Kulawik zostaje, czyli Wisła daje spodziewany sygnał: wiosnę bierzemy na przeczekanie

redakcja

Autor:redakcja

03 stycznia 2013, 16:48 • 3 min czytania

Nie chodzi o to czy Kulawik jest trenerem beznadziejnie słabym, miernym, czy tylko przeciętnym. Zdecydowanie bardziej o to, że nie jest trenerem na poziomie aspiracji dawnej Wisły i jej właściciela. Cupiał pragnący walczyć o COŚ nigdy by nie pozwolił, by Kulawik poprowadził Wisłę w choć jednym wiosennym meczu. Ba, któryś z klubowych posłańców wręczyłby mu wymówienie jeszcze w autokarze, zaraz po kompromitującym 1:4 z Zagłębiem. Można mówić, że Cupiał już nie taki nerwus, że nie tak porywczy jak kiedyś, ale to zwykłe banialuki. Gdyby wiosną walczył o wynik, znalazłby trenera, na którego liczy.
Decyzja, która zapadła to sygnał wręcz odwrotny.

Kulawik zostaje, czyli Wisła daje spodziewany sygnał: wiosnę bierzemy na przeczekanie
Reklama

I naprawdę, nie w tym rzeczy, by wyzłośliwiać się nad Kulawikiem. Bogu ducha winnym, w sumie. Może trochę cudak, może mało rozgarnięty, ale swój, wiślacki. Nikt mu nie odmówi, że stara się pracować jak najlepiej. Ł»e niby nie umie? Ł»e trenerka może nie jest rzeczą, którą najlepiej w życiu robi? Może. Najbliższa przyszłość da odpowiedź, jakiej nie było nigdy wcześniej. Kulawik ma w perspektywie kilka miesięcy pracy, rzecz kiedyś nie do pomyślenia. Zimowy okres przygotowań, dwa obozy, całą masę sparingów. Czas, po którym nie będzie można szukać już tanich usprawiedliwień. Ł»e „chłopcy i tak już zrobili dużo”, że może fizycznie nie jest z nimi najlepiej. To już będzie zespół układany tylko przez Kulawika.

Nie słychać dziś głośnych deklaracji poparcia dla jego osoby. Nie ma oświadczeń, że „Kula” jest odpowiednią osobą na właściwym miejscu. Jest tylko zwięzły komunikat dyrektora: – XY poprowadzi zespół wiosną. A my – to już możemy sobie dodać sami – będziemy sprzątać dalej.

Reklama

Z punktu widzenia rachunku ekonomicznego nie jest to decyzja głupia, bo „tanio” zawsze oznacza przynajmniej w jakimś stopniu „mądrze”, ale pokazująca jak źle dziś jest z tą Wisłą. Jak fatalnie pod względem kadrowym i finansowym. Tak beznadziejnie, że aż trzeba na kolejne pół roku wywiesić białą flagę. Przyjąć, że Bełchatów z Podbeskidziem same się wykrwawią, więc większa klapa już nie grozi. I sprzątać, i zamiatać – jak dotychczas: chaos w klubowej kasie, a zaraz po tym w składzie.

Wisła z Kulawikiem na ławce to nie zespół, od którego ktokolwiek wewnątrz klubu oczekuje wielkiego postępu. TK na trenerskim stołku daje dziś tylko jedną gwarancję: że lepiej będzie w finansach. Sportowo może być równie trudno. Jacek Bednarz tak mocno zabrał się za liczenie brakujących złotówek, że przy transferach (tych, siłą rzeczy, tanich) spudłował w każdej próbie. Głowacki, Sikorski, Quioto, Frederiksen. Amen. Nieczęsto się zdarza, by dyrektor sportowy o wciąż trenującym w klubie zawodniku mówił zupełnie bez żenady jako o transferowej klapie. Duńczyk skłonił go do tego aż dwukrotnie – najpierw na łamach Gazety Wyborczej, a później jeszcze w świątecznym wywiadzie na antenie Orange.

On, Bednarz, też w jakimś stopniu musi brać na siebie odpowiedzialność za to, co się dzieje. Za to, że (tak, wiemy, środki były mocno ograniczone) latem znów ktoś dał dupy na zakupach oraz za to, że Wisła nie ma przed rundą wiosenną żadnych sportowych aspiracji, poza wyczekiwaniem na lepsze czasy, które nie wiadomo czy, a tym bardziej kiedy nadejdą. Tę wiślacką chałupę znów trzeba łatać niemal od nowa, jak po najgorszym pożarze. I to pod warunkiem, że wcześniej uda się z czegoś spłacić kredyt za poprzedni, zaległy remont.

Kulawik to tylko symbol całej tej sytuacji.

muz

Najnowsze

Anglia

Dorgu bohaterem Old Trafford w Boxing Day. Skromna wygrana

Wojciech Piela
1
Dorgu bohaterem Old Trafford w Boxing Day. Skromna wygrana
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama