Drużyna narodowa potrzebuje szkieletu – to jasne. Selekcjoner nie może powoływać za każdy mecz innych zawodników, kierując się tylko i wyłącznie dyspozycją w dwóch czy trzech tygodniach poprzedzających zgrupowanie – oczywistość. Pytanie, w którym momencie kończy się konsekwentne zgrywanie składu, a zaczyna się bezsensowne, zgubne przywiązanie do nazwisk, które jakże dobrze znamy już z czasów innych selekcjonerów. Poruszył ten temat na swoim blogu Wojciech Kowalczyk, my postaramy się przyjrzeć temu zagadnieniu troszkę dokładniej…
Jakub Błaszczykowski… Ile dobrych meczów za kadencji Franciszka Smudy rozegrał ten zawodnik? Dwa? Będą w ogóle dwa? Czy może jeden? Pomocnik Borussii Dortmund gra słabo, niestety jedzie na nazwisku, na opinii. Gdyby jego formę prezentował ktokolwiek inny, musiałby zmierzyć się z druzgocącą krytyką. Gdyby na swojej pozycji Kamil Glik był tak mało przydatny, jak Błaszczykowski na swojej, byłby wytykany palcami i obśmiewany. Oczywiście, Kuba potrafi grać w piłkę i potencjalnie jest to nasz absolutnie czołowy piłkarz. Problem w tym, że aktualnie jest cholernie daleko od wykorzystywania tego potencjału i trzeba się poważnie zastanowić, co z tym dalej zrobić. Ciągłe głaskanie i przyznawanie nagród typu “Piłkarz Roku” za ładne oczy niczego dobrego nie przyniesie.
Chyba wszyscy zakładają, że Błaszczykowski może odnieść kontuzję, która wykluczy go z Euro 2012 i wówczas potrzebujemy wariantu rezerwowego. Ale dobrze, załóżmy, że będzie zdrowy. Pytanie brzmi więc inaczej – a co będzie, jeśli grać będzie cały czas tak, jak gra teraz? Musimy rozważyć cztery opcje:
– że będzie grał o klasę lepiej niż teraz
– że będzie grał tak samo jak teraz
– że będzie grał jeszcze gorzej niż teraz
– że w ogóle nie będzie mógł grać (kontuzja)
Łatwo zrozumieć, że w trzech z czterech opcji Błaszczykowski w ogóle nie powinien grać. W trzech, z czterech! Miejsce w składzie należałoby mu się tylko pod jednym warunkiem – że się poprawi. Istnieje taka ewentualność, ale to ciągle tylko ewentualność. A my, jako reprezentacja, powinniśmy być przygotowani na wszystko. Także na to, że w 2012 roku Grosicki będzie w wyższej formie niż Błaszczykowski – to prawdopodobne, prawda? Dlaczego więc nie próbujemy wariantów pod tytułem “Błaszczykowski nie może lub jest za słaby, by grać w pierwszym składzie na Euro 2012”? Czy Kuba jest już świętą krową i nie można posadzić go na ławce, kosztem znajdującego się w lepszej dyspozycji Kamila Grosickiego? Co takiego by się stało, gdyby obejrzał spotkanie jako rezerwowy? Przecież to inteligentny chłopak, więc doskonale zdawałby sobie sprawę, że to nie żadna kara, tylko prosta kalkulacja, który zawodnik może dać zespołowi więcej.
Smuda chce mieć stabilną pierwszą jedenastkę. Tylko czy ta stabilność powinna być kosztem zawodników, którzy znajdują się w lepszej formie i są w stanie wygrać dla nas mecz? A może “Franz” zacznie dawać tym niedocenianym na dziś piłkarzom szansę później. Ale ktoś w to wierzy? Jeśli nie dał w meczu z rezerwami Litwy i nie dał w meczu z rezerwami Grecji, to da z Francją albo Włochami? Wolne żarty. Do maja 2012 tłuc będziemy tym samym składem i problem zrobi się, gdy w maju 2012 ten skład będzie w takiej formie, jak teraz.
Błaszczykowski jest ważny. OK. Ale gdyby usiadł na ławce, korona by mu z głowy nie spadła, a byłby to też jasny sygnał dla pozostałych zawodników, że wygryźć da się każdego – trzeba tylko chcieć. Dziś sygnał jest inny – chociażbyście się zesrali, grać nie będziecie…
Nie chodzi o samego Błaszczykowskiego. Murawski prezentuje się słabo – niech będzie w tej kadrze, ale dlaczego zawsze musi być na boisku? Obraniak – to samo. Piszczek gra wszystkie mecze od początku do końca – w porządku, już wiemy na co go stać, już jest pewniakiem. Ale skoro tak, to czy nie warto czasami wpuścić na jego pozycję kogoś innego, by sprawdzić, jak radzi sobie wśród najlepszych? Ciągle oglądamy albo pierwszy skład reprezentacji, albo drugi. A dlaczego nie wstawimy jednego nowego elementu do pierwszego składu i nie sprawdzimy, czy działa jak należy? Przecież Piszczek też może mieć problemy w 2012 roku albo nawet może wypaść za kartki z meczu numer trzy, prawda?
Smuda działa jak hazardzista. Nie ma żadnego planu B. Jedzie do końca. Niestety, kontuzje czy inne kłopoty zdarzają się zawsze i w 2012 roku może okazać się, że całe trzy lata przygotowań poszły na marne, bo odpadły nam trzy czy cztery ważne elementy, a my nie mamy żadnej wytrenowanej alternatywy. Mądry człowiek jest zabezpieczony. Jak idzie w góry w słoneczny dzień to i tak zakłada, że pogoda może się zmienić. A Smuda idzie w dzień pochmurny i ma nadzieję, że nie będzie padać. Ma nadzieję. Obrał jeden wariant – wariant optymistyczny. To jest właśnie wariant “mam nadzieję”. Mam nadzieję, że nikt nie dozna kontuzji i mam nadzieję, że wszyscy będą w optymalnej dyspozycji. Ł»eby tylko Dariusz Szpakowski nie musiał powiedzieć tego, co mówi w grze FIFA 11: “Dobrze się zapowiadało, ale się ze…”