Nieźle się kotłuje wokół Legii, jak na mecz, w którym praktycznie nic się nie działo. Każdy kto chce, dokłada swoje trzy grosze i niewykluczone, że kary na warszawski klub nałoży jeszcze stowarzyszenie kanarów, straż marszałkowska, ochotnicza straż pożarna z Grudziądza oraz fundacja “Nigdy więcej”. Za koszulki, za brak koszulek, za zbyt ciasne buty, za smarkanie, za brzydką pogodę, za wydarzenia w Libii i kurs franka szwajcarskiego.
Materiałów na tony produkuje oczywiście “Gazeta Wyborcza”, między innymi dzięki najśmieszniejszemu dziennikarzowi RP, Michałowi Szadkowskiemu, który udowadnia, że “Legia znów kibolska”. Szadkowski musiał trafić do redakcji po jakimś specyficznym, bardzo specyficznym konkursie, bo wykluczone, by taki rodzynek trafił się Agorze ot tak, z ulicy.
Delegat ma zamiar wnioskować o najwyższą możliwą karę dla warszawskiego klubu i wylicza uchybienia. Kibice Legii nie zdejmowali butów przed stadionem, pojawiła się flaga z napisem Lwów, a Manu krzyknął “kurwa”, kiedy miał dziecko na ręku. Dodatkowo gdy delegat chciał przekazać swoje jakże inteligentne wskazówki, ktoś mu powiedział, by poszedł się leczyć. Zupełnie nie rozumiemy, czemu tak życzliwą i uzasadnioną wskazówkę potraktował jako obelgę. Będzie płakał, kiedy za pięć lat lekarz mu powie: – Trzeba było przyjść, jak panu inni to sugerowali, a teraz to już się nic nie da zrobić.
Dziennikarze dzwonią gdzie się da i zadają pytania w stylu: – Ale jest pan zniesmaczony, prawda? Lista zmiesmaczonych rośnie w zawrotnym tempie, ale do końca nie wiedzą, czym są zniesmaczeni. Wiedzą tylko, że zniesmaczeni być powinni, bo tego oczekuje od nich “Gazeta Wyborcza”. Jak się okaże, że stopień ich zniesmaczenia nie jest odpowiednio wysoki, wyjdą na troglodytów, których należy strącić ze stołków.
W każdym razie trudno nie odnieść wrażenia, że wariaci próbują rządzić normalnymi – i co gorsza, udaje im się to. Legia zabuli nawet za koszulki z herbem klubu i napisem “ukochany klub stolicy”, a dodatkowo z powodu kilku petard nie będzie mogła sprzedawać biletów na trybunę za bramką. Jak wiadomo, stadion za 500 milionów zbudowano po to, żeby go teraz – chociażby częściowo – zamknąć.
Tych nowych, ciągle budowanych obiektów proponujemy nawet nie otwierać.