Eksmisje, prezes-widmo, wielka improwizacja – Król i Krysiak porządkują GKS

redakcja

Autor:redakcja

16 października 2012, 14:51 • 11 min czytania

Medialne doniesienia były zatrważające – nie ma pieniędzy, by dojeżdżać na treningi, nie ma mowy o wypłatach, prezes przypomina statek-widmo. Postanowiliśmy pojechać do Katowic i na własne oczy przekonać się o wymiarach finansowej klęski GKS-u. Po rozmowach z wiceprezesem klubu, Wojciechem Cyganem oraz piłkarzami i kibicami z tego miasta, potwierdzamy – jest tragicznie.
W ogóle są takie miejsca w Polsce, gdzie po prostu musi być biednie, inaczej zostaje zachwiana naturalna równowaga, a przyroda momentalnie dąży do przywrócenia porządku. Tak jest w Łodzi, która bez odrapanych ścian i pofabrycznych pustostanów byłaby jakimś pokracznym dziwadłem. Tak jest na Pradze, która by zachować klimat, musi pachnieć alkoholem. Tak jest i w Katowicach, do których zdecydowanie bardziej pasują zaniedbane familoki, niż wyrastające jak grzyby po deszczu wieżowce i centra handlowe. Klimat Katowic czuć dopiero za Galerią Silesia, tam, gdzie kończy się nowoczesne centrum miasta, a zaczyna obszar panowania „Pierońskich Hanysów”. „Uwaga przechodniu, wchodzisz do strefy kibiców GieKSy” – taki napis wita maszerujących pieszo z galerii handlowej w kierunku stadionu.

Eksmisje, prezes-widmo, wielka improwizacja – Król i Krysiak porządkują GKS
Reklama

Klimat? Przygnębiający, ciężki, ale na swój sposób uroczy. Tak jak cały ten klub.

Krysiak, pokaż jaja!

Reklama

Rozpracowanie GKS-u nie jest łatwym tematem przede wszystkim z uwagi na specyfikę całego kryzysu wokół zespołu. Katowicka GieKSa jest bowiem bodaj pierwszym klubem, który stoi nad przepaścią z powodów innych, niż te finansowe. Odra Wodzisław, Ruch Radzionków, swego czasu Szombierki Bytom, Hutnik Nowa Huta, Pogoń Szczecin, jeszcze wiele, wiele innych – upadały różne kluby, z różnych rejonów Polski, powód jednak zawsze był ten sam – brak pieniędzy.

Tu właśnie nadchodzi szok. W GieKSie pieniądze są, nawet całkiem spore, bo 2,5 miliona złotych. Ta kasa fizycznie zalega na kontach miasta, które ma już wszystkie formalne zgody na przelanie tych pieniędzy na rachunek klubu. W czym więc tkwi problem? Ano w strukturze własnościowej, która tak naprawdę jest gigantyczną pajęczyną, w której grasuje jeden wybitnie złośliwy pająk. Pająk królewski, aktualnie tkający swe nici w Warszawie.

Wszystkie tropy w Katowicach prowadzą do Ireneusza Króla. To on tak naprawdę – poprzez szereg buforów w postaci kolejnych spółek ułożonych w piramidę, czy raczej drabinkę – steruje GieKSą. A może raczej – czeka, aż do klubu wpłyną jakiekolwiek pieniądze. Jego pionkiem jest Jacek Krysiak, prezes GKS-u Katowice.

Rzucamy temat Krysiaka wśród piłkarzy. – Jestem tu od kilku miesięcy i jeszcze faceta na oczy nie widziałem. Gdy robimy trening rano, on pojawia się po południu, gdy mamy po południu – gość zmywa się przed jedenastą – komentują w rozmowie z nami gracze GieKSy, których nie możemy wymienić z nazwiska. Umowy są bowiem skonstruowane w typowy dla nowoczesnych biznesmenów sposób – wszelkie dywagacje na temat akcjonariuszy, przełożonych, firmy w mediach – surowo zabronione. Rozmawiamy więc z ludźmi, którzy oficjalnie nie istnieją. – Nigdy nie wiadomo, czy Krysiak nagle nie przypomni sobie, że jest prezesem i nie zacznie rozdawać nam kar – przyznają gracze z Katowic.

Nie znaczy to wcale, że zaprzestali protestów, czy prób lobbowania. „Krysiak pokaż jaja – zrezygnuj, oddajcie GieKSę miastu”. Taką treść zaprezentowali na t-shirtach przed jednym z ligowych meczów. Ryzykowali karami od klubu, ale zamiast nich otrzymali… przebaczenie. Jacek Krysiak wystosował do mediów list, w którym ogłosił, że się nie gniewa, że jego niesforna gromadka tak nieładnie potraktowała czcigodnego pasterza. – Niech nam nie wybacza, tylko przyjdzie i porozmawia. Nie jakiejś radzie drużyny, tylko tym chłopakom, którzy tu mają tysiąc, czy dwa tysiące złotych. Tyle że on nie przyjdzie. Boi się. Zresztą, to marionetka pana Ireneusza Króla, który ma w tej chwili większość akcji w klubie – przekonują zawodnicy GKS-u.

Z Krysiakiem nie idzie się dogadać, Król umywa od wszystkiego ręce, z kim więc w ogóle da się tutaj rozmawiać? – Jedyną osobą, która w jakikolwiek tutaj walczy i działa jest pan Wojtek Cygan – przyznają piłkarze, którzy już wcześniej w wywiadach określali go mianem „adwokata piłkarzy”.

Człowiek z miasta – adwokat piłkarzy

– Cieszę się, że tak mówią, zresztą ja również darzę wszystkich chłopaków sporą sympatią i szacunkiem. Faktycznie jestem adwokatem, natomiast stwierdzenie „adwokat piłkarzy” można rozumieć na dwa sposoby. Staram się po prostu reprezentować w jakiś sposób także ich interesy, pomagać na ile jest to możliwe, zresztą nie tylko aktualnym zawodnikom GieKSy, ale wszystkim piłkarzom, którzy potrzebują jakiegoś prawnego wsparcia– przedstawia się nam Wojciech Cygan, wiceprezes GKS-u. Młody, elokwentny, elegancki – zestawiony z naszymi oczekiwaniami i wyobrażeniami na temat ludzi rządzących górniczym klubem – sprawia bardzo pozytywne wrażenie. Na początku postanowiliśmy odpytać Cygana, kim właściwie jest w klubie, z kim przyszło mu pracować oraz przede wszystkimi – czyje interesy reprezentuje w tym quasi-sądowym sporze. W awanturze o GieKSę, nazywanej także „meczem Uszoka z Królem” jest przecież wszystko, co wymagane do nakreślenia scenariusza trzymającego w napięciu thrillera sądowego. Dwie strony, przerzucanie się oświadczeniami, wzajemne podgryzanie kostek, fortele, wybiegi, a wszystko to na granicy prawa, z wykorzystaniem jego luk, furtek i trików dla wybranych. Skoro cała ta akcja jest filmem, jaką rolę odgrywa w nim Cygan?

– Zawsze byłem związany z miastem i jestem kojarzony jako człowiek z miasta, oczywiście w tym pozytywnym tego słowa znaczeniu – żartuje Cygan i od razu precyzuje – znalazł się w klubie jako reprezentant miasta. Nie trzeba być skrzyżowaniem Poirota i Holmesa, by wykreślić linię podziału – kibice, miasto i Cygan kontra Król reprezentowany przez Krysiaka. Oczywiście Cygan, jak i każdy inny pracownik klubu nie powie na prezesa złego słowa. Możemy się tylko domyślać – jeszcze nie wolno.

– Prezesem jest oczywiście Jacek Krysiak. Nasza współpraca powinna być chyba tajemnicą zarządu. Mamy oczywiście ze sobą kontakt, ale nie da się ukryć, że nie widujemy się w klubie zbyt często – ja jestem tutaj codziennie, prezes nieco rzadziej – przyznaje jednak Cygan. To zresztą widać nawet bez studiowania kalendarzy obu panów. Piłkarze mają Cygana za swoją ostatnią nadzieję, pracownicy klubu zaczepiają go na korytarzu, żartują, rozmawiają. W Katowicach spędzamy dwa dni, a prezesa Krysiaka ani widu, ani słychu. To wiele mówi o pracownikach administracji tego klubu. – Cygan jest naprawdę w porządku, stara się pomóc jak tylko może – komentują z kolei kibice z „Blaszoka”, którzy w sporze Trust Trading i inne królewskie wynalazki – miasto opowiedzieli się twardo po stronie Katowic. Pytamy wobec tego co z tą pomocą dla GieKSy – przede wszystkim skąd ją wyczarować. Może od spółki Trust Trading? – Nie znam nikogo ze spółki Trust Trading, nie mam z nimi żadnych kontaktów, ani towarzyskich, ani zawodowych. Nie dzwonię do nich w żadnej sprawie, zresztą z doniesień medialnych wynika, że kontakt z przedstawicielami spółki nie jest wcale taki prosty. Jedyne co mnie z nimi wiąże to fakt, że są akcjonariuszami GKS-u Katowice – odpowiada nam Cygan. Skoro nie u Króla (i podległych mu spółek) – z pewnością w mieście. – To prawda, jako człowiek z miasta staram się właśnie w Urzędzie Miasta szukać jakiejś pomocy dla GKS-u – przyznaje Cygan, jednocześnie tłumacząc zawiłości związane z przekazaniem pieniędzy z kont Urzędu Miasta Katowice na rachunki GieKSy.

– Miesiąc temu miasto przyznało GKS-owi 2,5 miliona złotych. Te pieniądze czekają jedynie na rozstrzygnięcia wśród akcjonariuszy. Są dwie główne przeszkody – formalna, tj. brak zgody rady nadzorczej, która aktualnie nie jest tylko trzyosobowa. Druga przeszkoda – to, co mówi pan prezydent, czyli brak pewności, że GKS rozdysponuje pieniądze w taki sposób, w jaki życzy sobie tego miasto. Prezydent zresztą podkreślił, że chciałby by te pieniądze trafiły przede wszystkim do piłkarzy – tłumaczy Cygan. Przepytywani przez nas kibice i zawodnicy dodają do jego wypowiedzi ciekawe tło. – Pieniądze przekazywane na klub przez Króla były de facto pożyczkami. Przekazanie teraz jakichkolwiek funduszy z miasta do klubu, mogłoby skutkować spłatą wierzycieli takich jak właśnie „królowe” Trust Trading.

13 miesiąc zaległości

– Ci, którzy są tu najdłużej właśnie rozpoczynają trzynasty miesiąc bez wypłat. No nie, zdarzały się czasem, bardzo okazjonalnie jakieś zaliczki pokroju tysiąca złotych… – komentują w rozmowie z nami zawodnicy GKS-u. – Większość gra bez żadnych wpływów na konto od 7 do 12 miesięcy. Jest kilku obcokrajowców, jest parę osób które dojeżdża z Jaworzna, z Pszczyny… Śmialiście się na przykład z tych naszych biletów, a to naprawdę wychodzi 40 kilometrów dziennie – tłumaczą nam pod kultowym „Blaszokiem”. W sumie, dzień w dzień 40 kilometrów, od 13 miesięcy bez wypłat?

– Przy czym trzeba dodać – nikt tu nie ma kontraktów ponad stan. Niektórzy zarabiająâ€¦ Może inaczej, niektórzy w umowach mają dwa, czy trzy tysiące złotych – komentują piłkarze GKS-u. Kto jest w najgorszej sytuacji? Oczywiście obcokrajowcy, jak choćby Farkas, czy Beliancin. Ten pierwszy otrzymał już ponoć nakaz eksmisji, drugi z kolei uciekł z rozsypującego się Radzionkowa. Jest jeszcze Kujawa, ten przyjechał do Katowic z Łodzi, zmykając przed wielką biedą w jego rodzinnym فKS-ie. Faceci, którzy nie mieli kiedy i gdzie odłożyć pieniędzy – Radzionków i Łódź były tak samo biedne jak GieKSa.

– Młodszym może być nieco łatwiej, bo wciąż mieszkają z rodzicami, ale u niektórych sytuacja naprawdę jest dramatyczna – komentują piłkarze. – Zresztą, tu nie ma co dzielić, jak się przychodzi z Radzionkowa to nie ma się odłożonych pieniędzy. No i trzeba zaznaczyć, że to nie jest tak, że dostaniemy raz na trzy miesiące pensję 50 tysięcy złotych i można w ten sposób wyżyć kilka miesięcy. Jeszcze raz powtarzamy – nikt tu nie ma jakiś bajecznych kontraktów.

Dochodzi do sytuacji naprawdę tragicznych. W meczu z Miedzią Grzegorz Goncerz schodzi z boiska po zaledwie pięciu minutach gry. Kto wyleczy jego uraz? Kto za to zapłaci? – Nie ma co ukrywać, to jest jedna wielka prowizorka i improwizacja. Z meczu są jakieś pieniądze, więc pewnie uda się znowu jakoś przeżyć najbliższy tydzień. Nie ma co jednak marzyć o jakichś rehabilitacjach, czy lekarzach, a chłopaki z kontuzjami mogą wkrótce zostać na lodzie – przyznają piłkarze.

Treningi? W ubiegłym tygodniu były dwa i trzeci indywidualny. Oczywiście w „międzyczasie” mecz z Miedzią. – Jak ktoś by nie chciał, to tego indywidualnego treningu nawet by nie zrobił. Dostaliśmy rozpiski, ale nadal musimy bazować przede wszystkim na swojej własnej ambicji – opowiedzieli nam Gieksiarze. Co prawda to dopiero pierwszy tydzień, gdy finansowe tarapaty zmusiły ich do zmiany cyklu treningowego, jeśli jednak ich sytuacja nie ulegnie zmianie – podobne sytuacje mogą się powtarzać.

Król jest nagi

– Miasto wyraziło chęć pomocy, ale wszystko blokuje osoba pana Króla. Nikt nie ma pewności, czy te pieniądze z miasta trafią do nas, do administracji, czy może pan Krysiak stwierdzi, że kasą z miasta trzeba spłacić wierzycieli. A wśród nich oczywiście… spółki pana Króla – tłumaczą zawodnicy GKS-u Katowice. – On gdy tu przychodził kreślił plany na świetlaną przyszłość, kreował się na multimilionera… Okazało się, że jest to zwyczajny oszust. Nie chcemy już tutaj mówić o honorze, bo ten człowiek zwyczajnie nie ma honoru. Nikt tu nie odczuł, że właściciel klubu jest milionerem, każdy za to odczuł na własnej skórze jego machlojstwa, oszustwa i złamane obietnice. Przejął klub od miasta za złotówkę, teraz GieKSa jest zadłużona. Miasto chce to uratować, zapewnić stabilizację – Król i jego spółki blokują przejęcie. To jest skandal – opowiadają piłkarze z Katowic.

Ich słowa potwierdzają zresztą zawodnicy z Polonii, którzy również zdążyli już poznać legendarną słowność Ireneusza Króla. – Z tego co wiemy mieli już obiecane trzy terminy, oczywiście trzeba było zaplanować czwarty. Ja nie wiem czy pan Król kiedyś dotrzymał raz danego słowa, podejrzewam, że nie – tłumaczy nam jeden z graczy.

Jak to wygląda z perspektywy zawodników? – Nie do końca jesteśmy we wszystko wtajemniczeni, ale niektóre rzeczy wiadomo oficjalnie, potwierdziły je obie strony. Pan Król kupił GKS za złotówkę, teraz z kolei narobił długów. Ponadto aktualnie życzy sobie z Gieksę około… 2 milionów złotych – informują zawodnicy GKS-u. Co więcej – długi klubu to także zobowiązania wobec firm należących, czy raczej powiązanych z Ireneuszem Królem. Jeśli te wszystkie doniesienia okazałby się prawdą, Irek-Matematyk stałby się jednym z najbardziej cenionych rachmistrzów w kraju. Jak to wszystko ładnie wykalkulowane – za złotówkę kupił sobie klub, który najpierw zadłużył w swoich spółkach, teraz chce go sprzedać za grubsze pieniądze, a następnie domagać się spłaty wierzycieli, tj. powiązanych z nim podmiotów. Rostowski, Plichta i spece od kreatywnej księgowości byliby dumni.

***

Światełko w tunelu? Walne zebranie akcjonariuszy, 18. października. To właśnie tego dnia mają zapaść kluczowe decyzje. – Scenariuszy na wyjście z tej sytuacji jest bardzo dużo, nie jest to na pewno wybór czarno-biały. Wiele zależy od dobrej woli głównego akcjonariusza, od woli miasta – ciężko tutaj cokolwiek przewidzieć. My jako klub, jako piłkarze – bo przecież wszyscy się z nimi solidaryzujemy – jesteśmy w bardzo ciężkiej sytuacji. Czy istnieje widmo likwidacji? Pewnie na horyzoncie coś takiego migocze, ale cały czas żyjemy nadzieją, że jest jeszcze możliwość wyjścia z tej sytuacji. Najgorsza jest świadomość, że pieniądze są, czekają w kasie miasta. To chyba pierwszy taki przypadek w Polsce – tłumaczy wiceprezes Wojciech Cygan. Rozwiązań istotnie jest kilka – od współpracy miasta z Trust Trading, przez przejęcie klubu przez miasto, aż po omijanie spółki przy przekazaniu pieniędzy z miasta do piłkarzy. Zawiłości prawne nie ułatwiają odczytu całej sytuacji. Szanse na rozejm, między akcjonariuszami i miastem? Nikłe. Ostatnio Król przekonywał, że Trust Trading porządkuje… bałagan po działaczach z Urzędu Miasta. – Staram się ograniczać swoje komentarze do wypowiedzi Ireneusza Króla. Jeśli pan prezes uważa, że spółka Trust Trading porządkuje bałagan po tym, co zostawili tutaj ludzie z miasta, to jest to jego zdanie na ten temat – ocenia Cygan.

– Według nas klub musi trafić w ręce miasta – twierdzą za to kategorycznie piłkarze GKS-u. – Tylko wtedy to może ruszyć do przodu. Zabezpieczenie od Katowic to jest początek, gwarant, miasto jest wiarygodne dla wszystkich, dla nas, dla kibiców. Potem można szukać dalej, podstawą jest jednak właśnie wkład od Katowic – tłumaczą. – Dlatego sprawa jest prosta – na zebraniu akcjonariuszy sytuacja musi się wyjaśnić. Następnego miesiąca bez pieniędzy GKS zwyczajnie nie przeżyje.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama