyczyszczenie szatni”. Ten zespół ma wreszcie widoczne podstawy.
– Myślę, że odnosimy obecnie tak dobre wyniki, bo wreszcie mamy drużynę. Nie jest ważny jeden piłkarz, lecz cały zespół. Naprawdę wszyscy są ważni – zawodnicy z pierwszej jedenastki, rezerwowi, ale również ci, którzy nie mieszczą się w składzie meczowym. Nie mamy wielkich gwiazd, ale na treningach pracujemy ciężko i tworzymy drużynę.

SUPER EXPRESS

Alessandro Della Valle – ten sprzedawca ceramiki ośmieszył Polskę.

Strzeliłeś bramkę w meczu z Polską. To chyba najważniejszy gol w twojej karierze!
– Tak, dobrze mówisz. Nawet jeśli ten gol nie był wiele wart, bo sama wiesz, jak się skończył mecz. Ale tak na poważnie – to dla nas miało to szczególne znaczenie, bo w naszej drużynie grają normalne chłopaki, oni studiują, pracują. Więc strzelenie gola tak poważnej zawodowej drużynie, jaką wy macie, miało naprawdę duże znaczenie dla nas.

Dziś jesteś w pracy (rozmawialiśmy w środę)?
– Oczywiście! (śmiech)

O której dotarłeś do firmy?
– Tak jak zazwyczaj. Wstaję o 7.30, o 9.00 jestem w robocie.

Wczoraj skończyliście późno mecz, nie byłeś zmęczony?
– Nie. Po meczu jeszcze poszliśmy razem coś zjeść, trochę poświętowaliśmy (śmiech), ale pracować trzeba.

Nie dostałeś od szefa żadnej nagrody za grę w reprezentacji, dnia wolnego?
– Gdzież tam! Powiem ci więcej! Za każdym razem, jak gram mecze w reprezentacji, muszę pytać szefa o zgodę! Gdyby mi nie pozwolił, to nie strzeliłbym Polsce gola (śmiech, bardzo długi)

Marek Koźmiński: Salamon nie nadaje się do kadry

Marek Koźmiński (45 l.), wiceprezes PZPN do spraw zagranicznych, będzie gościem najnowszego odcinka „Kontrataku”. Były reprezentant Polski w surowych słowach ocenia dyspozycję niektórych młodszych kolegów z boiska. – Na przykład Salamon. Obecna forma nie upoważnia go do gry w reprezentacji. Najpierw musi zacząć grać w klubie! – dosadnie stwierdził Koźmiński. Drugi z gości, Maciej Sawicki, sekretarz generalny PZPN, ujawnia z kolei, że związek… zarobił na niedoszłym transferze Roberta Lewandowskiego. Producenci popularnej gry komputerowej nie byli pewni, czy na okładkę dać „Lewego” w koszulce Borussii czy już w trykocie Bayernu. Stanęło na tym, że Lewandowski został zaprezentowany w stroju reprezentacji. A że prawa do wizerunku kadrowiczów ma związek, to właśnie na jego konto wpłynęło określone honorarium. Nieoficjalnie mówi się o kwocie kilkudziesięciu tysięcy złotych.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Smuda: „EURO to nie powód, by robić ze mnie największego dziada”.

Dlaczego Franz Smuda nadal wzbudza tyle emocji?
– Może gazety lepiej się sprzedają, gdy ktoś zaatakuje Smudę? Jak prezes Legii, Leśnodorski. Nie znam człowieka, ale zaczepić mnie musiał.

Pan też nie pozostał dłużny. „Po co on pajacuje. Jak grałem w Lidze Mistrzów, to on z nocnikiem pod szafę wjeżdżał” – mówił pan o prezesie Legii.
– Kiedyś byłaby większa rozpierducha, ale lata doświadczeń spowodowały, że trochę się zgasiłem. EURO mnie tego nauczyło. Wielu „przyjaciół” się odwróciło. Jeden z dziennikarzy robił wywiad, klepał po plecach, a godzinę później wysyłał esemesa do naszego rzecznika, żeby mnie zwolnić. Zagrałem trzy mecze na EURO, jeden przegrałem, ale to nie powód, żeby robić ze mnie największego dziada.

Zajęliśmy ostatnie miejsce w grupie, a nadzieje były ogromne.
– Holandia nie zdobyła nawet punktu, ale nikt w tym kraju nie niszczył van Marwijka. Potraktowali go inaczej, choć prowadził drużynę pełną gwiazd, wicemistrzów świata. Polska ma nieporównywalnie mniejszy potencjał. O jedno mam do siebie pretensje za EURO.

Były gracz Legii przeżywa renesans formy.

Eksperci wróżyli mu błyskotliwą karierę, ale wróżby się nie spełniły. Dziś, na zapleczu ekstraklasy, przeżywa prawdziwy renesans formy. Był w warszawskiej Legii, w której jednak nigdy nie dostał prawdziwej szansy. Terminował w Wodzisławiu Śląskim, by na lata przepaść w Nowy Dworze Mazowieckim. Teraz Dariusz Zjawiński wrócił w Dolcanie Ząbki i strzela gola za golem. Wiosna 2004, sparing Legionovia – Znicz Pruszków. Obie drużyny grają w starej III lidze. Na testy przyjeżdża dwóch młokosów z A-klasowego CWKS Legia. – Szukaliśmy wtedy rozgrywającego – wspomina ówczesny trener Legionovii Dariusz Ziąbski. – Zaprosiliśmy dwóch 18-latków z malutkiego CWKS Legia z Bemowa. Słyszałem dobre opinie o jednym z nich. Chodziło o Toniego. Wietnamczyka, który był ofensywnym pomocnikiem. Trener Olszówka poprosił jednak o to, żeby przyjechało dwóch zawodników, bo młodym zawsze raźniej w nowym otoczeniu. Wietnamczyk zagrał od początku, ale nie zachwycał. Drugi chłopak, który przyjechał w zasadzie do towarzystwa, wszedł z ławki i wszystkich olśnił. Strzelił dwa gole, a przy trzecim asystował. Zobaczyłem wtedy w nim niesamowity błysk. To był pierwszy raz, gdy widziałem Darka Zjawińskiego – dodaje Ziąbski. Wszystko później potoczyło się szybko. W zasadzie z dnia na dzień Legioniovia pozyskała nastolatka. A on szybko zaczął strzelać. W rundzie wiosennej zdobył 9 bramek. Zaczął grać regularnie w młodzieżowej reprezentacji Polski i nagle zgłosiła się po niego wielka Legia.

W Ruchu czekają na Fornalika.

W gabinecie prezesa Dariusza Smagorowicza w jednej z szaf wisi elegancki szary krawat. Gdy Waldemar Fornalik prowadził drużynę, ubierał go na specjalne okazje. Wielu wierzy, że stanie się to ponownie. – To symbol. Jestem przekonany, że Waldek kiedyś po niego wróci – zaznacza szef chorzowskiego klubu. – Kibice zatrzymują mnie na ulicy i pytają, czy sprowadzę w grudniu z powrotem Waldka? Odpowiadam, że Fornalik przecież nadal jest selekcjonerem kadry narodowej, a trenera mamy – mówi. Mimo że minął już ponad rok od odejścia szkoleniowca, na spotkaniach rozgrywanych przy ulicy Cichej nadal jest rozwieszany transparent „Waldek King”, a wielu fanów nosi koszulki z identycznym napisem i zdjęciem trenera. „Każdy to powie, Fornalik królem w Chorzowie” – nieustannie skandują trybuny. Kiedy w lipcu ubiegłego roku opiekun Ruchu związał się z kadrą narodową, wiele osób wydzwaniało do klubu. Jedna z nich nawet płakała w słuchawce. Nie bez powodu szkoleniowiec nazywany był największą gwiazdą drużyny, która zdobyła wicemistrzostwo Polski, a wcześniej zajęła trzecie miejsce w lidze. To on w dużym stopniu sprawił, że kibice Ruchu poczuli się jak za dawnych czasów, gdy Niebiescy walczyli o prymat w kraju.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama