Czy to już koniec wzorowej współpracy Lecha z kibicami?

redakcja

Autor:redakcja

24 stycznia 2012, 15:01 • 8 min czytania

Jeszcze do niedawna świecili przykładem dla reszty kraju, pokazując że dobre relacje klubu z fanami nie tylko są możliwe, ale jeszcze przynoszą mnóstwo korzyści obu stronom. Lech miał trybuny pełne dopingujących kibiców i atmosferę, która przyciągała kolejnych. Piłkarze odwdzięczali się widowiskową grą i meczami, wywołującymi ogromne emocje. Wszystko wzajemnie się nakręcało, a symbioza trwała pomimo nieustannych ataków ze strony Gazety Wyborczej. I niby dalej trwa, ale gołym okiem widać, że coś popsuło się w tym związku.
Ze wspomnianej sielanki, kiedy to współpraca poznaniaków z kibicami była motorem napędowym marketingu uznawanego wówczas za najlepszy w ekstraklasie, nie zostało już prawie nic. Świetny doping przerodził się w milczenie, a pomysłowe oprawy zniknęły na rzecz okazjonalnych transparentów. Frekwencja spada zamiast rosnąć i nic nie wskazuje na zmianę tej tendencji. Bliska kooperacja zamieniła się bowiem w wymianę poglądów za pomocą przesyłanych do siebie listów, komunikatów i oświadczeń.

Czy to już koniec wzorowej współpracy Lecha z kibicami?
Reklama

Protest kibiców Lecha zaczął się jeszcze pod koniec zeszłego sezonu, a powodem było nękanie środowiska przez rząd. Ogólnopolski protest się skończył, a w Poznaniu nadal było cicho. Podobno przez wymówienie umowy na obsługę cateringową firmie Krzysztofa Markowicza, prezesa stowarzyszenia „Wiara Lecha”, który znalazł się na świeczniku po tym jak opluł rodzinę na meczu kadry. Interes przejęła jego partnerka, ale zorganizowany doping nie wracał, bo wcześniej postawiono zarzuty „młynowemu” za to, że wszedł na płot. Klub potraktował go zatem łagodniej niż oczekiwała policja i wydała zakaz stadionowy nie na dwa lata, a na jeden mecz.

Wszystko wydawało się już wracać do normy, ale tę przestała wyrabiać drużyna prowadzona przez Jose Bakero. Z trybun dawano więc do zrozumienia, że ten trener nie należy do ich ulubieńców. Zarząd załagodził sytuację stwierdzeniem, że dokona analizy pracy Baska po ostatnim meczu w 2011 roku i wtedy podejmie decyzję, co do jego przyszłości. Aby ta w Poznaniu dobiegła już końca, fani zorganizowali nawet podpisywanie petycji nawołującej o jego zwolnienie. Wszystko zdało się na nic, bo szkoleniowiec zachował stanowisko, a kibice dostali do zrozumienia, że mają niewiele w tej sprawie do gadania. Oczywiście, wystosowano komunikat, że jest dokładnie odwrotnie i fani są niezwykle ważni, ale – rzecz jasna – tylko wtedy, gdy chodzą na mecze. Zaapelowano więc przy okazji, aby nie przestawali tego robić.

Reklama

„Wiara Lecha” odpowiedziała listem wysłanym do prezesa, którego treść ujawnili w niedzielę na swoim forum:

„W nawiązaniu do apelu Zarządu Lecha Poznań do kibiców oraz w związku ze zbliżającym się okresem przygotowań do rundy wiosennej sezonu 2011/2012, Kibice Lecha Poznań pragną niniejszym przekazać wyrazy swojego najwyższego zaniepokojenia obecną sytuacją w klubie. Zwracamy się z uprzejmą prośbą o podjęcie pilnych działań naprawczych na rzecz przywrócenia naszej ukochanej drużyny na tory rozwoju i umacniania jej pozycji zarówno w kraju, jak i na scenie europejskiej. Z przykrością stwierdzamy, że ostatnie decyzje Zarządu KKS Lech Poznań nie wydają się przybliżać nas do tego celu.

Wyniki, jakie osiąga zespół Lecha Poznań pod kierownictwem obecnego trenera uznajemy za daleko niesatysfakcjonujące i niewspółmierne do możliwości zespołu. Bezrefleksyjne i pełne samozadowolenia wypowiedzi trenera nie dają nam niestety nadziei na poprawę gry Lecha w najbliższych miesiącach. Jeśli kibice mają poważnie traktować wyznaczone przez Pana cele zespołu, to nie mogą nie reagować widząc jak oddalają się powoli wszystkie z nich. Nie mogą milczeć gdy ich największy skarb zamiast odbić się od trampoliny mistrzostwa, rozmienia swój sukces na drobne. Gdy zamiast wykorzystać nadarzający się moment i rozwinąć skrzydła w sprzyjających wiatrach, wraca do etapu budowy drużyny (o czym wspomina Zarząd w apelu do kibiców). Gdy zamiast, korzystając z potencjału i doświadczenia, umacniać swoją pozycję w Europie, błąka się w środku ligowej tabeli i zaprzepaszcza kolejne szanse na udział w europejskich rozgrywkach. A przecież wyniki zespołu to największy magnes dla kibiców. To dobra drużyna przyciąga na trybuny tłumy, a nie apele o przybycie na stadion.

W naszej ocenie powodem obecnych problemów drużyny Lecha jest między innymi niewłaściwa reakcja na zdobycie Mistrzostwa Polski i brak znaczących wzmocnień zespołu w okresie poprzedzającym walkę o Ligę Mistrzów. Utrzymywanie sytuacji, w której najlepsi zawodnicy są sprzedawani bez zapewnienia odpowiednich zmienników, czyli faktyczne osłabianie zespołu, nie przybliża nas na krok do realizacji celu postawionego i deklarowanego przez Pana w znanym stwierdzeniu „Idziemy na Championa”.

To zwycięstwa napędzają sprzedaż biletów. To jakość zespołu i osiągane wyniki powinny być priorytetem dla Zarządu i to one przynoszą wyniki finansowe. Winą za brak zainteresowania kupnem kart wstępu nie można obarczać kibica i łudzić się, że poruszając jego sumienie poprawi się wyniki sprzedaży. Winę za brak zainteresowania zakupem karnetów ponosi bowiem wyłącznie Zarząd KKS Lech Poznań. Posiada on wszelkie instrumenty – kształtując politykę kadrową, cenową i informacyjną – by zapewnić nieprzebrane tłumy na każdym meczu Lecha. Tymczasem obserwujemy niezrozumiały brak elastyczności w kształtowaniu cen kart wstępu oraz niedowład działań marketingowych. Brak wzmocnień zespołu, zapaść scoutingu, brak elementarnej kultury stosunków międzyludzkich, czego efektem jest trwały absmak po rozstaniach z kluczowymi niegdyś zawodnikami, czy nietrafione decyzje personalne w odniesieniu do osoby trenera i działaczy Lecha – to wszystko nie przyczynia do podnisienia wiary w sukces zespołu i co najważniejsze nie buduje społeczności Lecha Poznań. Szacunku dla ludzi, dla kibica, widza, odbiorcy czy klienta nie da się zastąpić apelem.

Ku naszemu smutkowi w kręgach kibiców pojawiają się zapowiedzi dalszego spadku frekwencji w proteście przeciwko pracy Zarządu klubu. Decyzja o odstąpieniu od zakupu karnetu czy biletu jest dla wielu fanów Lecha trudnym a jednocześnie jedynym sposobem wyrażenia swojego sprzeciwu. Nie chcąc dopuścić do dalszego pustoszenia trybun naszego stadionu, uprzejmie apelujemy do Pana o ponowną wnikliwą analizę sytuacji w KKS Lech Poznań i podjęcie wszelkich możliwych działań naprawczych w celu przywrócenia Kolejorza na tory rozwoju i chwały.

Kibice Lecha Poznań cenią dotychczasową współpracę z klubem i ufają, że będzie się ona nadal znakomicie układać dla dobra naszego wspólnego celu, jakim jest budowa silnego klubu, zdolnego rywalizować o najwyższe europejskie cele i w dalszym ciągu napawać dumą nie tylko mieszkańców Wielkopolski, ale całego kraju. Ze swojej strony deklarujemy wzmożoną pracę na rzecz zapewnienia możliwie najlepszej atmosfery na stadionie i powrotu do sytuacji, w której trybuny na Bułgarskiej stawały się przykładem dla innych europejskich klubów. Będziemy z drużyną na dobre i na złe. Pragniemy jedynie, by te dobre chwile zdecydowanie dominowały nad złymi. Wszystkim nam zależy na Lechu i wierzymy w jego dumną przyszłość. Niechaj należy ona do nas. Niech zwycięża Lech.”

Niedługo po wysłaniu powyższej korespondencji do właściciela, klub zdecydował (pewnie całkiem przypadkowo) o obniżeniu cen biletów i karnetów na rundę rewanżową. Sprzedaż tych drugich właśnie się rozpoczęła. Rok temu przebiegała jednak w zupełnie innych okolicznościach. Kibice musieli stać w gigantycznych kolejkach. Chętnych było tak wielu, że sprzedający nie dawali rady z ich obsługiwaniem. Wtedy pobili swój rekord, poszło 15 056 karnetów. W zeszłej rundzie już tylko niespełna dziesięć tysięcy, a – jak czytamy w powyższym liście – teraz może być jeszcze mniej. Od dzisiaj fani mogą przedłużać swoje abonamenty z wiosny, a na początku lutego rozpocznie się sprzedaż otwarta. Na razie jednak zainteresowanie nie jest porywające. – Ciężko dokładnie powiedzieć, bo trochę było u nas, kilkanaście w punktach partnerskich i do tego też przez internet, więc podsumować to będziemy mogli dopiero na koniec dzisiejszej sprzedaży. Myślę, że będzie to jakieś kilkadziesiąt osób – powiedział nam pracownik Lecha.

Co zatem musiałoby się stać, żeby znowu pod kasami ustawiły się kolejki? Chyba nie chodzi tylko o dymisję szkoleniowca, bo już tak radykalnie się tego nie domagają. – Nie naciskamy w tym liście na zwolnienie trenera Bakero w tym momencie, ponieważ list był pisany już po podjęciu decyzji o tym, że on zostaje na stanowisku. Wiadomo więc, że tak czy siak, on jeszcze przez te trzy miesiące będzie pracował. Dlatego bardziej nas interesują jakieś inne zmiany, ale nie będę tego komentował do czasu, aż nie dostaniemy odpowiedzi od właściciela – mówi nam Krzysztof Markowicz.

– Tu nie ma żadnej ukrytej groźby. Ani protestu, ani czegokolwiek innego. My tam po prostu zawarliśmy wszystkie uwagi i krytyczne opinie wobec klubu, jakie się przewijały wśród kibiców od dłuższego czasu. Są tam też opinie ludzi, którzy w związku z taką sytuacją nie zamierzają kupować karnetów czy chodzić na mecze i my tylko te poglądy przedstawiamy. Natomiast my nie mamy takiego podejścia i normalnie będziemy chodzić na mecze i prowadzić doping – dodaje „Litar”.

Dlaczego więc kibice poszli na skargę do właściciela i po co wysłali mu ten list, skoro nie mają sprecyzowanych oczekiwań? I czemu ujawnili jego treść akurat w przeddzień rozpoczęcia sprzedaży karnetów? O co w tym wszystkim chodzi?

– Przedziwna sytuacja. Jakoś przez pięć lat nikomu nie przeszkadzało zarządzanie klubem, a teraz niby stowarzyszeniu to przeszkadza. Nagle po tylu latach zaczynają na wszystko narzekać i nic im się nie podoba. Wcześniej wszystko było dobrze. Niech sam pan sobie odpowie jak to odebrać – stwierdza wiceprezes Lecha, Arkadiusz Kasprzak, ale prosimy go jednak, aby rozwinął trochę myśl.

– Nie wiem co to wszystko znaczy, bo jeśli pan Markowicz mówi, że nie chodzi o Bakero, a nie podaje żadnych innych argumentów, to oznacza, że ten list jest gówno warty. I jest napisany po to, żeby w dniu rozpoczęcia sprzedaży karnetów, zrobić znowu jakiś bigos. Co to ma być? Przecież tam nie ma wskazanych żadnych konkretów, które byłyby zrobione źle. Oni się niepokoją, że zespół jest źle budowany, a sztab szkoleniowy uważa, że dobrze, ale kto ma większą wiedzę na ten temat? Kibice czy trenerzy? Wydaje nam się, że oni chcą klubowi wejść na głowę. Myśleliśmy, że mamy z nimi dobre porozumienie. Trzeba będzie się spotkać i dowiedzieć, o co im tak naprawdę chodzi – zastanawia się Kasprzak, ale po chwili sam znajduje przypuszczalną odpowiedź:

– Jak nie wiadomo o co chodzi, to najczęściej chodzi o pieniądze.

TOMASZ KWAŚNIAK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama