Jest tylko jedna drużyna gorsza od reprezentacji Polski. Drużyna TVP. W najkrótszym studiu świata facet wystylizowany na d’Artagnana szczerzy się i przepytuje gości, dając im 7 sekund na przywitanie, podsumowanie meczu i pożegnanie z widzami, natomiast spotkania komentuje dwóch starych tetryków, którzy ani nie mają stuprocentownej pewności gdzie są, ani po co. Takiej redakcyjnej “Rodziny Adamsów” nie ma nigdzie indziej.
Szpakowski ma zamiar ciągnąć do samego Euro 2012, albo i dwa lata dłużej, bo w końcu miesiąc w Brazylii brzmi lepiej niż miesiąc na Mokotowie. Gmochowi wszystko jedno, bo on bawi się świetnie niezależnie od miejsca i towarzystwa, w zasadzie jest samowystarczalny i w swoim szaleństwie niezależny od zewnętrznych uwarunkowań. Może to okrutne, ale nie my ten świat tak skonstruowaliśmy, że czas płynie nieubłaganie i na stare lata ludzie tracą szare komórki. “Szpak” i “Szczęka” są już po drugiej stronie rzeki, więc pora wyłączyć im wtyczkę z kontaktu.
Gmoch – sorry, inaczej się tego określić nie da – pierdoli od rzeczy. Raz widzi na boisku Olympiakos, raz bełkocze, że nasi grają na dopalaczach, innym razem jest zaskoczony, że Ł»ewłakow mówi po polsku albo wydaje z siebie trudne do zidentyfikowania dźwięki. No i rechocze. Non stop śmieje się pod nosem. He, he, he. To jest tak głupkowate he, he, he, jak tylko może być. W normalnej telewizji jakiś dyrektor chwyciłby za telefon i powiedział: – Zdjąć tego starego dziwaka z anteny, natychmiast!
Ale szef siedzi obok, mruży oczy i zastanawia się, czy ten blondynek z piłką to Błaszczykowski, Murawski czy Grosicki i który z tej trójki gra w Borussii. W końcu – niczym piłkarz – decyduje się strzelać (“Murawski!”) i – niczym piłkarz – oczywiście pudłuje (bo to był Grosicki).
W studiu jest tak słodko i ślisko, że trudno nie puścić pawia. A jak już przenosimy się na stadion, to do naszych uszu dochodzą jakieś całkowie amatorskie pogadanki dwóch freaków. Obrazu rozpaczy dopełnia Jacek (“nagrałem ci te płyty”), którego jak widzimy, to za każdym razem mamy obawę, że da się porwać nastrojowi i przed piłkarzem faktycznie uklęknie w wiadomym celu.
Co za ekipa. Rodzina Adamiaków na boisku i Rodzina Adamsów tuż obok.