Nietykalny showman z Santosu

redakcja

Autor:redakcja

19 stycznia 2011, 14:04 • 2 min czytania


Bezpowrotnie minął etap nazywania go wschodzącą gwiazdą. W Brazylii stał się symbolem popkultury. Nawet odwieczni przeciwnicy z Argentyny mają do niego szacunek. Bo kogo innego porównaliby do „El Diego”? Tylko Neymara. A raczej „Neymaradonę”.

Facet nie ma hamulców. W mistrzostwach Ameryki Południowej U-20 w pojedynkę zdemolował defensywę Paragwaju. Wynik – 4:2 dla Canarinhos, cztery gole Neymara. Show de bola – jak mawiają jego rodacy. Do tego zresztą zdążył już przyzwyczaić. Jeśli regularnie ośmiesza się doświadczonych obrońców ligi brazylijskiej, co to za problem ograć paragwajskich młodzieżowców?

Nietykalny showman z Santosu
Reklama

Show robi też poza boiskiem. Przez swój egoizm nagrabił sobie już u wielu osób. Taki Dorival Junior wspomina pewnie Neymara, jak Kasperczak Małeckiego. Gwiazdor Santosu nie odmówił co prawda wejścia na boisko, ale zbuntował się, kiedy trener wyznaczył innego wykonawcę rzutu karnego. Obraził się, wykonał kilka bezowocnych dryblingów i na koniec wyzwał trenera. A że dla dwóch nie było miejsca w klubie, to poleciał Dorival.

Reklama

To nie jedyna osoba, której Neymar zalazł za skórę. Jego imienia lepiej nie wypowiadać w pobliżu Chicao. Nie wiecie, kto to? Nie musicie. Gdyby nie wyczyn Neymara, i tak pewnie byście o nim nie usłyszeli.

Efekt? Ł»ółta kartka i spora dyskusja w Brazylii. Jedni żartownisia skrytykowali, drudzy kpili, że Chicao szuka piłki do dziś. A dlaczego w ogóle padło na tego biedaka? Bo w trakcie meczu powiedział, że wkrótce Neymarowi się dostanie. No to usłyszał ripostę – „najpierw musisz mnie dopaść”.

Zakpił też sobie Naymar z doświadczonego bramkarza, Rogerio Ceniego.

Ale to nic przy tym, co spotkało golkipera Ceary.

Wszystkie te sytuacje przy okazji rozkręciły marketing Neymara. W Brazylii mówią o nim wszyscy. Nieważne jak, ważne, że mówią. I zapraszają do programów telewizyjnych, gdzie gra na Playstation z dziennikarzem lub tańczy popularne Rebolation.

Kwestią czasu jest, kiedy trafi do Europy. Pół roku temu był jedną nogą w Chelsea, ale zdecydował się zostać w Santosie, gdzie traktowany jest prawie jak Pele. Sam przyznaje, że marzy o Juventusie. Cena? Zawrotna. 45 milionów euro. Za tykającą bombę zegarową. Albo, jak stwierdził Rene Simoes, za potwora, w negatywnym znaczeniu tego słowa. A według gazety VIP – człowieka roku 2010 w Brazylii. Który przed rokiem nie był jeszcze pełnoletni.

TOMASZ ĆWIĄKAفA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama