Fajny mamy związek. Selekcjonerem jest facet, który twierdził, że dobrego piłkarza umie poznać po tym, jak schodzi po schodach, za to nie zorientował się, że mu zawodnicy przez półtorej godziny grali w poprzek (Cracovia – Zagłębie). Prezesem jest z kolei facet, który albo podobnie jak selekcjoner nie potrafił się zorientować, że 10 centymetrów do niego kręcone są lody, albo w tym kręceniu lodów uczestniczył.
W „Magazynie Futbol”, a teraz to już także na onecie, zamieszczono wspomnienia Piotra Soczyńskiego. Oto fragment:
W drugiej lidze w Olimpii doszedłem do siebie. Zrobiliśmy awans przy Lacie. On niby był trenerem, ale nas nie trenował. Tylko Białek. Lato był od tworzenia atmosfery. I to naprawdę potrafił robić. Jak ścisnął rękę, to gwiazdy w oczach stawały. Godzinę przed treningiem już w szatni był. Młody „Szymek” kawę mu parzył. Kto się spóźnił, to musiał mleko do kawy kupić. Muzyczka leciała z magnetofonu. „Szymek, zrób tu kawę dla wszystkich” – zarządzał. Lato kitem jechał. Ale kit też jest ważny. Trzeba to umieć. Szło nam. Wszystko wygrywaliśmy. Podpórkę mieliśmy u sędziów. Ale kto jej nie miał? Z pierwszego miejsca weszliśmy.
Podoba nam się jeszcze ten cytacik:
W Olimpii wsparcie było niemal w każdym spotkaniu. Wszyscy to robili. Nie było zawodnika, który nie uczestniczyłby w ustawionym meczu. W Poznaniu to ja robiłem za starszyznę. Wprowadzałem młodych do dorosłej piłki – „Szymka”, wcześniej „Brzękola” i „Mielcara”, a jeszcze wcześniej „Wieszcza” w ŁKS. Oh, Tomek Wieszczycki to potrafił wypić. Piętnaście, dwadzieścia piw jednego wieczora. Aż łeb pękał. Puchł cały i nazajutrz na treningu to wszystko wypacał. Ale wódki nie pił wcale.
Szanowny panie Wieszczycki, już nam pamięć szwankuje… To pan wparował do szatni ŁKS z alkomatem w zeszłym roku? Jest takie powiedzenie – nie pamięta wół, jak cielęciem był. Ale z drugiej strony, po dwudziestu piwach można nie pamiętać…