Reklama

Klich: – Edytowałem się, bo miałem kiepskie staty

redakcja

Autor:redakcja

11 marca 2011, 11:38 • 9 min czytania 0 komentarzy

– Chłopaki, tylko nie pojedźcie jakoś bardzo z Matim. To fajny gość i materiał na zajebistego piłkarza – prosił nas wczoraj Konrad Gołoś. Długo zastanawialiśmy się, z którym zawodnikiem Cracovii można usiąść przy kawie i ciekawie pogadać. Niezły zawodnik, który umie kopać i ma coś do przekazania. Saidi “I don’t wanna talk about it” Ntibazonkiza odpada. Zasnęlibyśmy po piętnastu minutach Został Mateusz Klich. Ł»ebyście jednak nie pisali w komentarzach, że wrzucamy ostatnio same rozmowy, a bieżące sprawy olewamy – uspokajamy, mamy trochę innych zajęć i wkrótce to nadrobimy. Rozmawialiśmy na twój temat z kilkoma osobami, również z twojego bliskiego otoczenia. Jest jedna rzecz, która łączy opinie ich wszystkich. Jak myślisz – jaka?
Pewnie, że jestem leniem.

Klich: – Edytowałem się, bo miałem kiepskie staty

No proszę. Brawo.
Wszyscy tak mówią. Trenerzy, rodzice, nawet dziadek. Wszyscy mówią, że trenuję jak leń, że się nie przykładam i że gram, jakby mi się nie chciało. Wydaje mi się, że podchodzę całkiem normalnie i po prostu taki mam sposób bycia. Wszystko traktuję luźno i tak było zawsze.

Rafał Ulatowski twierdzi, że za mało biegasz.
Oo, tego nie słyszałem. Kiedyś mi powiedział, że za dużo, więc już nie wiem. Może chodziło mu o to, że za mało z sensem. Jak oglądałem ostatnio swój mecz, stwierdziłem, że biegam po prostu w trochę innym tempie.

Podobno twoja mama, gdy przychodziła na stadion, zawsze narzekała.
Jakoś tak wychodziło, nie miała szczęścia na trybunach. Aż do meczu z TSV Monachium. Przyszła, strzeliłem bramkę i chyba się wszystko zmieniło.

Musisz brać z klubu sporo wejściówek dla rodziny.
Nie, nie. Wszędzie tak jest, ale nie w Cracovii. Śmieszna sprawa. Można dostać jeden bilet na lożę VIP, ale za najbliższą rodzinę nie traktują rodzica, tylko na przykład dziewczynę albo żonę. Jaja trochę.

Reklama

Kiedyś Wojtek Szczęsny powiedział swojemu ojcu “nie powinieneś mnie krytykować, bo nigdy nie doszedłeś tam, gdzie ja”.
Wojtek jest akurat specyficzny. A ja jestem najwyżej w połowie drogi do tego, co osiągnął mój ojciec.

I tak pewnie masz w domu o jedną odprawę taktyczną więcej tygodniowo.
Chyba o jedną dziennie. Z tatą cały czas rozmawiam o meczach, nie da się tego uniknąć.

Iskry się sypią?
Czasem. Z nim zawsze mogę się pokłócić, bo z trenerem Lenczykiem na przykład, to raczej średnio. Chociaż i tak się dobrze dogadywaliśmy.

Podobno nie uważasz się jeszcze za piłkarza. Najwyżej za kandydata.
Nie, piłkarzem jeszcze nie jestem.

Daj znać, jak będziesz.
Wiele jest takich przypadków, że chłopak w wieku dwudziestu lat gra w Ekstraklasie, a nagle go nie ma, przepadł. Albo kopie gdzieś w niższych ligach. Chciałbym najpierw coś osiągnąć, a później nazywać się piłkarzem. Gra w Ekstraklasie nie jest szczytem moich marzeń.

Masz dwadzieścia lat, a już trzeci sezon z rzędu walczysz o utrzymanie. Niezła szkoła przetrwania.
Właśnie się śmieję, że jestem w tej walce bardziej doświadczony niż niejeden trzydziestolatek. Co zrobić, w każdym sezonie staramy się grać o coś więcej, a jak wychodzi, wiadomo.

Reklama

Nie możesz odejść? Lenczyk chciał cię wziąć do Śląska.
No, może i chciał, ale to nie jest takie proste. Mam kontrakt z Cracovią.

Co sądzisz o samym Lenczyku?
Wielu narzeka na jego warsztat, ale ja nie powiem złego słowa. Fakt, treningi nie były jakieś super-piłkarskie. Często mieliśmy zajęcia na sali gimnastycznej, mało gierek. Sam narzekałem, ale fizycznie czułem się u niego najlepiej. Zawsze pracowaliśmy nad szybkością i siłą. Jeździliśmy do świętej pamięci doktora Wielkoszyńskiego, który miał trochę inne spojrzenie na piłkę. U niego zawsze było ciężko. Dużo ciężarów, zajęć ze sztangami. Poza tym z Lenczykiem zawsze miałem bardzo dobry kontrakt. Traktował mnie jak swojego syna albo wnuka, na treningach wołał na mnie “niuniuś”. Dawał grać, naprawdę było bardzo fajnie. Kiedyś dostałem czerwoną kartkę, to powiedział, że przegraliśmy, bo zabrakło mnie na boisku.

Jako człowiek bywa szorstki i nieprzyjemny. W szatni musieliście to kilka razy poczuć.
No, jest takim człowiekiem, że jak ktoś mu nie przypasuje albo zajdzie za skórę to go zniszczy. Mówi to, co myśli. Jak na tej konferencji z Pasieką z Arki. Słyszeliście, nie? On tak ma ze wszystkimi. Jak ktoś mu podpadł, to od razu z nim jechał. Wiele razy jakiś reporter Canal+ chciał na przykład wejść z kamerą do szatni. Lenczyk nigdy na to nie pozwalał. Ale i tak uważam go za w porządku gościa.

A on uważa, że powinieneś przytyć, bo wyglądasz jak skrzypek.
Tak powiedział. Był taki okres, że stosowałem specjalną dietę, ale pewnych rzeczy chyba nie da się przeskoczyć. Tak już jestem zbudowany, 182 centymetry i 70 kilo. Nie trzeba ważyć 85, żeby być silnym.

Podobno na treningach Lenczyka regularnie zbierało ci się za brak dyscypliny.
Był taki moment… Po czterech wygranych z rzędu, wszyscy złapali luz, ciągle się tylko śmialiśmy. Głównie z Markiem Wasilukiem, z którym się mocno kumplowałem. Wtedy trener wyrzucił mnie z treningu. Nie zrobiłem niczego strasznego. Po prostu mieliśmy za dużo luzu. Ale spoko… Prawie każdy trener mnie wyrzucał. Zawsze za dużo bawiłem się piłką. Już w juniorach trener coś tłumaczył, a ja sobie odbijałem.

Szatałow jeszcze cię nie wywalił.
Jeszcze nie.

A co z Arturem Płatkiem, u którego debiutowałeś w Ekstraklasie?
Mogę go wspominać i dobrze, i źle. Najpierw zagrałem u niego kilka meczów, a później przesunął mnie do Młodej Ekstraklasy, bo miałem problemy z kontraktem.

Nie chciałeś podpisać? Cracovia za mało dawała? Nie odpowiadała długość umowy?
Wszystko po trochę. Miałem wtedy juniorski kontrakt, a trener chciał go przedłużyć. Uważam, że postąpiłem właściwie. Każdy z nas walczy o swoje. Kocham piłkę, nie gram tylko dla pieniędzy, ale to mój zawód i chcę zarabiać.

Na treningach widać, że masz taki pozytywny ciąg do piłki.
Pewnie, że tak. Ale czytałem ostatnio wywiad z Romario. Powiedział, że teraz nie ma już piłkarzy, tylko sami rzemieślnicy. Wszyscy przygotowani fizycznie, ale nikt się nie bawi piłką. Tak wszystko poszło do przodu.

Twierdzisz, że możesz się wyróżniać tylko w dobrze grającej drużynie.
Nie jestem typem zawodnika, który weźmie piłkę, okiwa czterech gości i wrzuci. Tym, którzy mają niesamowity gaz, jest dużo łatwiej się wybić. Ja nie mam takich cech. Lubię pograć kombinacyjnie. Do tego na pewno nie jestem demonem szybkości. Kiedyś kolega powiedział mi, że jakby prędkość zabijała, to byłbym nieśmiertelny.

Odejdźmy na chwilę od piłki. Dlaczego według Facebooka jesteś dyrektorem firmy Bass Industries?
Takie żarty. To akurat wzięło się z serialu “Gossip Girl”. Niezły, chociaż jak każdy serial – na początku fajny, a im dużej trwa, tym gorszy.

Z Małeckim chodziliście do jednej klasy w SMS Kraków. Trzęśliście okolicą?
W internacie byli goście starsi od nas o pięć lat, wiec z tym rządzeniem było słabo. Trochę strach, chociaż ja akurat zawsze miałem coś takiego, że lubiłem do nich przykozaczyć. Dużo się działo i naprawdę dobrze wspominam te stare czasy. Zwłaszcza jak nie chodziłem do szkoły (śmiech).

Często się zdarzało?
Nawet nie. Częściej nie chodziłem na śniadania. Można było spać, dopóki wychowawcy nie zaczęli pukać do drzwi.

Trzymacie się jeszcze z “Małym”?
Nigdy nie byliśmy wielkimi kumplami. Dziwnie byłoby chyba, jakbym się z nim spotykał, on by całował herb Wisły, a ja siedział z koszulką Cracovii. Każdy wie jak jest.

Jaki masz stosunek do Wisły?
Grając w juniorach chodziłem na mecze Cracovii z szalikiem “właściwa strona Błoń”. W internacie było dużo chłopaków z Wisły i Cracovii. Zawsze sobie cisnęliśmy, jakieś vlepki się zdrapywało. Na meczach siedziałem w młynie. Takie gówniarskie czasy, chyba każdy to miał. Teraz na pewno nie jestem takim kibicem.

Łukasz Sapela jeździł kiedyś nawet na “ustawki”.
To nie dla mnie. Ale zaliczyłem wyjazd Korona – Wisła. Był taki okres, że jako kibic regularnie chodziłem na mecze.

Dorobiłeś się ksywki “Clichy”. To od tego z Arsenalu?
Tak, właśnie odkąd Gael Clichy zaczął grać w Arsenalu, niektórzy zaczęli tak do mnie mówić. Nawet na XBoxie, jak czasem gram z ludźmi przez Internet, to właśnie jako Clichy.

Golisz ich czy oni ciebie?
Różnie, czasem wygrywam. Gram Realem Madryt.

Ale bez Klicha w środku pola?
No, proste. W środku Kaka z Khedirą i Xabim Alonso. Cristiano musi być w ataku. Siebie lekko edytowałem, wiadomo, bo miałem w Cracovii najgorsze staty. Trzeba było delikatnie poprawić, bo goście od FIFY chyba się nie znają.

W mieście masz lepsze “staty”? Ludzie cię rozpoznają
Kilka razy zdarzyło się, że ktoś podszedł, ale raczej jestem anonimowy. Nigdy nie trafiło się nic negatywnego, czekam na ten pierwszy raz. No, kiedyś tylko w jednym z klubie ktoś pogroził mi palcem. Jakiś kibic, nie wiem (śmiech). Ale to było w przerwie między rundami.

Kiedyś w juniorach zagrałeś w koszulce, którą zadedykowałeś ojcu po strzeleniu gola. Jak to dokładnie było?
Pod koszulką meczową miałem drugą z napisem “przepraszam tato”. Był wtedy trenerem Korony, graliśmy z nią o awans do mistrzostw Polski. Przegraliśmy i wtedy on pokazał mi t-shirt z napisem, że mogę jechać na wakacje. Umówiliśmy się przed meczem, wiedziałem o tym.

Rodzinę masz bardzo usportowioną.
Mama jest trenerką pływania. Siostra trenuje trójbój, tata grał w piłkę. Dziadek był świetnym pływakiem, ciotka grała w siatkówkę. W Tarnowie ludzie kojarzą naszą rodzinę właśnie ze sportem.

Też trenowałeś pływanie?
Do drugiej klasy gimnazjum. Pływałem i grałem w piłkę w Tarnovii. Fajny sport, rozwija wszystkie partie mięśni, ale trzeba być wytrwałym i naprawdę to lubić. Mnie się znudziło. Nie chciało mi się wstawać o szóstej rano na treningi. Raz wystartowałem nawet w mistrzostwach Polski, ale zająłem 360. miejsce (śmiech).

Na wakacje wybierasz morze czy góry?
Ciepłe morze, ale za wiele nie pływam. Kładę się na materacu i leżę. Po sezonie trzeba odpocząć od piłki. Może ktoś powie, że mam 20 lat i powinienem wszędzie z nią chodzić, strzelać, podawać po pięć godzin dziennie, spać z piłką, ale tak się nie da. Nie można przesadzić.

Zgrabnie wróciliśmy do futbolu. Ostatnio bijecie rekordy. Jesteście najgorszą Cracovią od 40 lat.
Chyba dawno Cracovia nie przegrała sześciu meczów z rzędu. Ale tu nie ma się z czego cieszyć, ani czym chwalić. Chociaż we Francji też jedna kapela przegrała tyle razy, Arles – Avignon.

Cracovia na papierze nie powinna być takim kopciuszkiem.
Jak oglądaliście te wszystkie mecze, to wiecie, że nie byliśmy drużyną, która po prostu dostawała w łeb. My szliśmy, a oni nas lali. Wcale nie. Na Łazienkowskiej to już w ogóle był skandal. Gdybyśmy wtedy z Legią nie przegrali, mielibyśmy dziś dużo więcej punktów. Sędzia nam plany pokrzyżował.

Też chciałeś go wieszać na Wieży Mariackiej?
Trochę mocnych słów dostał od każdego. W szatni wyglądaliśmy jak po wojnie. Każdego coś bolało, zagraliśmy naprawdę dobry mecz. Byliśmy w szoku, zeszło z nas powietrze.

Może potrzebujecie spektakularnego przełamania. W niedzielę z Lechem?
Potrzebujemy przełamania byle jakiego. Ale mam przeczucie, że z Lechem wygramy.

Przed zakończeniem rundy jesiennej Szatałow mówił: “spokojnie, możemy wygrać wiosną cztery pierwsze mecze i sytuacja od razu będzie inna”. Póki co nie wygraliście żadnego z dwóch.
Ja się cieszę z remisu z Legią, która ma drugie miejsce w tabeli i ma mocny zespół.

Jak możesz się cieszyć? Każdy wasz remis jest teraz jak przegrana.
Niby tak, ale popatrzcie na tabelę, jeszcze nie ma takiego dramatu. Polonia Bytom i Arka też nie błyszczą. Bezpośrednie mecze z nimi będą najważniejsze. Mamy siedem punktów straty. Jesteśmy dobrej myśli. Na pewno nie mamy najsłabszego zespołu w lidze.

Rozmawiali TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA I PAWEŁ MUZYKA

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...