Reklama

Robert Maaskant: – Czasem trzeba mierzyć w niemożliwe

redakcja

Autor:redakcja

01 kwietnia 2011, 10:58 • 8 min czytania 0 komentarzy

Przedstawiliśmy wam ostatnio kilka(naście) piłkarskich sylwetek, kilka ciekawych życiorysów. Był już tunezyjski DJ i pastor z Hondurasu. Naszego dzisiejszego rozmówcy nie pytaliśmy, czym jeździ, co jada, w co się ubiera, ani gdzie bywa jego narzeczona. Z Robertem Maaskantem trzeba było pogadać o piłce i tylko o piłce. W niedzielę “Biała Gwiazda” podejmuje na własnym boisku Jagiellonię Białystok i jeśli wygra, będzie zdecydowanym faworytem do zdobycia mistrzostwa Polski. Maaskant może więc już pierwszy sezon w naszej lidze zakończyć jako zwycięzca…

Marcin Sasal stwierdził, że inni trenerzy patrzą na niego, jak na kogoś, kto zabiera im pracę. Pan ma to samo?

Nie, w ogóle. Nawet o tym nie pomyślałem. Są setki tysięcy, może nawet miliony trenerów, ale jeśli zasługujesz na miejsce w profesjonalnej piłce, to ono się dla ciebie znajdzie.

Na czym polega przewaga Roberta Maaskanta?

Nie wiem czy jest jakaś przewaga. Może doświadczenie? Fakt, że pierwszym trenerem jestem od dwunastu lat i już jako szesnastoletni chłopak pracowałem nad swoją przyszłą karierą. Cały czas staram się być na bieżąco z nowinkami.

Dwanaście lat, a Wisła to już ósmy przystanek. Nie za dużo tego?

Nawet nie wiem, ile tych klubów było… Oczywiście, najlepiej, kiedy szefowie ci ufają i możesz rozwijać się przez lata wraz z klubem. Jak Ferguson i Wenger. Ja na przykład pracowałem trzy lata z rzędu w Roosendaal. W Wiśle, po zdobyciu mistrzostwa, też mogę zostać na dłużej.

Holenderski dziennikarz Andy Houtkamp powiedział nam: “Maaskant przyjechał do Polski przede wszystkim dla kasy”.

Nieprawda.

Jakiś argument? Poza tym, że Wisła walczy o tytuły.

Andy wie, że miałem w Holandii niezły, trzyletni kontrakt. Z Wisłą mam dwuletni. To taka wielka różnica? Może chodziło mu o to, że z powodu finansowych problemów Bredy nie mogłem zrealizować swoich celów. Naprawdę, gdyby chodziło tylko o kasę, poleciałbym do Kataru lub Bahrajnu, bo miałem stamtąd oferty. Co roku zapraszali mnie na pustynię i zarobiłbym tam duże pieniądze. Mogłem też przejąć firmę po ojcu i dziś być milionerem. Nie zrobiłem tego, bo lubię swój zawód.

Nawet kiedy wtrąca się do niego Antoni Piechniczek i jemu podobni?

Zdenerwowało mnie to, co powiedział o mnie i Stanie Valckxie (Piechniczek sugerował, że Holendrzy ściągają obcokrajowców poprzez układy z agentami – przyp. red.). Jeżeli usłyszałbym to od kibica na ulicy, pewnie by to po mnie spłynęło. Ale powiedział to człowiek pracujący dla federacji. Nie mogliśmy tego zostawić, poszliśmy do sądu.

Ma pan jeszcze szacunek do Piechniczka?

Tylko do jego sukcesów w przeszłości. Tyle.

Nie zagalopował się pan mówiąc, że tamtego dnia chyba za dużo wypił?

Powiedziałem, że każdy pijany kibic mógł wypowiedzieć takie słowa. A nie, że Piechniczek był pijany – to różnica. Facet uważa, że w Wiśle jest za dużo obcokrajowców… A prawda jest taka, że najlepsi Polacy z kraju wyjeżdżają. Więc co mamy robić? Brać tych “drugich najlepszych”? Oni nie zdobędą nam mistrzostwa. Przecież to proste…

A co z młodzieżą? Wisła w ogóle ją wychowuje?

Mamy tu plakat drużyny, popatrzmy po kolei. Czarek Wilk…

25 lat.

OK. Filip Kurto.

Bez szans na grę.

Na razie bez szans, ale, spokojnie, przecież to bramkarz. Dalej – Małecki, Cikos, Siwakow. Kilku z Młodej Ekstraklasy trenuje z pierwszym zespołem, a coraz bliżej pierwszej jedenastki jest Burliga.

Myślał pan kiedyś o przesunięciu kogoś za karę do “młodej”?

Nie mamy problemów wychowawczych. Raz tylko Cikos spóźnił się na trening, bo był piątek, a on myślał, że sobota. Głupia sprawa, ale każdemu może się zdarzyć. Chavez też raz zadzwonił, że stoi w korku. Obaj zapłacili kary. Pieniądze poszły do szpitala, na prezenty dla dzieci.

Wspomniał pan o Wilku, który przy Sobolewskim raczej nie pogra. “Sobol” chyba zaprosił pana na dobre wino.

“Sobol” to cichy facet, ale walką daje przykład. Sprawdźcie wyniki – kiedy grał w środku razem z Czarkiem, nie wygraliśmy ani jednego meczu. Dlatego trzeba było coś zmienić. I tak należy sobie powiedzieć, że niewiele drużyn na świecie gra takim systemem jak my – Barcelona, Holandia… Futbol powinien ewoluować w tym kierunku. Mają być wyniki i efektowna gra.

Wisła taktycznie to przecież chaos. Różnice robią indywidualności.

Nie zgadzam się. Jedenaście indywidualności nie wygra meczu. To dwóch – trzech “extra players” może zrobić różnicę. Na przykład Melikson, Małecki, Kirm…

O tym właśnie mówimy. Pan sam twierdzi, że polscy piłkarze nie czują taktyki.

Nie polscy piłkarze, tylko polska liga. Większość drużyn zawsze gra tym samym systemem. Nie dostosowuje się do rywala.

Robert Maaskant: – Czasem trzeba mierzyć w niemożliwe



Są w Polsce zespoły, które ogląda pan z przyjemnością?

Całą Ekstraklasę ogląda się nieźle, bo nigdy nie przewidzisz wyniku. Podoba mi się Lechia za jej ofensywne usposobienie. Nawet zbyt ofensywne, bo traci sporo bramek. Fajnie oglądało się też mecze Lecha w Lidze Europy.

Słyszeliśmy, że złapał pan kontakt z Maciejem Skorżą. Przed meczem w Krakowie podobno tak się zagadaliście, że nie zdążył zrobić odprawy.

Nie sądzę, ja ze swoją zdążyłem. Chyba że on potrzebował więcej czasu (śmiech). Mamy do siebie szacunek, choć podczas meczu moglibyśmy się pozabijać. Na konferencjach też można powalczyć na słowa, to fajna zabawa. No… ale Skorża i Probierz to przyszłość polskiej piłki.

Cele Wisły są jasne – mistrzostwo i awans do Ligi Mistrzów. Tylko czy na dziś nie byłby to zbyt idealny obraz?

Może tak, ale jako trzecia najważniejsza osoba w klubie muszę mierzyć wysoko. Nie powiem zawodnikom przed meczem – “ajj, może dziś zremisujemy?”. Teraz liczy się mistrzostwo. Przed Ligą Mistrzów musimy wzmocnić kilka pozycji. Ł»eby coś osiągnąć, czasem trzeba mierzyć w niemożliwe.

W ile czasu stworzyłby pan zespół od zera?

(Po dłuższym zastanowieniu) W sześć tygodni jestem w stanie przygotować drużynę fizycznie. Jeśli mam do dyspozycji wszystkich zawodników. Ale nie, że Maaskant popracuje sześć tygodni i Wisła zacznie wygrywać każdy mecz. Tak to nie działa, zbyt wiele czynników decyduje o wynikach. Ze Śląskiem zremisowaliśmy, ale, jeśli spojrzeć w statystyki, to było jedno z naszych najlepszych spotkań.

To ten mecz z chorą liczną dośrodkowań. Ile ich w sumie było?

74! Więc o czym my, do cholery, mówimy? Normalnie powinno się wygrać taki mecz 4:0. My zremisowaliśmy, więc każdy powiedział, że zagraliśmy bardzo źle. Futbol to jedyny sport, w którym możesz przegrać będąc lepszym zespołem. Biegacz, jeśli jest najszybszy, po prostu wygra. Skoczek wzwyż – skoczy najwyżej. W piłce tego nie ma.

Pogadajmy o personaliach. Co się dzieje z Jaliensem? Kibice nie takiego lidera oczekiwali.

Wszyscy tak mówią po remisie z Podbeskidziem. Rozumiem, że po następcy “Clebiego” spodziewacie się więcej. Ale obejrzałem ten mecz jeszcze raz i Kew nie zagrał źle. Wygrał większość pojedynków. Miał 95% celnych podań i większość tych piłek kierował do pomocy. To już “top level”.

A Nourdin Boukhari? O co z nim chodzi? W ogóle nie gra, jest dwa razy za gruby.

Słuchajcie, przyszedłem do Wisły tydzień przed końcem okna transferowego. Garguła nie był gotowy. Trzeba było kogoś, kto uspokoi środek pola, więc wzięliśmy Boukhariego. Zapewniam, że jeśli chodzi o pieniądze, to wypożyczenie było dla nas bardzo opłacalne. “Buka” gorzej zagrał z Poznaniem. Był chory, o czym powiedział mi po meczu. Ze słabszymi drużynami radził sobie dobrze. Z Bełchatowem zaliczył asystę, z Cracovią strzelił gola.

Serge Branco – niewypał?

To samo co z Boukharim. Mieliśmy kontuzje na prawej i lewej obronie. Potrzebowaliśmy doświadczonego zawodnika, bez kontraktu, bo okienko było już zamknięte. Nie spodziewaliśmy się po Branco nie wiadomo czego, ale zawsze może zagrać.

Andresa Riosa już pan skreślił?

Nie ja go ściągałem, tylko Kasperczak. I szczerze mówiąc, nie wiem, co z nim będzie. Ciężko znaleźć dla niego pozycję. Ani “dziewiątka”, ani “dziesiątka”. Na prawej stronie też dostał szansę, ale to dziś pozycja Małeckiego. Spodziewałem się po Riosie więcej, ale jeśli awansujemy do Ligi Mistrzów, może nam się przydać. Ma wszystko, żeby osiągnąć sukces – szybkość, technikę… Brakuje tylko asyst i goli. Choć ostatnio w Młodej Ekstraklasie dał mi sygnał – “hej, jestem tutaj”.

A co z Ł»urawskim? On sam czuje, że jest jedną nogą na emeryturze.

Oczekiwaliście od niego wiele, ale on przecież przyszedł z Cypru, a nie z Celtiku. Z drugiej strony, zdobyliśmy sporo bramek w końcówkach, kiedy “Ł»uraw” był na boisku. Gdy wchodzi, zwykle coś się dzieje. Poza tym ma dobry wpływ na “Małego”. Dzielą na przykład pokój na zgrupowaniach.

Karał pan Małeckiego za obrażenie sędziego, ale mamy wrażenie, że po cichu cieszył się pan, że ma w składzie kogoś takiego.

Lubię zawodników z takim charakterem. Meczów nie wygrywa się uśmiechniętymi chłopcami. Chociaż “Mały” poprawił się pod każdym względem.

To ten mentalny coaching?

Między innymi. Wytłumaczyliśmy mu, co ma robić.

Co w takim razie? Słuchamy autora książki o treningu mentalnym.

Napisałem ją, bo na rynku było o tym sporo literatury, nawet o golfie i tenisie, ale niewiele o piłce. Hasło przewodnie mojej książki to koncentracja. Na przykład “Mały” powinien koncentrować się na boisku, a nie przejmować trybunami. Wyobraźcie sobie, że macie przeskoczyć małą barierkę. O, taką. Bez problemu, nie? Ale jak wam powiem, że za nią jest stumetrowa dziura, to w końcu dacie sobie spokój. Kwestia to nie skupiać się na przeszkodach, tylko na ostatecznym celu. O to chodzi w futbolu.

Rozmawiali TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA i PAWEŁ MUZYKA

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...