W piątek Daniel Stefański nie odgwizdał zagrania ręką, po którym Polonia Warszawa zdobyła pierwszego gola. Tego samego dnia Hubert Siejewicz nie podyktował ewidentnego rzutu karnego dla GKS-u Bełchatów. W sobotę natomiast Paweł Gil kompletnie zepsuł mecz Śląska Wrocław z Ruchem Chorzów. Czyli – nasi sędziowie wrócili na boiska w żałosnym stylu.
Co sobie myślał Gil, pokazując żółtą kartkę Jarosławowi Fojutowi za faul na Macieju Jankowskim – wie tylko on sam. Jeszcze gdyby w ogóle nie odgwizdał przewinienia – może by się jakoś wybronił (nie było tam ewidentnego kopnięcia). Ale pokazując żółtą – pokazał, jak bardzo jako arbiter się obsrał. Niestety, inaczej tego nazwać nie można. Obsrał się, że tak szybko miałby wyrzucić z boiska zawodnika gospodarzy. Niech sędziuje futbol kobiecy – mniejsza presja. Tu ewidentnie nie wytrzymał i wybrał półśrodek.
Bramki dla Śląska czepiać się nie będziemy. „U dołu ekranu”, że się tak wyrazimy, był jeszcze zawodnik Ruchu, decydowały centymetry i ułamki sekund. Miał prawo liniowy się pomylić. I to go różni od Gila, który w sytuacji z Fojutem pomylić się nie miał prawa. Jaką decyzję powinien podjąć, niech powie mu Maciej Skorża…