Reklama

Ivan Djurdjević – piłkarz Lecha śladami Phila Jacksona

redakcja

Autor:redakcja

09 marca 2011, 17:32 • 10 min czytania 0 komentarzy

Piłkarsko nigdy specjalnie nie zachwycał. Nie podaje jak Semir Stilić, nie strzela jak Artjoms Rudnevs. Ot, zwykły, solidny ligowiec. No dobra, bardzo solidny. Ale kibice w Poznaniu go kochają. – Można uścisnąć dłoń? Pan jest tutaj najlepszy – mówi kelner do Ivana Djurdjevicia. Gdybyśmy przejrzeli kadry klubów ekstraklasy według klucza “nie ma opierdalania się”, na pewno byłby w pierwszej w piątce. Zapraszamy na rozmowę z obrońcą Lecha Poznań, który chociaż ciągle powinien być traktowany w naszym kraju jako ktoś obcy, postrzegany jest zdecydowanie jako ten “swój”.

Ivan Djurdjević – piłkarz Lecha śladami Phila Jacksona

– Weszło… Ostatnio oglądaliśmy u was filmik z Ivanem Turiną. Straszne.

Dzwoniliście do niego?
Dimitrij z nim rozmawiał. Ale to była chyba krótka rozmowa, Ivan nie był rozmowny. Rzucił coś w stylu “weź, przestań” .

Na szczęście macie Kotorowskiego. Jakbyś procentowo ocenił jego wkład w jesienną grę Lecha w pucharach?
Powiem ci tak: to jest tak jak w fabryce. Jak wychodzi czekolada, to na tę czekoladę wcześniej pracuje kilka osób. Kotorowski musi mieć nas. Każdy daje jakiś procent w tym wszystkim. Nie da się ocenić, kto ile dał drużynie.

Roman Kołtoń byłby innego zdania.
Wiem, wiem, znam sprawę. Czytałem o tym. Cóż, każdy ma swoich ulubieńców. Kogo chwali Roman Kołtoń, to już jego sprawa.

Reklama

Śmiejecie się z tego z Kotorem?
Nie rozmawialiśmy o tym. On chyba tego nie czyta. W ogóle nie wiem, skąd takie pochwały, bo obaj chyba się nie znają. Nie chce mi się jednak tego rozwijać, bo już chyba i tak dostatecznie wyczerpaliście temat.

Ile razy oglądałeś powtórkę meczu z Bragą?
Mecz z Bragą oglądałem dziesięć razy. To spotkanie, którego będę żałował. Nie przez całe życie, ale kilka lat na pewno. To okazja, którą trzeba było wykorzystać. W życiu trzeba łapać szansę, bo drugiej możesz nie dostać. Można mówić, że dużo zrobiliśmy, że pokonaliśmy City, ale niedosyt został. Czuję gorzki smak, bo Braga nie była jakoś dużo lepsza. Szkoda tego Liverpoolu.

Kolejny ładny klub byłby do kolekcji. Być może też ładna koszulka.
No tak, ale Juventus i Manchester City to też coś. Kiedyś wystąpiłem przeciwko Barcelonie. 0:0 na Camp Nou. Był Figo i cała reszta, Xavi, Puyol, pierwsza jedenastka. Wymieniłem się potem koszulką z Ronaldem De Boerem.

Dużo masz takich koszulek?
Wiele, wiele. Del Piero, Ronald De Boer. Paolo Ferreira z Chelsea. Kiedyś je gdzieś wywieszę. Na razie składuję w szafie. Szczególnie zadowolony jestem z Del Piero. Wiem, że Rudnevs chciał ją dostać, ale Alex powiedział, że komuś już obiecał. Byłem pierwszy.

Przed chwilą kelner ukłonił się i podał ci rękę. Stwierdził, że jesteś tu najlepszy. Codziennie masz takie sytuacje? Mówi się, że Ivan Djurdjević to ulubieniec kibiców.
No tak, codziennie praktycznie. To mili ludzie, sprawia im to radość. Dlaczego mam im tego nie dać? Ktoś zaprasza mnie do domu, ktoś robi sobie fotkę. Pamiętam sytuację z chłopakiem, który chorował na leukemię. Ksiądz Jacek powiedział do mnie i “Kotora”, żebyśmy do niego pojechali. Ł»e on nie chce żyć, że jest w totalnym dołku. No i pojechaliśmy do niego rano. Wchodzimy i od razu z grubej rury: “Co jest? Mamy o ósmej przyjeżdżać, bo ty nie chcesz walczyć?”. Od razu zrobiło mu się wstyd. Zatkało go. Potem posiedzieliśmy, wypiliśmy kawę, zrobiło się przyjemnie. Chłopak odżył. W Lechu kibice żyją tym klubem. Dla mnie to jest nic, kilka minut, a dla nich to mnóstwo, wspomnienie na całe życie. Stąd może taka sympatia do mnie. Trzy nagrody od kibiców to naprawdę niesamowita sprawa.

Raz nawet szablę dostałeś.
Tak, jak ktoś dzwoni do domu, to trzymam ją pod ręką. He, he, żartuję. Wisi na ścianie, fajna rzecz. Cieszy mnie to wsparcie kibiców. Jesteś o dwadzieścia procent lepszym piłkarzem, jeżeli gdzieś obok siebie masz tak zaufanych ludzi.

Reklama

Poznań to najlepszy okres w twojej karierze. Nie żałujesz, że trafiłeś tu tak późno?
Wszędzie były momenty, które wspominam bardzo mile. W Portugalii grałem w Guimaraes, gdzie przychodziło 25 tysięcy ludzi. Całkiem nieźle. Mam tam mieszkanie, przyjaciół, tam dostałem obywatelstwo. Zawsze, gdzie byłem, zostawiłem dużo znajomych.

Naprawdę niczego nie żałujesz? Nie zmieniłbyś niczego, gdybyś mógł cofnąć karierę o – dajmy na to – osiem lat?
Zawsze mówię, że rzeczy, które należą do nas, trzeba robić na maksa. A resztę zostawić. Tego, co nie możemy zmienić, nie zmienimy. Swoje obowiązki wykonałem na sto procent. Nie żałuję niczego. Wszystko zrobiłem na maksa. Wykorzystałem sto procent swoich możliwości. Najgorzej jest, jak ktoś nie da z siebie wszystkiego, a potem żałuje. Ilu było piłkarzy, którzy mieli duży talent, a potem nic?

Twój kontrakt wygasa za cztery miesiące. Co dalej? Wracasz do Serbii, zostajesz w Polsce?
Nie wiem, jakie są plany w Lechu. Pan Marek Pogorzelczyk dwa lata temu na zgrupowaniu w Turcji zapytał mnie: “Ivan, zostajesz u nas”?. Mówię mu, że tutaj mam narzeczoną, że dobrze się czuję. On powiedział, że chciałbym, żebym pracował w klubie. Na razie nic nie wiem. Do 1 lipca ma kontrakt i wypełnię go do końca. Do Serbii wracam na wakacje, odwiedzam rodzinę, ale w Polsce czuje się naprawdę dobrze. Chcę tu zostać.

Zdałeś licencję trenerską UEFA. Kiedy zobaczymy cię na ławce?
Przyjdzie na to czas. Nie mam tego ciśnienia. Już gdzieś mówiłem, że mam zmęczone nogi, ale serce nie. Dopóki będę mógł grać, to będę grał. Bo potem jak zakończę, to nie będzie odwrotu.

Boisz się tego przejścia?
Nie. Chcę po prostu nadal siedzieć w futbolu. Nie wiem, czy będę grał w przyszłym sezonie. Dużo zależy od klubu. Pewnie wyjaśni się to w maju, może w czerwcu.

Interesujesz się trenerką, wiążesz z tym swoją przyszłość. Zakładam, że trudno ci przyjąć niektóre decyzje Bakero. Rudnevs na lewej pomocy, Stilić w ataku. To jest normalne?
Ja jestem zawodnikiem. Wiele razy o tym mówiłem. Kiedy będę trenerem, wtedy będę decydował. Co ja mogę? Mówię: mam swoje zdanie, ale one nie jest w tej chwili ważne. Bakero ma jakąś wizję i my, jako piłkarze, musimy ją zaakceptować.

Skąd taki pociąg do trenerki?
To chyba przeznaczenie. To jest rzecz spontaniczna. Wszystko zaczęło się w Portugalii. Miałem uraz, więc przyjaciel z Belenenses mówi: chodź, pójdziemy razem na kurs, co się będziesz nudził. Co będziesz siedział w domu, chodź na kurs. Zacząłem się interesować. Dużo w to inwestuję.

Football Manager?
Nie, nie grałem. Nie korciło mnie nigdy. To wirtualny świat, nie ma przełożenia na rzeczywistość. To tak jakbyś poszedł na automaty i zakręcił korbką. Nic nie zależy od ciebie. To jest loteria.

Czyli standardowo – książki, magazyny, filmy?
Wszystko. Książki – gdybym miał je kupować w Polsce, to praktycznie nie miałbym co czytać. Niestety. Nie ma tu tego. Ale nie ma co narzekać, trzeba szukać innych rozwiązań. Przyjaciele z Portugalii wysyłają mi różne materiały, do tego kupuję książki w Amazonie i na Ebayu. Analizuję też zespoły z kosza.

Kosza?
Czytam dużo biografii, m.in. Phila Jacksona, byłego trenera Chicago Bulls, teraz jest w Lakersach. To są książki, które… jak to się mówi?

Poszerzają horyzonty?
Dokładnie. Pokazują, w jaki sposób Jackson motywuje zawodników. Do tego nigdy nie krytykuje ich publicznie, bezpośrednio próbuje do każdego dotrzeć. Nie idzie na wojnę z prasą. Bardzo lubię takie książki. Filozofia tego wszystkiego jest za granicą wiele lat do przodu. No i jeszcze jedna ważna rzecz – osoba, która jest szkoleniowcem musi mieć dobrych asystentów. Jackson ma Wintera, który jest odpowiedzialny za ofensywne akcje. Także, wiesz, trzeba zacząć od podstaw. Jeden człowiek widzi jedną rzecz, drugi inną. Jest też taki Mike Krzyżewski, ma polskie pochodzenie. On jest najlepszym szkoleniowcem z zespołów z uniwersytetów. Też czytałem o jego sposobie budowania zespołu. Pod tym względem Van Gaal też jest niezły.

Van Gaal? Ten, który zdejmuje spodnie i pokazuje piłkarzom jaja?
Nie, tego nie widziałem. Jeżeli to prawda, to w tym przypadku zachowuje się jak oszołom. Co to komu da? Szkoleniowiec musi budować motywację, szukać w zawodnikach potencjału, wydobywać na wierzch ich możliwości. Utwierdzać w przekonaniu, że mają dobre strony. Tak robią lub robili moi ulubieni szkoleniowcy – Bill Shankly, Alex Ferguson, Martin O’Neill.

Poza biografiami trenerów czytasz coś jeszcze? Psychologia?
Tak, bo każdy trener musi być dobrym psychologiem. Jeżeli szkoleniowiec odnosił sukcesy, to musiał być również dobrym psychologiem.

Nawet Smuda?
Tak, bo wybiera właściwych zawodników. Jego dobór piłkarzy jest odpowiedni, a przecież wszystko się od tego zaczyna. To jest podstawa.

Podoba ci się jego praca w reprezentacji Polski i kierunek, w jakim to wszystko zmierza?
Szczerze? Znając Smudę – da radę.

Ale nie wkurzają cię jego wypowiedzi w prasie. Weźmy tylko ostatnie dni i przykład z Patrykiem Małeckim. W jednym miejscu mówi, że lubi krnąbrnych piłkarzy, a w drugim, że nie lubi.
On lepiej wypada w bezpośredniej rozmowie niż medialnie. Wydaje mi się, że ma wizję. Był okres, że reprezentacja przegrywała, teraz jest już lepiej. Ł»yjemy w kraju, który jest niecierpliwy, który nie rozumie wizji, chce wszystko od razu. Jeżeli on jest naszym selekcjonerem, to każdy powinien mu pomóc. Niestety, ale na Wschodzie nie szanuje się niczego. Spójrz na Adama Małysza. Każdy go zna. Pełen szacunek. Skończył karierę, a ktoś pisze felieton i mówi, że jest i był przeciętny. To jest straszne. Ten człowiek przez ileś lat z rzędu dawał z siebie wszystko, znosił presję, reprezentował Polskę. Nawet w Serbii go znano. “Wąs, wąs” – mówiono.

Z Małyszem zgoda, ale odnośnie reprezentacji – krytyka jest potrzebna, nie można bez przerwy głaskać.
Jasne, musi być opozycja. Ł»eby było napięcie i mobilizacja. Nie podoba mi się jednak takie typowe nastawienie ludzie na Wschodzie – komuś nie idzie, to dawaj, jedziemy z nim. Są ludzie, którzy cieszą się, że kadra obrywa, bo będzie dużo śmiechu. Ja np. – nieważne jaka jest reprezentacja, zawsze jej kibicuje. Na mistrzostwa świata w Niemczech pojechałem. Serbia – Wybrzeże Kości Słoniowej. Malowałem twarz, klaskałem, krzyczałem. Przegrali 2:3, to się wkurwiłem. Ale nigdy nie odwróciłem się od nich. Kibicuję Serbom, Polakom, kibicuję Portugalczykom.

Mówił ci już ktoś, że mówisz lepiej po polsku niż większość Polaków?
Nie, nie, spokojnie. Wiadomo, że nadal uczę się tego języka. Po prostu to lubię. Tak samo jak inne języki. W szkole uczyłem się np. niemieckiego. Potem, gdy grałem w innych krajach, nauczyłem się mówić po hiszpańsku i portugalsku. Zawsze byłem pilnym uczniem. Kujonem nawet. Dopiero w drugiej klasie gimnazjum olałem wszystko kosztem piłki. Ale maturę skończyłem. Dzięki temu mogłem zacząć kurs trenerski w Lizbonie.

Na studia nie idziesz?
Chciałbym skończyć jakiś uniwersytet, ale jestem świadom, że jeśli chcesz osiągnąć sukces, to wybierz sobie jedną dziedzinę i rób ją jak najlepiej. Dziś ludzie łapią się wielu rzeczy i w każdej są przeciętni. Lepiej wybrać sobie jedną. Ja wybrałem piłkę. To nie jest taki łatwy zawód, jak się wielu ludziom wydaje. Każdy zawód jest ciężki – pod warunkiem, że jesteś zawodowcem, dajesz z siebie wszystko. Nieważne, czy jesteś stolarzem, dziennikarzem, bankowcem. Nie ukrywam, że wiele oddałem tej piłce. Ona też mi dała dużo. Chciałem być dobry w tym, przy okazji nauczyłem się języków, nie lekceważyłem ludzi i kraju, w którym żyję. Wszystkiego można się nauczyć. Pamiętam wielu zawodników, którzy mówili “a po co mi ten polski?”.

Świetnie mówisz po polsku, ale zauważyłem, że trochę się jąkasz. Widziałeś ostatnio film “Jak zostać królem”?
Oglądałem, ale to nie ma znaczenia. Z tym jąkaniem to jest tak, że jak chcę coś powiedzieć, to czasem brakuje mi jakiegoś słowa. Szukam go i nie mogę znaleźć. A chcę szybko je wypowiedzieć. Powiem ci szczerze, że w szatni mam problem. Mówię w kilku językach. Tutaj po serbsku, tutaj po hiszpańsku, tutaj po polsku. Jak mówię po serbsku to się nie jąkam. Zdarzało się wiele razy, że np. jest osoba z polski i osoba z Hiszpanii. Jak gadam z nimi, to w pewnym momencie mi się myli. Nie wiem, do kogo jakim językiem mówić.

Odnośnie szatni – podobno lubisz robić sobie jaja z młodych.
No lubię. Wkręcam ich trochę. Kamińskiego na przykład, który uczy się do matury. Ale to nie są złośliwości. Pamiętam, jak sam byłem w ich wieku. Możdżeń, Drygas i reszta chyba nie mają o to pretensji.

Ł»artowaliście z Możdżeniem z tej fotki, którą mu ostatnio cyknęli?
Eee, kto by się tym przejmował. Jak byłem w Hiszpanii, to też od razu zrobiono mi fotkę. Na pierwszej imprezie. Pierwszy raz gdzieś wyszedłem, nie widziałem o co chodzi, nie miałem jeszcze dziewczyny. To normalne rzeczy, w ogóle nie biorę ich na poważnie. Jak już powiedziałem – tam, gdzie mogę, gdzie coś zależy ode mnie, daję z siebie sto procent. A reszta? Resztą się nie przejmuję.

Trawą na Bułgarskiej też?
No nie rośnie, co zrobić? Wstyd, ale jakoś damy radę. Głowa do góry.

Rozmawiał Paweł Grabowski

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...