W programie „Kawa czy herbata” można było obejrzeć wywiad z Manuelem „mówi dobrze po polsku, jego dzieci chodzą do polskiej szkoły” Arboledą. Po pierwsze, wszyscy się wreszcie przekonali, że Arboleda NIE MÓWI po polsku. Przeciętny trzylatek zna więcej polskich słów niż obrońca Lecha. Gdybyśmy mieli zastosować piłkarskie porównanie – bliżej mu ciągle do lingwistycznych zdolności Marcina Robaka niż Mariusza Pawełka. A przypomnijmy, że Robak w obcym języku ani be, ani me, natomiast Pawełek coś tam powie, ale zazwyczaj co innego niż zamierzał.
Jak na pięć lat w Polsce, z polszczyzną Arboledy jest tragicznie. Smuda się z nim oczywiście dogada. Powie mu „agresiwo”, „koncentracion” oraz „atakante”, czyli użyje tych wszystkich słów, które na poczekaniu wymyśla. Ale poza Smudą, nie dogada się już nikt inny.
Co ciekawe, Manuel „mówi dobrze po polsku, jego dzieci chodzą do polskiej szkoły” Arboleda został zapytany, kto jest prezydentem RP, ale niestety… nie wiedział. Kto się założy, że nazwisko prezydenta Kolumbii wymieniłby bez zastanowienia? Tak. Arboleda to taki Polak, że o nazwisku prezydenta RP trzeba z nim rozmawiać po hiszpańsku, a on i tak nie będzie wiedział, co powiedzieć.
A skoro o MA mowa, raz jeszcze pokażemy, do jakiej „polskiej szkoły” chodzą jego dzieci. Ano do takiej:
Przy okazji, warto wspomnieć o innym programie telewizyjnym i wyznawcy Arboledy. W „Cafe Futbol” Roman Kołtoń opowiedział śmiesznostkę – że chciał iść na mecz Pucharu Polski Polonia – Lech, ale selekcjoner Franciszek Smuda namówił go, żeby poszli do knajpy, zamiast na mecz. I że „Franz” na Konwiktorskiej się nie pojawi, dopóki pracują tam Holendrzy. Przecież to nie jest śmieszne, to jest tragiczne. Jeśli trener kadry jest w Warszawie i zamiast stadionu i meczu między dwoma czołowymi drużynami wybiera lokal „Vinoteka La Bodega”, to znaczy, że jest co najmniej niepoważny. Facet zarabia 150 tysięcy złotych miesięcznie i wybiera wino z dziennikarzem, zamiast meczu. A dziennikarz to jeszcze opowiada – jakie śmieszne, jakie fajne…
Chyba wolelibyśmy, żeby w czerwcu 2012 roku Franiu z tej „Vinoteki” się nie ruszał. Możemy mu zarezerwować stolik.
