Już nawet nie będziemy się pastwić na Bartłomiejem Grzelakiem, bo aż zrobiło nam się go szkoda. Co innego opowiadać o ekstremalnym zmęczeniu po przebiegnięciu 600 metrów, a co innego zerwać ścięgno Achillesa. Ktoś powie – wiadomo, “człowiek szklanka”. Może i tak. Ale do tej pory tak paskudnej kontuzji jeszcze nie miał. Szczerze współczujemy – i nie ma tu krzty ironii.
Śmiać się z Grzelaka nie ma co, śmiać się można jedynie z Jagiellonii, która chciała być mądrzejsza niż wszyscy. Bo ci “wszyscy” mówili: – Grzelak zaraz się popsuje! A Jagiellonia na to: – Tym razem na pewno nie.
No i po Grzelaku. Tyle się nagrał. Michał Probierz po raz setny musi przeprosić się z Tomaszem Frankowskim, dla którego szykował zaszczytne miejsce na ławce rezerwowych.