Czym na co dzień zajmują się sędziowie ekstraklasy?

redakcja

Autor:redakcja

19 marca 2011, 13:05 • 5 min czytania

Nawet jeśli dobrze wykonają swoją robotę, połowa kibiców na stadionie i tak zwykle ich nienawidzi. Na co dzień prowadzą normalne, szare życie. Wynoszą śmieci, chodzą do pracy, odprowadzają dzieci do szkoły. W weekend, dla odmiany, pilnują, by dwudziestu dwóch facetów nie zrobiło sobie krzywdy, kopiąc się po nogach.
Za Ebim Smolarkiem kamery i aparaty podążają nawet na trening Młodej Ekstraklasy. Gdy piłkarze Legii jadą na imprezę klubowym autokarem, wie o tym pół Polski. Sędziowie biegają po tych samych boiskach, patrzą w te same kamery, ale po meczu stają się anonimowi. Pakują torby marki „Zina” i jadą do domu. Następnego dnia możesz spotkać ich w szpitalu, albo na kursie nauki jazdy…

Czym na co dzień zajmują się sędziowie ekstraklasy?
Reklama

W bieżącym sezonie w Ekstraklasie sędziuje sześciu „zawodowców”. Ci nie martwią się, co robić od poniedziałku do piątku. Nie zastanawiają się, ile meczów poprowadzą i jak na tym zarobią. Sędzia główny kasuje 12 tysięcy zł miesięcznie plus półtora tysiąca ryczałtu za mecz. – Od tego odliczamy podatek i wydatki na dojazdy oraz hotele – kontruje nas jeden z sędziów międzynarodowych. – Proszę tylko nie podawać nazwiska – powtarza kilka razy.

Sędzia-amator zarabia znacznie mniej, więc prawie każdy szuka dodatkowej „fuchy”.

Reklama

Bartos i relaks za kółkiem

Tylko jeden szczęśliwiec stawia na relaks. W zasadzie „Auto-Relax”. Nazywa się Włodzimierz Bartos. Arbiter z Łodzi otworzył szkołę nauki jazdy i instruuje w niej przyszłych kierowców. W weekendy biega z gwizdkiem, w tygodniu uczy, jak zmieniać biegi i wciskać sprzęgło.

– Niedawno przychodzi do mnie kursant. Patrzy, patrzy, w końcu mówi: „widziałem pana wczoraj na Remesie w Poznaniu”.
– Nie, to nie byłem ja – odpowiada Bartos.
– Wiem, że to pan, nie dam się nabrać – upiera się młody.

Bycie sędzią to wstyd? – pytamy. – Ł»art taki. Co ja mam się ukrywać? Mam się wstydzić tego, co osiągnąłem? Pan też pewnie się nie wykręca, gdy ktoś zapyta, czy jest pan dziennikarzem – ripostuje arbiter.

Koniec pytań. Światła włączone, zapięte pasy, jedynka i jazda w miasto. W końcu „Auto-Relax”.

Musiał, czyli „zawód: brak”

„Przegląd Sportowy” w wiosennym skarbie kibica tylko z jednego arbitra zrobił bezrobotnego. W rubryce zawód wpisał krótkie „brak”. O kim mowa? Ano o Tomaszu Musiale z Krakowa, który latem spektakularnie „debiutował” w Ekstraklasie. Nie dojechał na mecz do Bełchatowa, bo przeszkodziła mu pielgrzymka, korki, później dziury w drodze, awaria samochodu i siedem innych plag egipskich.

– Nie wiem, dlaczego „Przegląd” zamieścił takie informacje. Nikt od nich do mnie nie dzwonił – dziwi się pan Tomasz. Na co dzień fachowo doradzi, jak wyremontować podłogę. Sprzedaje panele drewniane. Od poniedziałku do piątku, od ósmej do osiemnastej. – Jestem kierownikiem sprzedaży. Pracuję też w soboty, ale szef jest wyrozumiały. Po meczach zawsze jest analiza. „Co ty tam gwizdnąłeś? To było dobrze, a tamto źle”. Gdy mam wyjazd, od razu zgłaszam i dostaję wolne – tłumaczy.

Trenuje tylko wieczorami. Głównie kondycję, bo na więcej czas nie pozwala. – Po pracy wskakuję w dres i jadę chociaż pobiegać na bieżni. W domu obejrzę swój mecz i przeanalizuję błędy – opowiada syn Adama Musiała.

Nie ma jak na WF-ie

Każdy sędzia-amator przyzna, że najłatwiej ma nauczyciel WF-u. Zarobki bez zachwytu, ale czasu dużo i o kondycję zadbać nietrudno. Adam Lyczmański do bydgoskiego „mechanika” zaprosił ostatnio Macieja Murawskiego. Sala gimnastyczna podobno pękała w szwach. Za to Sebastian Jarzębak wziął się za organizowanie Rekreacyjnej Ligi Biznesu. Czekamy na pojedynek na szczycie – Auchan Mikołów vs. Klinika 2000. Oby tym razem nie skończył żadnego meczu dziesięć minut przed czasem.

A jeśli o klinice mowa… Całkiem pomysłowy okazał się Daniel Stefański. Najpierw pracował w firmie windykacyjnej. Później sam zaczął doradzać ludziom, jak radzić sobie z windykatorami. Tak stworzył „Klinikę Finansową” – 350 złotych za receptę. Ł»eby tego było mało, Stefański to zapaleniec sportów motorowych i specjalista od marketingu w zespole rajdowym „Dakar Team Polska”.

Tercet wuefistów zamyka Michał Mularczyk. Arbiter ze Skierniewic ma pod własnym dachem mocną konkurencję. Jego żona, Monika została niedawno sędziną międzynarodową.

Boisko lepsze niż giełda?

– Dla arbitra-amatora największym problemem jest czas – przyznaje Marcin Borski, który dla sędziowania trzy razy rzucał pracę. Za każdym razem nie byle jaką. – Niestety, żaden pracodawca nie da ci w roku 50 dni urlopu – mówi arbiter ze stolicy. Kiedyś sędziowanie łączył z pracą na giełdzie. Był też bankierem i pełnomocnikiem zarządu w KGHM. Zrezygnował, gdy Zagłębie weszło do Ekstraklasy.

Z pewnością koledzy z pracy pożegnali go znacznie milej niż kibice GKS Katowice. W 2005 roku, po meczu z Odrą Wodzisław, której trenerem był Franz Smuda.

Na bieganie z gwizdkiem Borski ostatecznie postawił, gdy został sędzią międzynarodowym. Od czasu do czasu robi się o nim głośno. Po meczu Ligi Europy chcieli zlinczować go w Bukareszcie, Skorża oskarżał o złodziejstwo, a Bartoszek ocenił jego pracę jako skandal.

Raz stetoskop, a raz gwizdek

Jak już ustaliliśmy, dorobić próbuje każdy. Niektórzy czasem też coś wygrają. Jak Hubert Siejewicz, który w sms-owej zabawie Radia Zet zgarnął 50 tysięcy złotych. Dziś sędzia zawodowy, wtedy jeszcze pracownik Urzędu Marszałkowskiego w Białymstoku. Przez długi czas musiał liczyć na wyrozumiałość szefów. – Co tydzień mecze, trzy razy w tygodniu treningi, czasem obowiązkowe konferencje. Nie ma tego mało – wylicza jeden z naszych sędziów.

W najbliższą środę cała ekstraklasowa osiemnastka odbędzie w Płocku testy kondycyjne. Na co dzień o formę każdy dba na własną rękę. – Obowiązkowo mamy ćwiczyć trzy razy w tygodniu – mówi Włodzimierz Bartos. Na początek trening „niskiej intensywności” – długi bieg na niskim tętnie. Później wytrzymałościowy, a na koniec szybkościowy.

Z takimi obciążeniami radzi sobie m.in. Tomasz Mikulski. Ulubieniec Oresta Lenczyka, rekordzista w ilości prowadzonych spotkań w Ekstraklasie. Z zawodu kardiolog, który w piątek leczy nadciśnienie, w sobotę ciśnienie podnosi kibicom.

Podobnie złośliwych komentarzy nie uniknie Robert Małek – były mundurowy, rzecznik komendy miejskiej w Zabrzu. By to sprawdzić wystarczą dwie minuty w Google. „Były policjant szerzy bezprawie” – to tytuł pierwszego lepszego newsa. Komentarze kibiców są znacznie mniej wyszukane.

Jak widać, każdy orze, jak może. Liczymy na profesjonalizm piłkarzy, choć sędziów w większości mamy amatorów. – Czasu jest mało, a media i kibice wymagają od nas nieomylności. Czyli niemożliwego – narzekają jeden po drugim. Całe szczęście, żaden nie zapomniał jeszcze kartek, jak Anglik Peter Walton. Nikt nie wpadł też na pomysł, by wykartkować wszystkich na boisku, jak pewien specjalista w Argentynie.

PAWEف MUZYKA

Najnowsze

Inne kraje

Tureckie media: reprezentant Polski może zmienić klub jeszcze tej zimy

Wojciech Piela
0
Tureckie media: reprezentant Polski może zmienić klub jeszcze tej zimy
Hiszpania

Barcelona interesuje się obrońcą Benfiki, ale Mourinho stawia weto

Maciej Piętak
0
Barcelona interesuje się obrońcą Benfiki, ale Mourinho stawia weto
Hiszpania

Lewandowski potwierdził szokującą historię. „To zostało w głowie”

Wojciech Górski
2
Lewandowski potwierdził szokującą historię. „To zostało w głowie”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama