Czarne stroje i czarne nastroje. Holandia pierwszym faworytem za burtą

redakcja

Autor:redakcja

18 czerwca 2012, 17:22 • 3 min czytania

Stadion Metalista, zamiast dać Holendrom upragniony i wyczekiwany cud, po raz kolejny – już trzeci raz z rzędu – kopnął ich w dupę. Jaskrawy i wyrazisty, holenderski pomarańcz – tak w poniedziałek, jak i w dwóch poprzednich meczach – przypominał raczej nijakie écru. Owszem, razili i to cholernie, lecz nie odcieniem koszulek, a nieskutecznością. Pierwszego faworyta mamy zatem z głowy. Oranje wracają na tarczy. Od tej niedzieli po wsze czasy Charków będzie postrzegany jako holenderskie Waterloo.
Niedowierzanie, konsternacja, szok. Jak to? Przegraliśmy wszystkie trzy mecze? Musimy się pakować? MY? Wicemistrzowie świata? Holenderski naród nie dowierza. Niby widzi co się dzieje, ale ciągle ma cichą nadzieję, że to jakaś przykra halucynacja. Podobnie sami zawodnicy. Pewnie myślą, że zaraz się obudzą i wszystko będzie po staremu. Sneijder poda do van Persiego i padnie kolejny gol. Kiedy otworzą oczy będą nie na kijowskim finale, lecz w samolocie relacji Warszawa-Amsterdam.

Czarne stroje i czarne nastroje. Holandia pierwszym faworytem za burtą
Reklama

Image and video hosting by TinyPic

Dwadzieścia minut. Dokładnie tyle Holendrzy zagrali na miarę oczekiwań kibiców, trenera i pewnie samych siebie również. Później wszystko nagle upadło. Jakby ktoś majstrował przy kole fortuny. Holandia zaczęła tonąć.

Reklama

– Marzenia o tytule mistrzowskim zamieniły się w koszmar. Przerośnięte ego i ścierające się indywidualności. Ponieśliśmy klęskę, rozwalili nas na kawałki. Zespół był nie tylko nie w formie, ale piłkarze nie obdarzali się także w wzajemnym zaufaniem. Nie byliśmy wystarczająco dobrzy i zasłużenie odpadliśmy – komentują dziennikarze holenderskiego „De Stentor”.

Image and video hosting by TinyPic

– Czarny, stonowany i żałobny strój, doskonale im dziś przypasował. Holandia spojrzała w lustro. Obraz był odpychający. Uboga technicznie gra, która nie miała nic wspólnego z nowoczesną piłką. To, że przegraliśmy tylko 1:2 należałoby uznać jako cud. Brak kondycji, słaba obrona i bezpłodny atak. Tak na prawdę ani przez chwilę nie byliśmy blisko uzyskania rezultatu, który dawałby nam nadzieję na awans – wylicza „De Volkskrant”.

Image and video hosting by TinyPic

Chłodną analizę na papier przelał także felietonista La Gazzetta dello Sport, Alessandro De Calò. – Tu gdzie dla Portugalczyków Euro dopiero się zaczyna, tam dobiega końca dla Holendrów. Do Polski i Ukrainy przybyli po to, aby utrzeć nosa Hiszpanom. Zrewanżować się za przegrany finał w RPA i zdobyć tytuł. W długie pauzy swojej bezradności wplatali jednak tylko odrobinę wielkiej piłki. Zapłacili za to, że nie byli do końca drużyną. Za to, że nie mieli wypracowanego stylu gry i górę wzięły kapryśne indywidualności – skomentował.

Image and video hosting by TinyPic

Bezlitosne są też same liczby. Zakończenie turnieju z liczbą zero punktów jest dla Holendrów absolutnym novum, które nie miało miejsca nigdy wcześniej. Jeśli chodzi o stracone bramki, sprawa ma się podobnie. Pięć, które w przebytej fazie grupowej puścił Maarten Stelekenburg – i tak jeden z najlepszych w drużynie – jest najgorszym wynikiem w historii występów Oranje na wielkich imprezach.

Image and video hosting by TinyPic

Prezes federacji mruknął tylko, że jest to wynik „niegodny”. Swoje rozczarowanie i smutek wyraził także trener, Bert van Marwijk, biorąc na siebie niebotyczny ciężar tej klęski. Pomiędzy nim, a zespołem od jakiegoś czasu wyraźnie brakowało wymaganej do odnoszenia sukcesów chemii. Gdzieś po drodze musiał zrobić fatalny błąd i utracił swój autorytet. Nie da się budzić respektu i mieć posłuchu, podczas gdy twój piłkarz wykrzykuje na całe gardło, żebyś się zamknął. Tak jak Arjen Robben do van Marwijka, co z resztą sam później przyznał.

– Atmosfera nie była tak dobra, jak dwa lata temu w RPA. Konkrety? Ja mogę mówić wyłącznie za siebie – dolał oliwy do ognia kapitan Oranje, Mark van Bommel.

Społeczeństwo, mimo wszystko, udziela selekcjonerowi niespodziewanego poparcia. Za jego zwolnieniem jest co prawa większość, ale bardzo nieznaczna. Kibice najwyraźniej mają w pamięci odnoszone przez niego sukcesy i przedkładają je ponad fatalny występ na polsko-ukraińskim turnieju.

Image and video hosting by TinyPic

W razie gdyby zdecydowano się go zwolnić, Holendrzy powinni być jednak zupełnie spokojni. Mają murowanego kandydata na jego następcę. Niektórzy żałują, że federacja mogła zatrudnić go jeszcze przed przygotowaniami do Euro.

PIOTR BORKOWSKI

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama