Szło, szło Podbeskidzie, ale nie doszło

redakcja

Autor:redakcja

20 kwietnia 2011, 01:48 • 2 min czytania

Przez moment piłkarze Podbeskidzia mogli się czuć jak zdobywcy Pucharu Polski. W końcu wystarczyło tylko nie pozwolić, by Lech wbił dwa gole w ciągu ostatnich dwudziestu minut. Potem zostałaby formalność: opykanie w finale największych frajerów wiosny, czyli piłkarzy Legii (o ile nie sfrajerzą się jeszcze bardziej i nie odpadną z Lechią). – Jak nie teraz, to nigdy – mogli sobie mówić zawodnicy Podbeskidzia. No i wyszło na to, że jednak nigdy. Najpierw stracili dwa gole, a potem jeszcze trzeciego.
Finał dla Podbeskidzia miał więc być tylko miłym zwieńczeniem pięknej przygody, potem czekałyby na zawodników z tego klubu europejskie puchary. Nie będzie ani finału, ani pucharów. Zabrakło doświadczenia. Kriwiec przy golu na 1:2 przebiegł z piłką całe boisko i trzeba było go ciąć, zwłaszcza, że okazji ku temu było ze sto. Ale pomocnika Lecha nikt nie sfaulował, co pozwoliłoby drużynie wrócić na swoją połowę i ustawić formacje, więc skończyło się tak, jak się skończyło.

Szło, szło Podbeskidzie, ale nie doszło
Reklama

Trochę nam szkoda tego Podbeskidzia, bo fajnie grało i przeciwko Wiśle, i przeciwko Lechowi. Powiew świeżości na tle zblazowanych gwiazdek. Szkoda nam tym bardziej, że nóż się w kieszeni otwierał, patrząc na decyzje sędziego Bartosa, który w momencie gdy już było 2:2 każdą sporną sytuację gwizdał na korzyść poznaniaków.

W dawnych czasach powiedzielibyśmy, że pilnował wyniku, a teraz powiemy tylko, że nie miał najlepszego dnia – jak zawsze, zresztą.

Reklama

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama