Przygoda Euzebiusza Smolarka z polską ekstraklasą powoli dobiega końca. Józef Wojciechowski zapowiedział Ebiemu, że jak chce jeszcze grać w Polonii, to już nie za czterysta, ale za dwieście tysięcy euro rocznie (co daje ok. 65 tysięcy złotych miesięcznie). Smolarek musiał uznać tę ofertę za niepoważną, skoro dziś został przesunięty do Młodej Ekstraklasy.
Spotkały się więc dwa niepoważne podejścia.
Niepoważnie jest szantażowanie piłkarza i proponowanie obniżenia ustalonego wcześniej wynagrodzenia o pięćdziesiąt procent oraz niepoważne jest granie tak, jak gra Smolarek. Zwycięsko z tego niepoważnego starcia wyszedł na razie Ebi, bo już nie będzie musiał markować gry, a swoje zarobi. Wojciechowski wyjątkowo nieporadnie wybrał osobę, której chciał zagrać na ambicji.
Granie Smolarkowi na ambicji to jak apelowanie do Smudy o zdrowy rozsądek.
Warto się jednak cofnąć w czasie do początku sezonu, by uzmysłowić sobie, jak niewiele mogą być warte dwa, trzy czy cztery dobre mecze (czyli – ile mogą być warte dotychczas rozegrane spotkania w rundzie wiosennej). Przecież jeszcze kilka miesięcy temu pół piłkarskiej Polski podniecało się Smolarkiem, a drugie pół Marcinem Ł»ewłakowem. No i jeszcze była dość duża grupa, podniecona bramką Artura Wichniarka w Azerbejdżanie oraz ta, na która cmokała z zachwytu nad Cristianem Omarem Diazem. Ł»ewłakow i Wichniarek zdążyli jeszcze obskoczyć Ligę+Extra, w której tłumaczyli, na czym polega profesjonalizm i futbolowa długowieczność.
Dzisiaj wszyscy czterej są na aucie.
(tłumaczenie dla niezbyt bystrych – dzisiaj po trzech meczach chcemy obcokrajowca do reprezentacji Polski, zupełnie jakby trzy udane bądź nieudane mecze o czymkolwiek świadczyły)