Trzy lata temu zastanawiał się, czy jeszcze kiedykolwiek będzie grał w piłkę. Rok temu mierzył się z takimi potęgami, jak Mazur Karczew, MKS Kutno czy GLKS Nadarzyn. Dziś jest piłkarzem ekstraklasy… Przed wami Maciej Jankowski – najlepszy napastnik i najlepszy piłkarz ligi i Odkrycie Roku w jednym. Według „Piłki Nożnej” jak na razie, ale to zawsze coś.
Czuje się pan najlepszym piłkarzem Ekstraklasy?
Nie. Niby czemu? Co za głupie pytanie. Musiałbym być bardzo nieskromną osobą, żeby o czymś takim pomyśleć, a co dopiero powiedzieć… Kto w ogóle wymyślił taką bzdurę? Pan?
Tygodnik „Piłka Nożna”.
Serio? Pierwsze słyszę.
W „Piłce Nożnej” miał pan ostatnio najwyższą średnią not spośród wszystkich piłkarzy ligowych. Na pewno koledzy panu o tym donieśli.
Nie, nikt mi o tym nie mówił. Nie myślę w ogóle o takich rankingach.
Ale o nagrodzie za Odkrycie Roku dla Macieja Jankowskiego na pewno pan słyszał.
No tak, osobiście ją odebrałem. W żaden sposób mnie to jednak nie zmieniło. Swoje umiejętności potwierdzam jedynie na boisku.
Powiedzmy sobie szczerze – była to nagroda na wyrost.
Niech pan mówi, co chce. Każdy ma przecież prawo do własnej opinii. To, czy ja się nią będę przejmował, jest już osobną kwestią. Pomimo tego wyróżnienia, jestem takim samym człowiekiem i takim samym piłkarzem. Nie spoczywam na laurach, ciągle chcę się rozwijać… Jest mi niezmiernie miło, że doceniono mój wysiłek w rundzie jesiennej. Stanąłem w jednym rzędzie z Grześkiem Sandomierskim, który też został uznany Odkryciem Roku.
Ostatni raz podział nagrody miał miejsce dawno temu. Nie uważa pan, że to, iż zostaliście wyróżnieni obaj, było naciągnięte przez pańskiego menedżera?
Nie wydaje mi się. Ale podobnie jak pan, słyszałem, że kiedyś był już taki przypadek. Kilkanaście lat temu, tak?
Kilkadziesiąt.
No właśnie, czyli nie jestem ani pierwszy, ani jedyny. Jak widać, zdarzają się takie przypadki.
A czuje się pan lepszym piłkarzem od Adama Matuszczyka?
Matuszczyk gra w reprezentacji, więc lepszy czuć się nie mogę. To dobry piłkarz.
Bo to on zrobił większy postęp od pana, awansując do pierwszego składu klubu Bundesligi i pierwszego składu kadry narodowej.
Rzeczywiście, osiągnięcia robiące wrażenie. Rzadko się przecież zdarza, że Polak jest czołową postacią w niemieckim zespole. Myślę, że osiągnął trochę więcej, ale to ja zostałem wyróżniony. Nie ja głosowałem.
Spodziewał się pan wcześniej tej nagrody?
Nie, byłem zaskoczony. Troszkę.
Napisaliśmy na Weszło!, że lepiej byłoby, gdyby wystawił pan nagrodę na licytację.
To byłoby trochę nie fair wobec ludzi, którzy mi ją przyznali. Chyba lepiej, gdybym ją zwrócił redakcji.
O tym wyróżnieniu zadecydowała chyba nie tylko pana dyspozycja na boisku, ale fakt, że wydawca „Piłki Nożnej” jest również pańskim menedżerem.
Prawdę mówiąc, to wcale tak nie było. Przynajmniej ja tak nie uważam.
Na jakiej podstawie?
Już przy okazji nominacji rozmawiałem na ten temat z niektórymi osobami. Usłyszałem, że kierowano się różnymi kryteriami, dlatego też wręczono takie dwie nagrody… W przeciągu dwóch miesięcy zrobiłem przeskok z trzeciej ligi do Ekstraklasy. Poprzedni sezon zakończyłem spotkaniem przeciwko Legionovii Legionowo, ciągle grałem z zespołami z małych podwarszawskich miejscowości. W Ruchu wylądowałem w pierwszej kadrze drużyny, zadebiutowałem w europejskich pucharach z Austrią Wiedeń i szybko wywalczyłem sobie miejsce w wyjściowej „jedenastce”.
Przeskok z trzeciej ligi do Ekstraklasy był w pana przypadku dotkliwy?
A wymieni mi pan kogoś innego, komu udało się tak, jak mnie?
Jest takich niewielu.
Tak mi się właśnie wydawało. Dlatego też zostałem Odkryciem Roku „PN”… Ale w niższych ligach jest wielu świetnych zawodników, którzy zasługują na szansę w najwyższej klasie rozgrywkowej. Ich kluby żądają jednak chorych pieniędzy, dyktują zaporowe ceny. Taki jest dziś piłkarski biznes, aby na każdym zarobić jak najwięcej. To sprawia, że ci zawodnicy po latach dochodzą co najwyżej do pierwszej ligi, bardzo rzadko gdzieś wyżej. Klub z Ekstraklasy nie zapłaci wielkiej kwoty za młokosa z trzeciej ligi, bo nie wie, czy ten utrzyma wysoką formę. Dlatego sięga po taniego obcokrajowca.
Jak udało się Jankowskiemu?
Dopisało mi szczęście, los się do mnie uśmiechnął. Robiłem też wszystko, żeby nie myśleć o tym, że gram w Piasecznie już od kilku lat. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że nie będę mógł się stamtąd wyrwać. Wiedziałem, że w końcu nadejdzie mój czas. I nadszedł.
Mógł nie nadejść, bo trzy lata temu nabawił się pan poważnej kontuzji.
W wieku 18 lat zerwałem więzadła krzyżowe i miałem pęknięte dwie łąkotki. Lekarze powiedzieli, że operacja nie jest potrzebna, wystarczy ciężka i żmudna rehabilitacja. Po czterech miesiącach wróciłem do treningów i nagle wszystko totalnie się rozsypało. Musiałem iść pod nóż. Tak straciłem rok. Przed tym urazem mogłem trafić do wyższej ligi, bo byłem i na testach w Widzewie, i przez jeden dzień w Legii.
Dodajmy, że w ukochanej Legii.
Miałem 16, 17 lat i nadarzyła się okazja, aby trafić do klubu, któremu kibicuję. Bardzo chciałem tam zostać, wystarczyłyby mi rezerwy. Niewiele zależało jednak ode mnie, odesłali mnie z kwitkiem. Byłem bardzo rozczarowany, ale wiedziałem, że mam jeszcze czas, aby trafić do Ekstraklasy. Tego lata, gdy trafiłem do Ruchu, zabiegała o mnie choćby Korona.
Były chwile zwątpienia podczas rocznej absencji?
Starałem się o tym nie myśleć. Ł»yć każdym dniem i czekać, co przyniesie życie. Liczyłem się jednak z tym, że to już koniec. Ł»e nigdy więcej nie zagram w piłkę.
Co by wówczas było z panem?
Musiałbym się wziąć za naukę… Mam zdaną maturę, jakiś czas temu rozpocząłem studia o kierunku „turystyka i rekreacja”. Ale grając w trzeciej lidze, miałem problemy finansowe. Nie było mnie stać na opłacenie studiów. Dziś nie jestem w stanie tego pogodzić, nie chcę na siłę zmuszać się do nauki. Nadejdzie taki dzień, że dojrzeję do studiów i poważnie wezmę się za edukację.
Dziś problemów z kasą pan na pewno nie ma. Jak szaleje najlepszy piłkarz Ekstraklasy?
Faktycznie, teraz źle nie jest. Ale zapewniam, że nie szaleję, mam chłodną głowę. Staram się pomagać finansowo tym, którzy pomogli mi kiedyś. Szczególnie rodzicom. Całej kasy też nie rozwalam, staram się odłożyć, zainwestować… Aha, i nie jestem najlepszym piłkarzem ligi!
Co innego twierdzi „Piłka Nożna”, której właścicielem jest pański menedżer. Nie uważa pan, że to niszczy pańską karierę?
Hmm, ale ja naprawdę się tym nie zajmuję. Nie czytam tego. To, co się dzieje w mediach wokół mojej osoby, mnie nie dotyczy. Nie odczuwam żadnej presji ze strony prasy, spływa to po mnie.
Franciszek Smuda wkurzył się ostatnio na Jelenia, że tak późno zgłosił kontuzję. Dodał, że w jego miejsce mógłby wcześniej powołać albo Sobiecha, albo Jankowskiego.
Naprawdę? Nie czytałem tej wypowiedzi.
Niech pan nie żartuje.
Serio, nie słyszałem tego wcześniej. Ale spójrzmy prawdzie w oczy, na kadrę jest dla mnie za wcześnie. To nie ten poziom, jestem chyba jeszcze za słaby.
ROZMAWIAŁ PIOTR TOMASIK
ADNOTACJA: Po ostatniej kolejce Jankowski w rankingu „PN” wciąż jest najlepszym napastnikiem ligi, ale spadł na drugie miejsce w klasyfikacji na najlepszego piłkarza. Ale to tylko chwilowe…