Jedni uważają go za kretyna, inni za bardzo fajnego gościa. Ja, zanim go poznałem, najpierw uważałem go właśnie za kretyna, a teraz za super faceta. Kozaka. Bo Piotrek raczej nie pierdoli się w tańcu. Dziś na łamach „Przeglądu Sportowego” zaprasza na ligę. Co do tego jak ta liga wygląda i dokąd polska piłka zmierza mamy podobne zdanie. Myślę, że obaj nie mamy z tego powodu satysfakcji.
– Ł»yjemy kitem i bajerem – mówił rok temu „Świr”. – Czy coś się zmieniło? Chyba nic. Dalej kitujemy, że zrobimy super mistrzostwa i bajerujemy, że mamy fajną ligę. Niestety, ci, którzy zimą mogli z ekstraklasy uciec, już to zrobili. Dróg na EURO będziemy mieli o połowę mniej niż zakładano. Skończy się pewnie na jednej trzeciej. Do tytułu mistrza też nikt się nie pcha. Widać to po Jagiellonii. Miała trzy punkty przewagi, a teraz ma osiem straty. No może Wisła chce, ale reszta? – zastanawia się Piotrek, a na pytanie o szanse Wisły w piłkarskiej Europie odpowiada konkretnie: – Bez szans. Taką mamy piłkę. Sprowadzili kilku piłkarzy, ale to zawodnicy z second handu. Dobry Bułgar nie idzie do Wisły, wyjeżdża na Zachód grać za milion euro. To, co zrobił Lech w tej edycji Ligi Europejskiej, to maksimum.
O wiecznym pretendencie do tytułu, drużynie będącą wizytówką polskiej ligi, Legii, mówi wprost: – Wygląda dramatycznie. Dramatem jest to, że gdy widzę, że piłkarz Legii nie walczy, nie oddaje serca, technicznie też jest słabiutki. Nawet nie chodzi o Legię, a o większość klubów. Zatrudniają po trzydziestu obcokrajowców i jeszcze trzeba im płacić. Musisz kogoś wystawić na prawą stronę pomocy, patrzysz, a tu ten „szrot”, drugi jeszcze „większy”, a trzeci taki sam, jak drugi. I zarabiają po 20, 30 tysięcy – mówi Piotrek.
Mnie od razu przypomniały się dwie sytuacje z tamtego sezonu, gdy Świerczewski grał jeszcze w Zagłębiu. Przed i po meczu z Arką. „Miedziowi” przegrali wtedy w lidze wszystkie cztery mecze, a dodatkowo skompromitowali się w Pucharze Polski z Kobylinem.
– Piotrek, zachęć jakoś kibiców do tego, żeby przyszli na ten mecz z Arką…
– Kurwa, ale jak? Co ja mam im powiedzieć? Przecież widzisz jak jest… Zapraszałem ich przed Piastem i co? 1:4. Przed Ruchem? Też wpierdol… Teraz jesteśmy po tym Kobylinie… Dlaczego to ja mam się wystawiać na strzał? Ile razy mam im tego loda robić? – pytał mnie, ale już z uśmiechem. W końcu się zgodził, powiedział, jak zwykle, coś sensownego i ciekawego. Po meczu, oczywiście przegranym 0:2, nie było już jemu do śmiechu. – Wszedł na boisko Kolendowicz, znany z tego, że jest szybki, ale nie zauważyłem, aby chociaż raz podpisał się swoimi sprintami. Potem pojawił się Plizga i się przewracał. No, ja to pierniczę. Było w tym meczu z naszej strony sporo niechlujstwa. Taka gra to po prostu skandal. Ja dwudziestu piłek w meczu nie tracę. Trzy lub cztery razy zawalę, ale nie więcej. Ciężko mi było współpracować z kolegami, kiedy co chwilę tracili piłkę. Wydaje mi się, że zbyt wielu z nich po prostu odwalało w niedzielnym meczu chałturę – Piotrek naprawdę się wkurwił. Tak jak pisałem w innym tekście, rozumiałem jego złość i rozgoryczenie, bo to on, jako najbardziej znany piłkarz tej drużyny, dostawał najwięcej po głowie. A było za co „zbierać” od kibiców. Ile razy można świecić oczami? Robić tego loda kibicom? Tym bardziej, że kibic nie jest głupi, widzi co się dzieje.
Piotrek porusza też dwa bardzo istotne problemy. Niby się o nich mówi, ale co konkretnego zrobiono, żeby je rozwiązać? – PZPN zapowiada, że zrobi to i tamto, choć rzecz jasna nie zrobi. Bo gdy 20 lat temu grałem w reprezentacji, to już wtedy „robili”. (…) W PZPN od lat zamiata się problemy pod dywan, a ten dywan to już zaraz sięgnie sufitu, bo tyle się nazbierało. Dziś rząd powinien interweniować, choć pewnie przed EURO rewolucji nikt nie będzie chciał robić. Wyczytałem, że EURO w Szwajcarii i Austrii było najgorsze. To boję się myśleć, co będzie u nas. Stadiony niby są, ale w budowie. A na koniec okaże się, że jak na Lechu, wyjścia awaryjne są za wąskie. A jeszcze kolej wyskoczyła, że na EURO będzie gotowa. No to już w ogóle śmiech. Jeżeli nasza kolej ma zdążyć na 2012 rok, to musi zaraz wyjeżdżać…
I druga sprawa. – Lepiej wziąć się za szkolenie młodzieży. Daję słowo. Na tym i kadra skorzysta. Słyszę, że po meczu z Grecją trener Smuda mówi, że według zagranicznych obserwatorów graliśmy dobrze. Według kogo? Słyszę od trenera, że Jeleń już jest zły, ale za to Arboleda, który od dawna nic nie zagrał, jest dobry. Ech, Smuda buduje nam tą kadrę jak…JW Construction (śmiech). (…) Naprawdę, skupmy się na szkoleniu młodzieży. U nas pierwszy zespół ma wszystko, a młodzież przegania się do lepianek. W Olympique Marsylia jedyna różnica w ubiorze juniora i gracza pierwszego zespołu to rozmiar bluzy – mówi Piotrek.
Kilka tygodni temu na swoim blogu pisałem. Jesteśmy cholernie niecierpliwi. Oczekujemy wyniku nie jutro, ale już, teraz, „na wczoraj”. Szesnaście zespołów w ekstraklasie, każdy chce osiągnąć wynik jak najszybciej! Najlepiej po najniższych kosztach. Kasa! Kasa! Kasa! W tym pędzie zapominamy o tym, co najważniejsze. O tym, co tak naprawdę może uzdrowić naszą piłkę i sprawić, że zamiast systematycznie tracić kontakt z najlepszymi na świecie zaczniemy ten dystans nadrabiać. Niestety, odnoszę wrażenie, że przesłanie jakie chciał nam przekazać autor „Pieśni o spustoszeniu Podola” jest jak najbardziej na czasie. Także w piłce. „Nową przypowieść Polak sobie kupi, że przed Euro i po Euro głupi”. Spalona ziemia.
Ktoś mi przypomni, kiedy po raz pierwszy w naszym kraju zaczęto mówić o potrzebie „gruntownej naprawy systemu szkolenia młodzieży”? Ile to już razy słyszeliśmy, że aby zacząć nadrabiać systematycznie powiększający się dystans do najlepszych musimy zainwestować w szkolenie. W młodzież. Wybudować bazy treningowe, rozpieprzyć archaiczny system szkolenia, zbudować od podstaw nowy, przynoszący wymierne korzyści. Zróbmy tak jak Czesi, albo przeszczepmy na nasz grunt wzorce francuskie! Tak! Tak! Zróbmy tak jak Czesi ! -przyklasnęli wszyscy po kolejnym blamażu na międzynarodowej arenie… Reforma szkolenia nigdy nie została wprowadzona, chociaż została przegadana przez najrozmaitszych ekspertów w najróżniejszych programach poświęconych piłce. Były nawet debaty, okrągły stół. I co? I nic. Minęły dwa dni i wszyscy zapomnieli o „gwałtownej potrzebie”. To nie był bowiem czas reform tylko rozliczeń. Stawiania winnych przed medialnym plutonem egzekucyjnym. Rozstrzelać, natychmiast! Rozkaz wykonano bez sprzeciwu, z zimną krwią. Naród zawył dziko.
Przy tej ciągłej presji wymagającej sukcesu na teraz, na już, nikt nie ma tak naprawdę czasu na to, aby wreszcie zacząć działać? Prezes ma na głowie tysiąc innych, niekiedy absurdalnych spraw, ciągle ktoś do niego przychodzi, ciągle ktoś coś chce, ciągłe spotkania. A reforma szkolenia to nie jest temat do obgadania w pięć minut. Czy nawet w godzinę. Nie wystarczy powiedzieć głośno: „Dobra, działamy”. Tu trzeba olbrzymiej konsekwencji. Walki. Trzeba znaleźć odpowiednich wykonawców. Ułożyć plan i systematycznie go realizować. Rozdysponować zadania i z ich realizacji rozliczać. Eee… tam. Za dużo zachodu. Tu spotkanie, tam spotkanie. Mijają dwa, trzy dni i bardzo ważnej rozmowy na temat konieczności poprawy szkolenia w głowie zostają jedynie strzępki. „Pamiętam, pamiętam, że trzeba to zrobić ” – usprawiedliwia się w duchu prezes. Chuja pamiętasz…
Boję się, że ze szkoleniem młodzieży w Polsce jest jak z reformą w PKP. Dużo hałasu, mało konkretów. Piętnaście lat temu pociąg z Poznania do Gdańska jechał góra trzy godziny, dzisiaj jedzie drugie tyle. Niby każdy widzi potrzebę przeprowadzenia gruntownej reformy, ale jak przychodzi co do czego, to brak kozaków, którzy by to zrobili. Pokazali, że jednak można. Zamiast tego mamy do czynienia z kosmetyką i tuszowaniem tego, co wstydliwe.
Na koniec wywiadu Piotrek trochę się lituje i mówi: – A na ligę zapraszam. Może trafi się jakiś dobry mecz… Właśnie, może się trafi. Ale prędzej trafi nam się taka kaszana jak Widzew – Arka, Zagłębie – Polonia Bytom, czy Lechia – Bełchatów (albo Legia), niż Lech – Śląsk. Czy o to chodzi, żebyśmy zasiadali na trybunach (albo przed telewizorem) i zastanawiali się: będzie dobry mecz, czy typowa polska kaszana? Czy nie lepiej byłoby, żebyśmy mieli pewność, że nie będzie kaszany?
Media upiększają naszą ligę. Jak to powiedziałby Piotrek: „robią loda kibicom”. Pięknieją stadiony. Mamy transmisje na europejskim poziomie. Po murawach biegają reprezentanci Łotwy, Estonii, Armenii, Bułgarii. No i oczywiście Polski, chociaż oni biegają także po boiskach pierwszoligowych – przecież nie tak dawno powołanie do kadry dostał Tomasz Nowak. Właściwie każdy, kto głośno powie o tym, jakie problemy w polskiej piłce widzi, traktowany jest jak oszołom i frustrat. Bo jakie będą komentarze po wypowiedziach Piotrka? Ile osób powie: – Mądry chłop? Ale ile: – Świerczewski, kurwa, pamiętasz Mielno?! Rozliczyłeś się z kasy z Francji?!
Polska piłka, dobra piłka – mówimy. Niektórzy dorzucają wtedy drewno do kominka… Myślisz inaczej – nieudacznik, grafoman i śmieć. To, że PZPN – być może po lekturze wywiadu ze Zbigniewem Bońkiem – zmienił zasady dotyczące zgrupowania i sparingpartnerów kadry pokazuje, że jednak warto głośno mówić i piętnować to, co w naszej piłce chore. Być może to walenie po głowach coś da. Obudzimy się. I coś wreszcie zrozumiemy. Może nie wygramy EURO, ale może się nie skompromitujemy. Może nie będziemy już światową potęgą w piłce, ale może przestaniemy dostawać w ryj od rezerw Litwy.