Co zrobić z Łukaszem Piszczkiem? Jak go ukarać, żeby wilk był syty i owca cała? Myśleliśmy, myśleliśmy… I tak, mamy pomysł. Pewnie głupi, pewnie nieakceptowalny, pełen wad, ale nasz własny, dlatego będziemy go wytrwale bronić. Otóż Łukasz Piszczek musi… zapłacić. Tak własnie, zapłacić.
W 2010 roku zawodnik Borussii zarobił łącznie 3 miliony złotych. Można się spodziewać, że rok 2011 będzie dla niego co najmniej równie udany (a tak naprawdę, bankowo zarobi więcej). Dlatego – biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw – uważamy, że prezes PZPN powinien dać mu dwie opcje do wyboru:
1. Wpłać milion złotych na dom dziecka albo na jakieś hospicjum, tym samym odkupisz winy. Mecz Cracovia – Zagłębie to dawne czasy, było, minęło, ale jeśli w kadrze ma grać ktoś, kto w młodości zgrzeszył, to niech teraz wykaże, że już jest innym człowiekiem i że naprawdę mu na grze w kadrze zależy. Dajesz milion, ratujemy twój PR, ratujemy nasz PR, robimy coś społecznie dobrego, ty udowadniasz, że reprezentacja jest dla ciebie niezwykle istotna.
2. Nie wpłacaj miliona złotych na cel charytatywny, ale za to nie będziesz już grał w reprezentacji Polski. Ten milion to twoje zarobki z trzech czy czterech miesięcy… Zachowaj go, ale już nie dostaniesz powołania.
Głupie? Mądre? Takie sobie? Co uważacie? Piszczek na dziś nie poniósł żadnych konsekwencji „błędu młodości”, ponieważ nie gra w polskiej lidze (a nawet jakby grał, to by mu się upiekło, bo jest za dobry, by go zawieszać). PZPN – czyli kadra – nie chce tracić pożytecznego zawodnika, ale jednocześnie ponosi wizerunkowe straty, nie reagując w żaden sposób…