Czy sportowiec powinien być porządnym człowiekiem? Czy jest sens zaglądać mu do łóżka? Czy wolimy grzecznego, ułożonego, przestrzegającego dziesięciu przykazań, uprawiającego seks tylko małżeński, za to słabego, czy może jednak dobrego, utalentowanego zwyrodnialca? Oczywiście istnieją też wersje pośrednie, ale jeśli trzeba wybrać między opcjami najbardziej skrajnymi, to co wtedy? Upieramy się przy ministrantach, czy nie? Możemy te pytania mnożyć, aż dojdziemy do najważniejszego: czy sportowiec w czasie zgrupowania kadry narodowej może iść na dziwki?
Pytamy, ponieważ od poniedziałku (szczegóły – “Fakt”) na to pytanie musi odpowiedzieć sobie cała Polska.
Historię, którą opisała najpoczytniejsza gazeta w kraju, znaliśmy od czwartku, od godziny 15. Długo zastanawialiśmy się, czy ją poruszać, czy nie. Wiemy, że wy chcecie krwi, ale czasami trzeba odpuścić. No i ostatecznie odpuściliśmy. Były różne argumenty, by nie publikować informacji nadesłanych przez zorientowanego czytelnika. Najważniejsze dwa…
Po pierwsze – nie wydaje nam się, żeby seks dwa dni przed zawodami sportowymi być czymś, co na sto procent zaszkodzi. Sądzimy, że to sprawa indywidualna. Jeden zagra gorzej, jak się zabawi, inny wręcz przeciwnie – nie będzie sobą, jeśli tego nie zrobi. W każdym razie ewentualnej orgii nie można rozpatrywać w kategoriach braku profesjonalizmu w sensie sportowym. Tu raczej na pierwszy plan wysuwa się etyka. Powraca więc pytanie – czy interesuje nas etyka u sportowców? A jeśli tak, to jak bardzo? Nie mogą zdradzać żon? Hydraulik może, a sportowiec nie? Bankowiec może, a sportowiec nie? Kogo, tak z ręką na sercu, obchodzi, czy piłkarz, koszykarz albo siatkarz ma kochankę? Jak ma, to co z tego? Wilt Chamberlain twierdzi, że przeleciał 20 tysięcy kobiet… Ale skoro sportowcy nie mogą zdradzać, to co dalej? Przeklinać albo oszukiwać mogą? Gdzie jest granica? Muszą być dobrymi ludźmi, czy mogą być takimi sobie?
Po drugie – ewentualne opublikowanie maila-donosu, wraz z nazwiskami, mogłoby sprawić, że z kadry narodowej wylecieliby jej ważni członkowie. Nie mamy przekonania, że to wyszłoby na dobrze naszemu krajowi. W dłuższej perspektywie przynajmniej połowa z wymienionych przez informatora sportowców będzie bardzo potrzebna. I teraz mamy ich dać pod osąd publiczny? Pod osąd tych wszystkich hipokrytów, którzy twierdzą, że jedyne gołe cycki, jakie widzieli, to cycki żony oraz którzy zawsze trzymają ręce na kołdrze? Zanim ktokolwiek by się zastanowił, czy od sportowca żądamy prezentowania dobrego poziomu sportowego, czy wierności żonie, to już by było pozamiatane. Już by moherowi dziennikarze ścinali głowy.
Był też trzeci argument – właśnie te żony. To są strasznie trudne i bolesne klimaty. Czy muszą cierpieć? Czy warto burzyć im życie? Faceci zawinili, już wiedzą, że strasznie przegięli i że mogą mieć z tego powodu kłopoty. Ale czy one są winne? Możecie pisać, że to za ckliwe i nie w naszym stylu. Ale my wiemy swoje. Właśnie, że w naszym stylu.
Czytelnik, który słał do nas maile o zdarzeniu w Poznaniu ostatecznie lekko się chyba zagotował, że nie poruszyliśmy tematu i posłał też te maile dalej – do największych gazet. Jak widać, jedna z nich chwyciła przynętę. Niestety, nie opublikowała nazwisk zamieszanych osób, co naszym zdaniem nie jest do końca fair, bo teraz błoto przylepia się do wszystkich, nawet do tych najmniej winnych. I teraz zdarzyć się może, że ktoś, kto niczego złego nie zrobił, będzie miał problemy w domu lub u kibiców przypięta zostanie mu łatka “dziwkarza”. Wrzucono granat do szamba. Czystych brak.
Zanim zaczniecie się tą “aferą” emocjonować na dobre, zastanówcie się, kogo chcecie widzieć w reprezentacji kraju? Nakręcenie całej spirali sprawi, że spadną głowy, a moment zadumy przyjdzie, jak już będzie za późno. Artur Boruc cudownie grał na Euro 2008, ale już w tamtym czasie kursował między rodzącą żoną i kochanką. Rusza was to? Możecie go uznawać za obrzydliwego gościa, ale czy wolelibyście wtedy w bramce kogoś innego? Przeszkadzało wam życie prywatne Boruca, kiedy stał między słupkami w czasie meczu z Austrią? Przyjmowaliście jego interwencje z niesmakiem? Mówiliście sobie w duchu: “dobrze, że obronił, ale mimo wszystko wolałbym przykładnego męża na boisku”?
Napiszemy to najprościej, jak się da. Poruchali? Poruchali. Coś się w związku z tym stało? Z tego powodu ktoś zaprezentował się dwa dni później gorzej? Czy ten seks miał wpływ na formę? Wątpliwe. Oczywiście, zachowali się niegodnie, nieodpowiedzialnie (bo mogli spodziewać się konsekwencji), idiotycznie, ale czy z tego mają być rozliczani w pierwszej kolejności? Wolne żarty. Jak świat długi i szeroki, tak w piłkę grają także idioci (dlatego potrzebują trenera). I jak świat długi i szeroki, kiedy duża grupa chłopów mających kasę ruszy w miasto, to zawsze można się spodziewać, że kilku skręci w drugą stronę. Czy to w Polsce, czy w Niemczech, czy we Francji, czy we Włoszech.
Nie popadajmy w paranoję, nie podpalajmy stosów. Patrzmy na umiejętności. Nie te łóżkowe. Chcemy widzieć najlepszych. A że często najlepsi się najlepiej bawią – takie życie. Gdyby napiętnować Romario za organizowane przez niego orgie, to nie wyszedłby poza ligę stanową w Brazylii, a Wayne Rooney jako aktywny piłkarz nie doczekałby nawet dwudziestych urodzin. Pamiętacie te wspomnienia prostytutek? Mówiły, że Wayne kiedy płacił grubszymi banknotami, to zawsze czekał aż ktoś mu wyda resztę.
“Aferę” uznajemy za zakończoną. Jest taka reklama, w której dziadek wymownym tonem mówi: – Ja muszę… Chłopaki, skoro wy też musicie, to następnym razem kamuflujcie się lepiej, bo teraz narobiliście tylko wstydu kolegom i problemów przełożonym. Nie ten czas, nie to miejsce, nie taka dyskrecja…