Ciężki żywot mają amerykańscy dziennikarze. Ci, którzy zajmują się futbolem. Znaczy soccerem, rzecz jasna. Nawet wyspać się nie mogą. Nie to, że balują, czy kręcą ruletę. Gdzie tam. Oni przez sen myślą o wyborach prezydenta FIFA. – Pewnego poranka, kiedy byłem jeszcze w łóżku, wpadł mi do głowy pewien pomysł. Obudziłem się i przypomniałem sobie, że Blatter znowu będzie kandydował, bez opozycji… – Grant Wahl zakasał więc rękawy i postanowił samemu wystartować.
A może było zupełnie inaczej? Może Mr Wahl wybrał się z kumplem – dajmy na to, Peterem – do baru i w pewnym momencie rozmowa zeszła na piłkę?
– Słuchaj, wkurza mnie ten Blatter. Te jego zasady są jakieś sztuczne. Czemu niby piłkarz nie może zdjąć koszulki po bramce?
– Nie mam pojęcia.
– Albo sędzia uznaje lub nie uznaje gola, kiedy nie wie, czy w ogóle wpadł. Bo nie można sobie sprawdzić powtórki.
– Nie można?
– No, nie można. To nie hokej.
– Dziwny ten sport. To może przestań o nim pisać, skoro tak cię irytuje.
– Daj spokój. Wiesz, że nie przestanę.
– To zostań prezydentem tej ich federacji i wprowadź swoje zasady.
– Już lecę. Zgłaszam się i startuję.
– Mówię serio. I wcale cię nie podpuszczam, ale nie wystartujesz – uśmiechnął się zawadiacko Peter.
– Nie? Zakład?
Ł»artujemy oczywiście, ale przesłuchaliśmy i przeczytaliśmy od wczoraj sporo wypowiedzi Wahla i facet kilka (kilkanaście?) razy podkreślił, że jego start w wyborach to nie żart. Nie wystarczyło raz?
Jeśli rzeczywiście chce wystartować, musi zyskać aprobatę przynajmniej jednej federacji. – Do 1 kwietnia mam czas na przekonanie jakiegoś kraju. Może to być Papua Nowa Gwinea albo Gwinea Równikowa. Gdyby głosowali kibice, to bym wygrał. Jestem realistą, ale myślę, że czas oddać głos kibicom. I to ja reprezentuję ten głos.
Ładnie to wszystko brzmi, nie? Coś jak Barack Obama. Zresztą, Wahl ma z nim wiele wspólnego. Jego hasło to – Change FIFA. Pamiętacie, do czego nawoływał czarnoskóry prezydent USA w trakcie swojej kampanii? Oczywiście, że do „change”. No i wygrał.
Wahl otrzymał już poparcie m.in. od kumpla Marcina Gortata z Phoenix Suns, Steve’a Nasha, a także od Xabiego Alonso.
Wiemy już, że Amerykanin zamierza zmodernizować FIFA i wysłuchać kibiców. Teraz konkrety: prezydent może zostać wybrany ponownie tylko raz. Sekretarzem FIFA ma zostać kobieta, bo w piłce nie ma miejsca na seksizm. Zawodnicy, którzy po strzeleniu gola będą eksponować swoje torsy, nie dostaną żółtej kartki. Kirm i Małecki mogą odetchnąć z ulgą.
Wahl nie będzie stosował też ograniczeń w doborze sędziów na mundial. W skrócie – sędziują najlepsi, a nie najróżniejsi. Jeśli np. w Ameryce Południowej nie ma dobrych arbitrów, to żaden z nich nie jedzie na mistrzostwa. Trudno się nie zgodzić. Po co nam kolejni artyści w stylu Byrona Moreno?
Poza tym sędziowie będą w mediach tłumaczyć swoje decyzje po meczu. Wtedy, kiedy popełnią błąd. A będą ich popełniać mniej, bo Wahl zamierza wprowadzić powtórki. I wreszcie upublicznienie dokumentów FIFA. Coś w stylu WikiLeaks.
– Nie mam nic przeciwko Blatterowi. Słyszałem, że to fajny gość. Na ostatnich mistrzostwach mieliśmy tę samą masażystkę w Johannesburgu. Wypowiadała się pozytywnie na jego temat. Mówiła, że jest super, bo dawał dobre napiwki. Ale FIFA potrzebuje zmian. Podchodzę do sprawy poważnie i nie boję się. FIFA zna moją historię. Piszę w „Sports Illustrated” od 1996 roku. Pomogłem w popularyzacji piłki w USA, bo kocham ten sport – podkreśla Wahl.
W to nie wątpimy. Przy okazji świetnie popracował nad swoim PR. Dziś słyszy o nim cały świat. Nawet książka o Beckhamie nie przyniosła mu tyle sławy.
TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA