Co dziś warto obejrzeć i gdzie jeszcze są jakiekolwiek emocje w Lidze Europy

redakcja

Autor:redakcja

06 grudnia 2012, 15:03 • 4 min czytania

Przed nami ostatnie rozstrzygnięcia w Lidze Europy. Tak jak I liga stała się dla nas typową odskocznią od Ekstraklasy (z mniejszymi umiejętnościami, ale specyficznym, sympatycznym klimatem), tak i Liga Europy stwarza możliwość przedłużenia imprezy po dwóch dniach spędzonych z Ligą Mistrzów. Największy problem z tym pucharem to mnogość spotkań. Przez długie tygodnie toczyliśmy twardą walkę z zacinającymi się relacjami islandzkich telewizji internetowych nadających na żywo walkę Rubina Kazań z Neftczi Baku, spędziliśmy długie godziny wpatrując się w dwa, a czasem nawet trzy ekrany jednocześnie, przeskakując między Mediolanem, Liverpoolem i Udine. Dzisiaj po raz ostatni mamy szansę na stworzenie tej specyficznej multiligi. Gdzie warto zajrzeć? Które miejsca lepiej omijać? Kto jeszcze walczy, a komu pozostało już „skupić się na rozgrywkach ligowych”? Oto rozpiska na szóstą kolejkę Ligi Europy.
Co warto sprawdzić:

Co dziś warto obejrzeć i gdzie jeszcze są jakiekolwiek emocje w Lidze Europy
Reklama

1) Korespondencyjną rywalizację w grupie A, w której jeszcze wszystko może się zdarzyć. Prowadzi z 10 punktami Anży, które jedzie na wyjazd do Berna. Raczej na wycieczkę, choć Rosjanie muszą się pilnować – teoretycznie (albo raczej matematycznie) wciąż są bowiem szanse na awans duetu Young Boys – Liverpool. Obie ekipy mają bowiem po siedem punktów. Tabelę zamyka Udinese z czterema „oczkami” na koncie i jedynie iluzorycznymi szansami na awans – wysokie zwycięstwo z Liverpoolem i porażka Szwajcarów z Anży oznacza rozstrzygnięcie awansu małą tabelka z bezpośrednich spotkań tych trzech zespołów. Prawdopodobnie żaden z klubów w tej grupie (może jedynie Young Boys) nie wystawi swojego pierwszego garnituru, ale nawet rezerwowi mogą sporo namieszać. Jak co dwa tygodnie, weźmiemy na celownik Shelveya, w miarę możliwości zerkniemy też jak spisuje się Machaczkała. W ogóle trzeba się powoli przyzwyczajać, że Anży będzie stałym elementem ramówki telewizyjnej. Wszystko wskazuje na to, że w przyszłym sezonie będziemy ich mogli obejrzeć nie w czwartkowym „pucharze pocieszenia”, ale we wtorki i w środy, w Lidze Mistrzów.

2) Jak zakończy się grupa E. Pewniakiem jest Stuttgart – co prawda aktualnie zajmuje drugie miejsce, ale gra u siebie z outsiderem grupy, Molde. FC Kopenhaga z kolei przyjmuje u siebie Steauę i jest to jeden z nielicznych meczów, gdzie zmierzą się bezpośredni rywale do awansu. Kopenhaga musi wygrać, najlepiej 2:0. Steaua, jeśli nie chce liczyć na wpadkę Stuttgartu – przynajmniej zremisować. Piłkarsko bez szału, ale emocji z pewnością nie zabraknie.

Reklama

3) Czy Cavani zerwie się z łańcucha. Napoli Ligę Europy traktowało dość lekceważąco, ale i tak ugrało awans przed czasem. Cavani, który w teorii miał sobie odpocząć, i tak co i rusz wyrywał się do gry. Tak jest również i dziś – włoska prasa donosi, że genialny napastnik sam poprosił trenera o możliwość występu w meczu o pietruszkę z PSV. Wczoraj pisaliśmy, że Messi to jeden z nielicznych, którzy wciąż zwyczajnie kochają grę w piłkę i wykorzystają każdą okazję do pobiegania za futbolówką. Dziś pewnie włączymy w to grono również Cavaniego. Swoją drogą – jak miło usłyszeć słowa urugwajskiego piłkarza, który zapewnia, że najlepiej przygotuje się do nadchodzącego starcia na szczycie Serie A z Interem Mediolan, właśnie poprzez grę w tygodniu. A nie ciągłe „byłem przemęczony”, „zajechali nas”, „nie da się utrzymać formy przy trzech meczach w siedem dni”.

4) Czy spełni się węgierski sen. Videoton ogrywa w Lizbonie Sporting (jednocześnie kompletnie kompromitując ten klub, który w tym sezonie zalicza zjazd większy, niż Ruch Chorzów), a Genk nie odpuszcza FC Basel. Ostateczny kształt grupy – Genk, Videoton, FC Basel, Sporting. Właściwie kompletna odwrotność przewidywań z początków września. No i całkiem przyjemna dla ucha historia, jak to niewielki klub z europejskich peryferii wyprzedza bogatych Szwajcarów i pierwszy duży przystanek dla takich grajków jak Figo, czy Cristiano Ronaldo.

5) Kto wygra w meczu Tottenham – Panathinaikos. Anglicy grają u siebie, mają dwa punkty więcej, a na papierze ich goście odpadają w przedbiegach. Idealna sytuacja, by sprawić potężną niespodziankę.

***

Co warto ominąć:

1) Resztę. W pozostałych grupach wszystko jest już jasne, a ostatnie mecze będą przede wszystkim sztuką unikania kontaktu z rywalem oraz oszczędzania sił przed starciami w lidze. Od biedy można popatrzeć jak żegna się z Ligą Europy zeszłoroczny finalista z Kraju Basków, Athletic Bilbao. Jeśli zawiodą inne transmisje, można przejrzeć jak spisują się młodzi w Interze, czy Newcastle. No i entuzjaści polskich zawodników będą pewnie mogli ujrzeć wreszcie w pełnej krasie Artura Sobiecha. Hannover gra z Levante jedynie o zwycięstwo w grupie, więc oba składy mogą nieco różnić się od wyjściowych jedenastek w meczach ligowych.

Zresztą jak w każdym klubie walczącym dziś w Lidze Europy. Bo cały czas trzeba pamiętać, że prestiż tych rozgrywek w porównaniu z Ligą Mistrzów, czy ligami krajowymi wypada tak jak Superpuchar Polski przy Pucharze Weszło. Ten drugi jest cenniejszy, ważniejszy, traktowany priorytetowo i poważnie. A pierwszy? Momentami fajnie się ogląda.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama