Tomasz Kupisz od wczoraj jest piłkarzem Chievo Verona. Co przeciętny kibic wie o Chievo? Raczej niewiele, więc pędzimy z pomocą i w kilku punktach rzucamy na rynek kilka podstawowych informacji.
Po pierwsze: konkurencja.
Spora. W Chievo próżno dziś szukać zawodników, o których zabijaliby się dyrektorzy sportowi innych klubów, ale nie grają tam też piłkarze anonimowi. Bezpośrednimi konkurentami do prawego skrzydła w ataku będą dla Kupisza Riccardo Importa i Maxwell Acosty – Ghanijczyk pozyskany z Fiorentiny. Obaj z tą nad Polakiem przewagą, że Serie A znają co najmniej nieźle. Obaj zagrali w tym sezonie po jednym całym meczu i chyba nie pokazali się ze złej strony. Na tej pozycji może także grać Alessio Sestu. Nie są to jednak nazwiska, które rzucają na kolana i Kupisz może obu wygryźć ze składu.
Gole dla „Latających Osłów” strzelać mają m.in. wypożyczony z Milanu Alberto Paloschi (po dwóch kolejkach ma ich na koncie dwa), nieśmiertelny Sergio Pelissier i Cyril Thereau. Spośród nazwisk kojarzonych we Włoszech znajdzie się Marcelo Estigarribia, Paragwajczyk z przeszłością w Juventusie i Sampdorii, który od biedy może też zagrać na prawym skrzydle.
Na plus może sobie Kupisz zapisać to, że Chievo ma (oprócz sporej czeredy nowych piłkarzy) także nowego trenera. Giuseppe Saninno to szkoleniowiec, który prowadził m.in. Palermo. Lubi grać czwórką w pomocy, więc jeśli Kupisz wyleje trochę potu na treningach ma szansę wkupić się w łaski łysego Włocha.
Po drugie: specyficzny klimat.
Chievo trafiło do Serie A w 2001 r. Od połowy lat 80., klub znajduje się w rękach rodziny Campedellich, która zajmuje się wypiekiem słodyczy. Od awansu do Serie A, prezesem klubu jest Luca Campedelli. Oryginał! Kiedyś dziennikarze zapytali go, czy wypłacił już piłkarzom premię za wygrany mecz. Prezes bez zmrużenia oka odpowiedział, że wszedł już do szatni i uścisnął każdemu z piłkarzy dłoń. Co prawda czasy biedowania i klecenia drużyny z piłkarzy niechcianych nigdzie indziej minęły, ale Chievo nadal nie jest, mówiąc oględnie, potentatem. Siłą klubu jest w dużej mierze panująca w nim atmosfera. Jedną z legend Chievo są dobre relacje prezesa klubu z kibicami. Dziennikarze zapytali go kiedyś, czy miał kiedykolwiek kłopoty z kibicami. Luca Campedelli odparł, że raz kazał zwinąć transparent.
– Co tam było napisane?
– Kibice Chievo serdecznie witają kibiców Torino.
– I co w tym złego?
– Był tam błąd ortograficzny!
Werona to we Włoszech raczej klub przystankowy.
– To nie jest to klub prowadzony na wariackich papierach. Często kupuje się tam piłkarzy po to, aby ich wypromować i z zyskiem odsprzedać. – tak podsumował nowy zespół Kupisza Kamil Kosowski, który w barwach „Latających Osłów” grał w sezonie 2006/2007. Sprawę stawia jednak jasno: Werona nie jest miastem wielkiego futbolu. Chievo, dzielnica, w której kluba ma swoją siedzibę, to ponura, mała, omijana przez turystów część miasta. Punktami orientacyjnymi są kościół (czynny) i zakład metalurgiczny (nieczynny).
Chievo nie ma zbyt wielu fanów. W czasach, gdy ja tam grałem liczyliśmy ich raczej na setki, niż na tysiące – twierdzi Kosowski. Najwięcej ludzi na trybunach było wtedy, gdy na mecz przyjeżdżały drużyny z Rzymu, Mediolanu czy Juventus. Do Serie A awansował w tym roku drugi z klubów, z miasta Romea i Julii – Hellas. Dzięki temu, niewielka (trochę ponad 250 tys. mieszkańców) Werona stała się jednym z pięciu miast, które ma w Serie A dwa kluby. Kosowski nie ukrywał, że to Hellas jest bardziej lubiany w mieście. To zresztą on wywalczył jedyne scudetto, które trafiło do Werony. Było to jednak bardzo dawno temu, bo w 1985 r.
Po uczcie piłkarskiej (przypominamy – prawie spadkowicz i beniaminek) w Weronie jest gdzie zabalować. Co bardziej eleganccy kibice odwiedzą zapewne słynną restaurację „12 Apostoli”. Istnieje ona od ponad 250 (!) lat, a wśród jej gości byli m.in. Greta Garbo, Federico Fellini, pisarz Ernest Hemingway czy aktor Laurence Olivier. Zakładamy jednak, że Kupisz, w końcu człowiek bywały i otrzaskany, wybierze raczej Bottega del Vino, gdzie można napić się doskonałych, północnowłoskich win i zjeść takie przysmaki, jak duszone wołowe policzki.
Po trzecie: na co stać Chievo?
Największym sukcesem Chievo było piąte miejsce w rozgrywkach ligowych w sezonie 2001/2002. Dzięki temu klub awansował nawet do Pucharu UEFA. Piękny sen drużyny kleconej wówczas z piłkarzy niechcianych w innych klubach nie trwał jednak długo. Już w pierwszej rundzie kwalifikacyjnej dostał w czapkę od Crveny Zvezdy Belgrad i odpadł z rozgrywek. W ówczesnym składzie grali m.in. Nicola Legrottaglie, Simone Barone czy Christian Manfredini. Lejące ówcześnie potentatów ligowych Chievo stało się dla Włochów uosobieniem mitu o pucybucie, który staje się milionerem. Te czasy bezpowrotnie jednak minęły. Aktualnie Chievo ledwo uniknęło spadku i raczej nie będzie mierzyć w górne rejony tabeli. Nie ma problemów finansowych, kasa jest wypłacana na czas, ale o kokosy w klubie z północy Włoch trudno. W minionym sezonie najwięcej z klubowej kasy wyciągał wspomniany Pelissier: 800 tys. euro. Tyle, ile rezerwowy w Napoli Rinaudo.
Pytanie, jak szybko Kupisz odnajdzie się w nowych realiach? Lubi wrócić na swoją połowę, ma niezłe uderzenie z dystansu… Jeśli zaś trener lubiący grać czwórką pomocników Giseppe Sannino zdecyduje się wpuścić Polaka już podczas najbliższej, trzeciej kolejki Serie A, to Kupisz będzie miał szanse na pokazanie swoich atutów. Przeciwnikiem drużyny z Werony będzie bowiem Lazio, które w sobotę zebrało solidny oklep (4:1) od Juventusu.