Dzisiaj nie liczy się, co o historii XX wieku ma do powiedzenia Barack Obama, dzisiaj nie liczy się, czy Jarosław Kaczyński ma konto w banku, nie liczy się nawet, czy Dawid Podsiadło słusznie wygrał program X Factor i co na swoim blogu modowym napisała córka Donalda Tuska. Koko Koko Euro spoko, turniej czas zacząć! Oczy całego świata zwrócone są na nasz kraj. Al Jazeera otworzyła studio na dachu hotelu Marriott, BBC w okolicach Starego Miasta, w biurze prasowym na stadionie można poczuć, jak gigantyczną imprezę organizujemy. Dzisiaj słyszy się tu wszystkie języki świata, spotkać można dziennikarzy i byłych zawodników z każdego zakątka globu.
KLIKNIJ, Ł»EBY ODŚWIEŁ»YĆ
00.57
A tak bramkę Lewego skomentował Tomasz Zimoch.
00.42
Wróciliśmy właśnie ze Stadionu Narodowego i włączyliśmy TVN24. Krzyczy zapocony i wnerwiony Leszek Kabłak: – Miały być tzatziki, a jest mizeria!
Po pierwsze gratulujemy kreatywności, po drugie fajnie byłoby podać źródło, po trzecie… dobrze, że czerpie pan pomysły akurat od nas:)
22.30
Na stadionie ciągle trwają dyskusje na temat meczu. Mówi jedna ze znanych postaci: – Dobry trener wygrywa zmianami. Słaby trener nie robi zmian, przykleja się do drużyny i drużyna go albo niesie, albo topi. Alex Ferguson odwraca zmianami mecze, a Smuda nigdy nie robi zmian przed osiemdziesiątą minutą, gdy wynik nie jest pewny.
Jest wiele dyskusji na temat zamkniętego dachu. Robert Lewandowski stwierdził: – Graliśmy jak w innym kraju…. Faktycznie było duszno i gorąco, ale zdaje nam się, że dach był zamknięty ze względu na przekaz telewizyjny: żeby nie było tego kontrastu między fragmentami boiska nasłonecznionymi i tymi w cieniu.
21.23
Kapitan Greków zrobił bohaterem spotkania Przemysława Tytonia – na co rzecz jasna także sam Tytoń zapracował. W każdym razie wyobrazić sobie można, co by się działo, gdyby on tej jedenastki nie wybronił. Padłoby odwieczne – a dlaczego nie ma Boruca?
Kiedyś sporo pisaliśmy na ten temat, między innymi tak:
Wojtek najwyraźniej zapomniał, że na mistrzostwa Europy nie jedzie jeden golkiper, tylko jedzie trzech – na wszelki wypadek. W poprzednim sezonie w czasie meczu z Barceloną w Lidze Mistrzów zdarzyło się Szczęsnemu odnieść kontuzję palca, przez którą musiał zejść z boiska. Było tak czy nie? Było. I sęk w tym, by w razie takiej kontuzji wszedł na boisko bramkarz możliwie najlepszy. W piłce zdarzają się urazy, czerwone kartki lub też pauzy z powodu nadmiaru żółtych. Trzeba być przygotowanym na wszystko. Tylko idiota zakłada ze stuprocentową pewnością, że jeden bramkarz wystarczy mu na cały turniej.
W czasie Euro 2008 cztery drużyny skorzystały z dwóch bramkarzy, a w czasie mistrzostw świata w 2010 roku – pięć. Z różnych przyczyn. Najważniejsze jednak, by być przygotowanym na każdą okoliczność. Pytanie nie brzmi więc – Szczęsny czy Boruc? Pytanie brzmi – Sandomierski czy Boruc oraz Fabiański czy Boruc?
Nie można zawsze zakładać wariantu optymistycznego, trzeba być zawsze przygotowanym na najgorsze. Teraz pytanie – a jeśli Tytoniowi się coś stanie (niedawno miał problem z pachwiną), albo jeśli i on dostanie czerwoną kartkę, co jest przecież możliwe? Wejdzie Sandomierski? Naprawdę? I będziemy udawać, że to normalne?
Jutro Artur Boruc będzie gościem Pumy w warszawskiej restauracji Champions, wszyscy mogą wejść z nim pogadać. Od 17.45.
21.16
Miały być tzatziki, a to Grecy zrobili z PZPN-u mielone. Paradoksalnie wystartowaliśmy – pod względem punktowym – zdecydowanie lepiej niż zazwyczaj, czyli mamy chociaż punkt. Ale nastroje są fatalne. Jak się cieszyć z punktu zdobytego w takich okolicznościach? – Mieliśmy poustawianą grę, mieliśmy wynik, mieliśmy przewagę jednego zawodnika, mieliśmy swój stadion i swoich kibiców i to wszystko roztrwoniliśmy – powiedział załamany Marcin Wasilewski.
To był mecz pełny zagadek. Jakim cudem można tak bardzo oddać pole drużynie grającej w osłabieniu? Jak można nie stworzyć ani jednej sytuacji odkąd przeciwnik traci zawodnika? Jak to się dzieje, że Franciszek Smuda nie przeprowadza ani jednej niewymuszonej zmiany? Ani jednej! Różne fatalne mecze rozgrywała kadra na przestrzeni lat, ale druga połowa z Grecją – także biorąc pod uwagę cały scenariusz spotkania, a także jego wagę – to absolutnie jedna z najgorszych połówek w historii.
Smuda na pytanie o brak zmian ofuknął jednego z nas: – A był pan kiedyś trenerem?
Nie, nikt z nas trenerem nie był, natomiast oglądamy sporo meczów i takie, w którym szkoleniowiec W OGÓLE nie reaguje na rozwój wydarzeń zdarzają się niezwykle rzadko.
Jeśli PZPN będzie grał tak jak w pierwszej połowie to będzie miał szanse na wyjście z grupy, a jeśli tak jak w drugiej – to zajmie ostatnie miejsce. Jaka jest prawda o tej drużynie? Czy do przerwy grała tak dobrze, czy tylko żyła z niedokładnego rozegrania u Greków? W ilu procentach my te niedokładności wymusiliśmy, a w ilu dostaliśmy je w prezencie? Remis nie jest wynikiem fatalnym, natomiast w głowie kłębią się jednak fatalne myśli.
W strefie wywiadów kocioł, dziennikarz wisi na dziennikarzu. Rozmowę z Wojciechem Szczęsnym można podsumować słowami “taki jest futbol” oraz “jeszcze nie widziałem powtórek, nie będę oceniał”. Wojtek już ma takie usposobienie, że zawsze się uśmiecha, więc i teraz ten uśmiech nie schodzi mu z twarzy, jak dla nas mógłby się jednak trochę bardziej wkurwić. Zwłaszcza na siebie. Wasilewski w ogóle nie ma sobie nic do zarzucenia, z przekonaniem twierdzi, że przy golu na 1:1 nie popełnił żadnego błędu.
20.12
Totalne dno, od tragedii uratował Przemysław Tytoń, chociaż gdyby odtworzyć całą sekwencję zdarzeń to można nawet dojść do wniosku, że od tragedii uratował nas… brak Łukasza Fabiańskiego. Przecież to on wszedłby na bramkę, gdyby był zdrowy (chociaż niewykluczone, że też obroniłby jedenastkę). O ile pierwsza połowa była świetna, o tyle druga to był jakiś koszmarny sen. I Smuda czekający ze zmianą tak długo, aż nie zdążył jej zrobić. Nieśmieszny żart prowadzącego. “Franz”, myślałeś, że zmiany przechodzą na następne spotkanie? Trener Greków pokazał ci, jak zarządza się drużyną i jak wyciąga się ją z opresji.
PZPN nie miał prawa tego meczu nie wygrać. NIE MIAŁ PRAWA. Nie z tak grającą do przerwy Grecją, nie mając 1:0 i przewagę jednego zawodnika. Tymczasem nie dość, że nie wygrał to jeszcze doprowadził do sytuacji, w której to my musimy się z remisu cieszyć. Fatalnie grała para stoperów, przy czym dyspozycja Marcina Wasilewskiego po prostu przerażała. Dokonał “Wasyl” rzadkiej rzeczy – był gorszy od słabego Perquisa.
– Ale mecz, co? – pokręcił głową przechodzący właśnie obok Andrzej Juskowiak.
– Daj spokój…
I tak wygląda teraz większość rozmów.
19.00
Pierwsza połowa znakomita w wykonaniu zespołu Franciszka Smudy. Lewa strona greckiej defensywny prosi już o litość. Tamtędy idzie szturm, jak na dłoni widać, ile drużynie jest w stanie dać Piszczek, a ile Boenisch. Kapitalnie gra Lewandowski i nawet nie o gola tu chodzi, ale o jego walkę z przeciwnikami. Jeśli traci piłki to już w naprawdę beznadziejnych sytuacjach. Dużo mówiło się o tym, jak dobrze zorganizowaną defensywę ma Grecja, ale dzisiaj jest to zespół roztrzęsiony, gubiący się przy wymianie piłki, jak to się mówi w piłkarskim slangu – elektryczny. Tylko ma trochę dużo stałych fragmentów gry, co może niepokoić.
Lewy… Cóż za gol! Piłka uderzona w kozioł, najlepiej jak się da. Jeszcze gdy ten chłopak grał w Lechu Poznań to gra głową była jego najsłabszą stroną, nie potrafił wykorzystać swoich warunków fizycznych. Ale teraz to już zawodnik kompletny. Jeśli można było się obawiać, czy balonik pt. “Lewandowski” nie został napompowany za mocno, to już teraz wiadomo – nie. Robert wziął całą presję na klatę, zmierzył się z oczekiwaniami i dziś prowadzi zespół w wielkim stylu.
Nie wygląda specjalnie imponująco, ponieważ zaledwie 61 procent podań jest celnych (Polanski ma 62 procent), ale to wynika ze stylu gry – PZPN, jakby to ująć, nie pieprzy się w tańcu, tylko napiera do przodu w sposób błyskawiczny, z kontrataku, tak, jak lubi najbardziej.
Atmosfera – jak na atmosferę turniejową, która zawsze znacząco różni się od tej klubowej – zdaje się być świetna. Obejrzeliśmy cudowne przedstawienie na początek, którego ukoronowaniem była spektakularna kartoniada, przedstawiająca flagi uczestniczących w turnieju państw.
No i jest duszno, naprawdę. Zasunięty dach robi swoje, piłkarze nie mają dzisiaj lekko.
Właśnie koło nas chodzą młodzi ludzie i robią sobie zdjęcia z flagą “Kocham PZPN”.
17.17
Ł»eby się dostać z biura prasowego na trybunę trzeba było pokonać z milion schodów. Ale jak ktoś jest za głupi, by skorzystać z windy to musi mieć mocne nogi.
Atmosfera jest znakomita, niezwykle optymistyczna. Z głośników leci Koko Koko, ludzie próbują śpiewać, ale piosenka jest trochę za szybka. Głośno odczytano nazwiska reprezentantów, nawet greccy piłkarze zostali nagrodzeni brawami. Ktoś ich oklaskiwać musi, bo samych Greków na stadionie jest bardzo niewielu, wypatrzeć można jakieś pojedyncze niebieskie kropki.
Najwcześniej napiszemy coś w przerwie, bo i tak wiadomo, że nikt nie będzie śledził meczu na Weszło, więc szkoda naszej energii. Delektujcie się. Euro się zaczyna!
17.01
Dzisiaj w Polsacie był wywiad Romana Kołtonia z Franciszkiem Smudą. Romek na wszelki wypadek nie wstał z kolan. Jak ćwierkają wróbelki, jakiś czas temu za książkę o “Franzu” zabrali się Mateusz Borek i Cezary Kowalski. Książka ostatecznie nie powstała, bo autorzy nie mogli dojść do porozumienia, czy Franek jest spoko, czy jednak nie.
16.54
Optymizm w mediach zdaje się być trochę wymuszony. O ile przekaz na zewnątrz jest taki, że Polska rozwali Grecję, to tu na miejscu sami dziennikarze wypowiadają się między sobą ostrożniej. Najczęściej typowany wynik – 0:0. Paweł Mogielnicki z 90minut.pl typuje 1:0 i prosi, żeby tak to ubrać w słowa, by w razie czego nie wyszedł na idiotę. Mówi więc, że 1:0, ponieważ bukmacherzy uważają Lewandowskiego i spółkę za faworytów – a oni się na robocie znają, skoro jeszcze funkcjonują i zarabiają grubą kasę.
Szkoda, że pada deszcz, w pewnym momencie wręcz zaczęło lać. Na stadionie to oczywiście rybka, bez różnicy, ale kilka osób przyszło mocno zmokniętych. Kumpel mówi, że pojechał tramwajem dwa przystanki dalej, żeby przeczekać największe opady.
Co godne odnotowania, pod stadionem pojawili się obrońcy krzyża, dwóch facetów i babka. Ludzie robią sobie z nimi zdjęcia.
A co do tytułu – czas na tzatziki!
16.42
Wspomnieliśmy o BBC. Jeszcze nikt w trumnie z Polski nie wyjechał. Ostatnio fajnie to ujął na naszych łamach Paweł Zarzeczny – kto zna historię ten wie, że nie z Polski się wraca w trumnach, tylko do Polski. W każdym razie dziennikarze brytyjskiej stacji zostali przywitanie w taki sposób…
Trochę z innej beczki. Często ostatnio wypowiada się Jerzy Dudek. Na przykład – o tym, jak chętnie widziałby Łukasza Piszczka w Realu Madryt. Niestety, Jurek już taki jest, że mówi, co ludzie chcą usłyszeć, ale często jest to obłudna gra pod publiczkę. Obiło nam się o uszy, a jak nam się coś o uszy obija to nie ma w tym przypadku, że “Dudi” nie do końca był skory, by pomóc w kontakcie agenta Piszczka z Realem. Jakby to ująć – nie miał zamiaru kiwnąć palcem. Chyba chciałby pozostać jedynym zawodnikiem z Polski w historii “Królewskich”.
16.17
Słyszeliśmy od znajomych opinie, że Alan Shearer to prywatnie fantastyczny gość, ale po włączeniu dyktafonu robi się z niego dramatyczny nudziarz. Niestety potwierdzamy. Najgorszy rozmówca, jakiego dziennikarz może sobie wyobrazić. Między wersami wydukał tylko, że na miejscu Roya Hodgsona powołałby Rio Ferdinanda, nie boi się, że wróci w trumnie, Warszawa to fantastyczne miejsce i jak do tej pory bardzo mu się w Polsce podoba. Kilka rzędów dalej siedzi Steve McManaman, który jest pochłonięty stosem kartek z informacjami od researcherów z angielskiej telewizji.
Na pewno wiele osób łapie już nerwówka, więc informujemy, że są w Polsce miejsca, w których można pomodlić się o wynik.
16.01
Gdzieś tu w pobliżu stoi Steve McManaman, obok Andy Gray, Alan Shearer, gdzie indziej wywiadów udzielają nasi – Ł»ewłakow czy Lubański. Trzeba przyznać jedno – organizacja jest perfekcyjnie. Nie to, że dobra, że znośna. Jest perfekcyjna. Wszystko odbywa się błyskawicznie, ruch pod stadionem jest świetnie kierowany, przed bramami nie ustawiają się przesadnie długie kolejki, a jeśli już – tłok momentalnie jest rozładowywany. Aż żal, że UEFA nie organizuje u nas meczów co tydzień.
Około piętnastej przejeżdżaliśmy obok hotelu, w którym mieszkają kadrowicze. Pod nim całkiem spory tłumek biało-czerwonych gapiów. Miasto całe zawalone jest ludźmi w narodowych barwach. W stronę stadionu, przez most, spokojnie idą tysiące kibiców. Jest wesoło, bezpiecznie i bez obciachu. Nawet policja wydaje się być przyjazna, jak człowiek o coś zapyta to nie zostanie ofuknięty, tylko skierowany we właściwą stronę. Szokująca normalność. Byliśmy na wielu turniejach, zawsze jest fajnie i na poziomie, a my dobiliśmy do topu.
A tak w ogóle to w biurze prasowym jest nawet McDonalds’, a jak ktoś by potrzebował to wstawiono też bankomat.