Płacz. Wszystko zaczęło się od niemożliwego do powstrzymania bólu i płaczu. Równo dwadzieścia dwa lata temu – co do jednego dnia – z rozgrywanego we Włoszech mundialu odpadła reprezentacja Kamerunu. Trzymali się co prawda całkiem dzielnie, ale ostateczny cios, już w doliczonym czasie gry zadał Anglik, Gary Lineker. Italia grała dalej, ale pewnego 12-letniego Włocha, o dziwo, bardziej od Azzurrich interesował los Nieposkromionych Lwów. Kiedy zostali wyeliminowani, nie mógł powstrzymać łez. Był to Gianluigi Buffon.
Podziwiał Kameruńczyków. Za to, że w fazie grupowej pokonali wielką Argentynę. Za to, że później wyrzucili za burtę Kolumbijczyków. Urzekła go ich gra, determinacja i wola walki, jaką emanowali. Młodemu Buffonowi szczególnie w pamięć zapadł golkiper, Thomas N’Kono. Piłkarz, który zupełnie nieświadomie, podczas czynienia standardowych bramkarskich powinności, zmienił bieg historii. To jego świetna gra dała później Włochom i całemu światu przyjemność oglądania jednego z najlepszych bramkarzy na świecie. – Rzeczywiście, całym sercem kibicowałem Kamerunowi. N’Kono był ich najlepszym, totemicznym zawodnikiem. Po oglądaniu jego popisów jakby trafił we mnie piorun. W jednej chwili postanowiłem stanąć w bramce. Najpierw grałem z przyjaciółmi i wychodziło mi to całkiem nieźle. Kilka miesięcy później, już jako golkipera, sprowadziła mnie Parma – wspomina swoją młodość.
Nigdy wcześniej nie myślał o tym, aby być bramkarzem. Jak każdy młody chłopak pragnął zdobywać bramki. Czarować zwodami, być gwiazdą nie schodzącą z ust kibiców. I, co ciekawe, miał ku temu pewne predyspozycje. Jako pomocnik imponował warunkami fizycznymi. Miał solidne uderzenie z dystansu, strzelał sporo goli. Dotąd niepotwierdzona przez nikogo obiegowa legenda głosi nawet, że młodziutkim Buffonem-trequartistą, w pewnym momencie zainteresowali się wysłannicy Interu. Oferta Nerazzurrich miała zostać jednak odrzucona przez jego rodziców. Oni również byli sportowcami i to nie byle jakimi.
Matka – trzykrotna mistrzyni Włoch w pchnięciu kulą i rzucie dyskiem. Wujek – pierwszoligowy gracz w koszykówkę. Siostry z kolei, na poziomie międzynarodowym, uprawiały siatkówkę. Kuzyn jego dziadka – Lorenzo Buffon – przetarł ścieżkę Gigiemu jako bramkarz. W latach 50. i 60. zdobywał mistrzostwa Włoch z Milanem i Interem, grał też w reprezentacji. – Czy byłem lepszy niż Gigi? Jest świetny, wygrał mundial, ale ja też miałem piękną karierę. Cztery Scudetta, powołanie do kadry reszty świata… Poznałem też Lwa Jaszyna, najlepszego z najlepszych – opowiadał kilka lat temu leciwy, daleki krewny golkipera Juventusu.
Przy tak sprzyjającym, wybuchowym koktajlu sportowych genów, nie sposób było nie zostać wielkim mistrzem. Był taki okres, kiedy Buffon jako jedyny w rodzinie nie odnosił znaczących sukcesów. Odkuł się jednak w trybie błyskawicznym. W Serie A zadebiutował mając zaledwie siedemnaście lat. Rok później wznosił już Puchar UEFA, a dwa lata później zaliczył swój pierwszy mecz w reprezentacji Włoch. Z Parmą zdobył wszystko, co było w zasięgu jego wyjątkowo długich ramion. Mistrzostwo Włoch i Liga Mistrzów – te trofea wymagały przejścia na wyższy poziom. Był młody, żądny sukcesów. Przenosząc się do Juventusu stał się najdroższym bramkarzem na świecie i pozostaje nim do dziś. Buffon kosztował ponad sto miliardów lirów. Kosmiczna kwota. To prawie 55 milionów euro.
Przez te wszystkie lata przeżywał wzloty i upadki. To ratował kolegom skórę fenomenalnymi interwencjami, to przez pół roku leczył kontuzję. Cały czas trzymał jednak fason. Jeśli tylko grał, wyłączając pojedyncze wpadki, nigdy nie schodził poniżej swojego, światowego poziomu. Apogeum i życiowa forma przyszła wtedy, kiedy zapragnął jej najbardziej. Gdyby nie jego fenomenalne parady, Włosi oglądaliby finał mistrzostw Świata siedząc w fotelach. Jedną, tą w Berlinie przeciwko Francji, sam uznał za najważniejszą w swoim życiu. Rodacy postrzegają ją jako najistotniejszą w historii swojej piłki. Po wygranym finale, kiedy tylko wszedł do szatni, stracił przytomność, dając ujście nagromadzonemu stresowi i emocjom. Lekarze, aby postawić go na nogi, musieli zaaplikować mu dwie kroplówki z witaminami.
– Piłkarze odchodzą, zostają tylko mężczyźni – mówił Pavel Nedved po karnej degradacji Juventusu do drugiej ligi. Decyzja Buffona o pozostaniu z całą pewnością była najtrudniejszą w jego karierze. Pod czaszką kołatało mu zapewne tysiące zupełnie sprzecznych myśli. Był przecież najlepszy na świecie. Gra przeciwko ekipom pokroju Arezzo czy Triestiny mijała się z jego ambicjami. I to o lata świetlne. W międzyczasie kusiły go największe europejskie kluby. Oferowały bajeczne kontrakty. Górę wzięły jednak uczucia wyższe, nieporównywalne z żadną, dającą się policzyć walutą. Tego kibice Starej Damy nie zapomną mu już nigdy. – Wszystko ma swoją wartość. Decydując się na pozostanie w Turynie, byłem już mistrzem świata. Mogłem zostawić trochę miejsca swoim sympatiom i sentymentom – tłumaczył zapytany o tę kwestię w ostatnim czasie.
Po zejściu z boiska ekscentryczny bramkarz staje się nudnym tatuśkiem. Jego żoną jest czeska fotomodelka, Alena Seredova. Pierwszy z ich potomków – Louis Thomas – swoje drugie imię nosi po wszechobecnym w życiu Buffona, Thomasie N’Kono.
Jak sam mówi, piłka pochłania znaczną część jego życia. Jak każdy inteligentny zawodnik, ma jednak swoje, inne niż futbol, zainteresowania. W wolnych chwilach zarządza swoimi firmami, skutecznie pomnażając majątek. Jest na bieżąco z cenami akcji na Wall Street. Ponadto sporo inwestuje w sektor nieruchomości.
Jako młody chłopak, jeszcze przed przenosinami do Parmy, był wiernym kibicem Carrarese. Drużyny ze swojego miasta, której dopingował z ultrasowskiej trybuny Curva Sud. Sentyment najwyraźniej przetrwał. Dwa lata temu, wraz z innym piłkarzem Cristiano Lucarellim i filmowcem Maurizio Mianem, wykupili jego pakiet większościowy. Udało się nawet wprowadzić go do trzeciej ligi, jednak dziewiąte miejsce, zajęte w ostatnim sezonie, było już znacznie poniżej oczekiwań wymagającego prezydium. Przewiduje się, że jeszcze tego lata Buffon powie “pas” i pozbędzie się swoich 20% akcji.
– Ciągle jestem na światowym topie. Ludzie pytają, czy nie czuję się już trochę stary… Zawsze odpowiadam im, że dopóki będę grał w reprezentacji, dopóty będzie to znak, że nadal prezentuję najwyższy poziom – mówił podczas jednej z rozmów. Po zakończeniu kariery Buffon chciałby zostać selekcjonerem reprezentacji Włoch lub USA. Z tym drugim krajem, jak sam opowiada, łączy go szczególnie zażyła więź.
Na realizowanie emerytalnych pragnień przyjdzie jeszcze czas. Dziś, jako dojrzały człowiek i piłkarz, spróbuje zdobyć trofeum, którego miejsce w osobistej gablocie ciągle pozostaje puste. To prawdopodobnie jego ostatnia szansa, aby wznieść ośmiokilowy, srebrny Puchar Henriego Delaunaya.
PIOTR BORKOWSKI