Na ciekawy pomysł wpadli dziennikarze „Super Expressu”, którzy poprosili jakiegoś znanego ponoć stylistę, by ocenił ubiór kilku naszych ligowców. Oczywiście pod lupę zostali wzięci – nie mogło być inaczej – m.in. Stanislav Levy oraz Tomasz Kulawik.
FAKT
– fatalne zarządzanie Stadionem Narodowym
– Sebastian Boenisch wraca do formy
– Zygmunt Solorz-Ł»ak chce się wycofać ze Śląska
– wywiad ze Zbigniewem Bońkiem
Co jako nowy prezes PZPN chce pan w pierwszej kolejności poprawić?
– Bardzo mnie boli, że kibice, którzy jadą za swoją drużyną na wyjazdowy mecz, są z każdej strony źle traktowani, a ich złość rośnie wraz z upływem przejechanych kilometrów. Policja obwozi ich okrężnymi drogami, co chwilę sprawdza, a potem stoją godzinami, żeby wejść na obiekt korzystając z jednego kołowrotka. Będąc przejazdem w Krakowie nie można normalnie pójść na mecz Wisła – Legia, nie mając identyfikatora czy karty kibica. Skoro mogę pójść do kina czy teatru bez wielkich przygotowań, dlaczego z piłką jest tak bardzo pod górkę? Ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych zabrania odpalania na stadionach rac, ale już na zawodach żużlowych po ostatnim wyścigu urządza się efektowne widowiska z udziałem pirotechniki, a na koncertach Lady Pank w hali można odpalać fajerwerki. Myślę, że gdyby grupa pięciu przeszkolonych osób odpalała na meczach race, mając w zasięgu dłoni wiaderko z wodą, to nikomu nic by się nie stało.
SUPER EXPRESS
Roman Weidenfeller opowiada o Robercie Lewandowskim.
– Wielu piłkarzy, którzy opuścili Borussię, było potem nieszczęśliwych – mówił Weidelfeller „Sport Bildowi”. – Jednym z nich był Lucas Barrios (wybrał się dla wielkiej kasy do Chin i teraz tego żałuje, mówił, że chętnie wróciłby do Borussii – przyp. red.). Robert Lewandowski dobrze wie, na co może liczyć w tym klubie, szczególnie w drużynie. Ona wzmacnia mu plecy. Robert potrzebuje innych młodych, którzy dogrywają mu piłki, po których strzela gole – przestrzega Lewandowskiego doświadczony bramkarz.
Weidenfeller podkreśla równocześnie, jak dużo dla drużyny znaczy Lewandowski. – Dzięki jego golom ustrzeliliśmy w minionym sezonie mistrzostwo. Dlatego takie ważne jest, aby pozostał. Z jego strony powinien jednak wyjść jakiś pozytywny sygnał, potem obie strony mogłyby dojść do porozumienia – mówi Weidenfeller.
Stylista ocenia ubiór naszych ligowców.
Najbardziej dostało się szkoleniowcom: Stanisławowi Levemu (Śląsk) i Tomaszowi Kulawikowi (Wisła). – Spodnie pana Levego nie są pierwszej świeżości, co widać po wytarciach w kroku – mówi Krajewski. – Poza tym jako krytyk mody nie zezwalam na noszenie wąsów. To nieestetyczne i niehigieniczne. A pan Kulawik ma wyświechtaną marynarkę, jakby była ze sklepu z tanią odzieżą. Jest za duża, może pożyczył ją od brata?
Zdecydowanie lepiej Krajewski ocenia Jarosława Bieniuka (Lechia) i Władimira Dwaliszwilego (Polonia). Choć i im wytknął błędy. – Bieniuk ma marynarkę bardzo dobrej jakości, ale niepotrzebnie rozpiął koszulę. To brak estetyki, nie do przyjęcia u prawdziwego mężczyzny. Dwaliszwili nosi kurtkę Dolce Gabbana, szkoda tylko, że modna była trzy sezony temu… Strój na wypad do pizzerii – twierdzi projektant. Zdaniem Krajewskiego nienagannie ubierają się tylko Jakub Rzeźniczak i Tomasz Hajto.
RZECZPOSPOLITA
Tekst po losowaniu Ligi Mistrzów.
Cristiano Ronaldo wraca tam, gdzie stał się gwiazdą, ale i tak przyćmi go Jose Mourinho. To właśnie eliminując Manchester z LM, jeszcze z Porto, Mourinho pierwszy raz pokazał się jako trener gotowy do największych wyzwań. A potem w Premiership z Chelsea rzucał wyzwanie Aleksowi Fergusonowi i w walce o punkty, i na słowa. Z powodzeniem, i bez urazy. Przeciwnie, do dziś bardzo się szanują.
– Szykuje się kolejne spotkanie z Jose. Muszę zamówić jakieś dobre wino – mówił Ferguson po losowaniu, choć jeśli kibiców pamięć nie myli, to raczej Portugalczyk powinien się postarać. Trener Manchesteru wspominał kiedyś, że gdy się spotkali w lidze pierwszy raz, Mourinho był bardzo miły, wręcz czołobitny, ale przyniósł wino, które smakowało jak rozpuszczalnik. Ferguson, na szczęście dla Portugalczyka, potrafił się wznieść ponad to. Tak bardzo, że Mourinho był wiele razy wymieniany jako rozważany poważnie przez władze United – i samego sir Aleksa – kandydat do zastąpienia Fergusona, gdy ten zechce odejść na emeryturę. Ale wcale niewykluczone, że Portugalczyk wyląduje jednak latem po błękitnej stronie Manchesteru i będzie jeszcze goręcej.
GAZETA WYBORCZA
Tekst o Superlidze drużyn z byłego ZSRR.
Pomysł stworzenia ponadnarodowych rozgrywek powstał w Sankt Petersburgu po chuligańskim wybryku kiboli Zenita. Rzucili oni petardą w bramkarza Dynama Moskwa Antona Szunina, który z uszkodzonym wzrokiem trafił do szpitala. Mecz został przerwany, a działacze z Moskwy domagali się walkowera. W odpowiedzi dyrektor Zenita zagroził wycofaniem drużyny z rozgrywek.
Mistrz Rosji stracił punkty, ale został w lidze. Aleksiej Miller, szef Gazpromu, właściciela Zenita, rzucił jednak pomysł stworzenia rozgrywek z udziałem najbogatszych drużyn z krajów należących kiedyś do Wspólnoty Niepodległych Państw. W Rosji twierdzą, że przyjaciel prezydenta Władimira Putina z pewnością nie oczekiwał, że jego słowa wywołają taką burzę. Według Jewgienija Ginera, prezydenta CSKA Moskwa, prace nad taką ideą trwają od ośmiu lat. Wypowiedź Millera tylko je przyspieszyła.
I artykuł o cięciach w Wiśle Kraków.
Teraz Wisła ma wprowadzić w życie plan naprawczy. Klub zamierza negocjować z zawodnikami obniżenie kontraktów (latem zgodził się na to tylko jeden zawodnik), spróbuje też rozwiązać umowy z kilkoma graczami (np. Janem Frederiksenem czy Kewem Jaliensem). Krakowianie mają również nadzieję, że kogoś uda się sprzedać. Na czele listy jest Maor Melikson, ale Izraelczyk ostatnio grał słabo i dał się poznać jako zawodnik ze skomplikowaną osobowością. Na razie ofert dla graczy Wisły nie ma, pojawiły się tylko luźne zapytania.
Przy Reymonta zapewniają, że klub cały czas wspiera Bogusław Cupiał. Jego Tele-Fonika miała przelać kilka milionów złotych, które prawdopodobnie zostaną dopisane do długu. – Wisły nie zabija dług wobec właściciela, bo niekoniecznie może chcieć zwrotu tych pieniędzy. Problem zaczyna się, gdy klub traci płynność m.in. przez przeinwestowanie. Dług rośnie i doprowadza do sytuacji, że nie jest się w stanie na bieżąco płacić za nic – podkreśla Bednarz.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Tekst o Kibu Vicunii.
Zadzwonił do Jana Urbana z gratulacjami. Wspólnie pracowali w Osasunie, prowadzili drużyny juniorskie, przyjaźnili się, więc przynajmniej wypadało. – Kiedy wyjeżdżał z Hiszpanii, powiedział mi: „Kibu, jesteś dobry, dasz sobie radę w dorosłej piłce”. Odpowiedziałem: „Jak będziesz miał drużynę, to dzwoń”. Ja się do niego odezwałem, kiedy podpisał pierwszy kontrakt z Legią Warszawa. „Jasiu powodzenia, gratuluję” – mówię. A on: „Może chcesz ze mną popracować?”. Myślałem, że żartuje. Minął tydzień i dzwoni: „Przemyślałeś to, co ci mówiłem?”. Zdziwiony zapytałem, czy to na poważnie. Potwierdził. Pierwsza refleksja: Kibu, ten pociąg do dużego futbolu przyjeżdża tylko raz. Wsiadłem i jestem w Polsce – opowiada Jose Antonio Vicuna, drugi trener Legii Warszawa.
Kibu żadnej pracy się nie boi. Był dziennikarzem prasowym w Hiszpanii i w Argentynie, prowadził programy radiowe, szefował jednej z rodzinnych firm wykonującej elementy do konstrukcji stalowych. Trenował dzieci, młodzież i dorosłych. – Mam fantastyczną rodzinę, pracę, którą uwielbiam. Jestem szczęściarzem – uśmiecha się Hiszpan, który umiał temu szczęściu pomóc.
Wywiad z Dragomirem Okuką.
Jak się zostaje trenerem roku w Chinach?
Trzeba osiągnąć wielki sukces, jakim było nasze wicemistrzostwo z Jiangsu Sainty. Jesteśmy jak na tutejsze warunki małym klubem, mamy 10-12 milionów euro budżetu. Mistrz Guangzhou Evergrande ma 100 mln. Prowadzi ich słynny Marcelo Lippi. To jednak nie Lippi, tylko Okuka został trenerem roku! Zdobyłem nawet trzy takie wyróżnienia. Jedno przyznaje telewizja Canal Five, która transmituje rozgrywki, to taki odpowiednik Canal+ w Polsce. Drugie miejscowa gazeta, która po polsku znaczy „Tylko Sport”, a trzecie federacja. Pierwszy raz zdarzyło się, by jeden trener zgarnął wszystkie te nagrody. Rok temu zgarnęli je trzej różni szkoleniowcy. Wicemistrzostwo Chin to mój największy sukces, jeszcze większy niż mistrzostwo z Legią Warszawa. W Warszawie wszyscy wymagają bowiem osiągnięć, a tu takiego wyniku nikt się nie spodziewał.
(…)
Zgodzi się pan, że dobrze odnalazł się w Chinach, bo tam zawodnicy są zdyscyplinowani, a pan słynie z tego, że lubi dać piłkarzom w kości?
To prawda. Dyscyplina jest najważniejsza. Bez niej nie ma wyników. W drużynie nie ma miejsca na demokrację. Musi być porządek. Tu na szczęście tak jest. Chińczycy są bardzo pracowici i zdyscyplinowani. Nie mam problemów, że nadużywają alkoholu itd. Za to zagraniczne gwiazdy mają czasem kłopoty z dyscypliną i aklimatyzacją. W Chinach nie jest im łatwo głównie ze względu na podróże. Wyprawa na mecz wyjazdowy zajmuje cztery dni. Leci się na niego dwa dni przed spotkaniem. Potem zostaje się jeszcze dzień po meczu w hotelu i czeka się na spotkanie drugiego zespołu. Gdy gramy u siebie, też spędza się dwie noce w hotelu – przed i po meczu, bo zawodnicy muszą zaczekać na spotkanie rezerw. W Chinach bardzo ważna jest tradycja. Trzeba zrozumieć, że pewnych rzeczy się nie zmieni. Lippi próbował zrobić zmiany i mu nie wyszło. Albo to akceptujesz, albo stąd wyjeżdżasz.