Prawie jak w Anglii. Tam regularnie robią transfery w last minute, u nas to nowość. O ile jednak kluby Premier League w ostatniej chwili są w stanie wydać rekordową kasę, np. 50 milionów za Torresa, o tyle u nas obserwujemy rozpaczliwe podrygi (przyszłych) nieboszczyków. Przyciśnięta do ściany Arka wzięła podstarzałego Albańczyka, który ma zagrać na defensywnym pomocniku lepiej niż Płotka (co nie będzie trudne, trudniej byłoby nie zagrać lepiej, Płotka jest jakiś za miękki). Ów Albańczyk ma niezłe CV, ale czy np. jego rówieśnik Mariusz Kukiełka ma gorsze? Nie.
Gdynianie chcieli też Vuka Sotirovicia, ale przegrali z brutalną rzeczywistością. Większość piłkarzy mając do wyboru granie w Arce lub granie gdzieś indziej, wybiera gdzieś indziej. Tak zrobił Kowalewski, tak zrobił też Sotirović. Trudno się Serbowi dziwić, bo chyba każdy piłkarz zdrowy na umyśle preferowałby walkę o mistrzostwo kraju, niż o utrzymanie. I chociaż akurat zdrowie psychiczne Vuka od czasu do czasu bywa kwestionowane, trafił on do Jagiellonii w miejsce grzelakowego ścięgna Achillesa.
Z Korony uciekł Mijailović i żali się, że nie dali mu podwyżki, zamiast wyrazić wdzięczność, iż go wcześniej nie wywalili dyscyplinarnie – a powody ku temu były, a jakże. Na listę płac zapisał się natomiast Janczyk i lada moment zobaczymy, czy będzie jeszcze z niego piłkarz, czy tylko rentier-przebieraniec.
Cracovia sięgnała po Mateusza Bartczaka, którego wcześniej chciała Arka, ale ostatecznie nie wzięła i to nie z przyczyn finansowych, o czym się mówiło, tylko ze względu na niezaliczone testy medyczne. Znowu akt desperacji i pytanie o profesjonalizm w Cracovii, ale może mimo wszystko taki akt jest potrzebny, żeby jak najdalej odsunąć Szeligę od podstawowej jedenastki. Oby tylko były pomocnik Zagłębia nie doznał kontuzji…
Ruch z kolei wziął Pawła Abbotta, co już jest jawnym błaganiem o litość.