Krzysztof Król – zazdrościć czy współczuć?

redakcja

Autor:redakcja

19 stycznia 2011, 13:03 • 3 min czytania

Trochę żal nam Krzysztofa Króla – to śmianie się z niego, to jest jednak żerowanie na ludzkiej krzywdzie. Trochę jak z Kononowiczem i proszeniem go, żeby powiedział coś do kamery. Król, jak Kononowicz, mówi dużo i chętnie. I z podobnym skutkiem, niestety. Gdyby był trochę bardziej znany, można byłoby sprzedawać na niego bilety. Takie „stand up comedy”.
Czasami zastanawiamy się, czy Król sam ma świadomość, że jego opowieści są od A do Z zmyślone i czy nocami z frustracji ryczy w poduszkę, czy też żyje sobie w przytulnym kokonie i naprawdę wierzy w to, co mówi. Bo to jest najwyższy poziom zmyślania. Zmyślać tak dobrze, żeby samemu w to wierzyć.

Krzysztof Król – zazdrościć czy współczuć?
Reklama

Mamy takiego kolegę, który zapragnął być aktorem w USA, zmienił nazwisko i „robi karierę”. To znaczy – przekaz dla znajomych z Polski jest taki, że robi karierę. Opowiadać o swoich sukcesach, produkcjach, znajomościach może godzinami, o byciu aktorem – którym przecież wcale nie jest – też. I z nim naprawdę jest tak, że wpadł w świat fantazji po uszy i dziś nie jest w stanie spojrzeć na siebie z dystansem i powiedzieć: – Hej, co ja robię? Miałem w Polsce dobrą pracę, a tu za chwilę będę przebierał się w kostium Spidermana i fotografował z ludźmi na Sunset Boulevard… Nie, nie – on jest przekonany, że właśnie, z cichacza, ukradkiem zakrada się, by podbić serca nieświadomych jeszcze niczego miliarda fanek.

Jeśli Król w głębi duszy wie, że w wywiadach pieprzy od rzeczy – smutne ma życie. Jeśli nie wie – trochę nawet zazdrościmy. Fajnie jest robić karierę, chociażby wyimaginowaną.

Reklama

Weźmy najnowszy wywiad Krzysia „Raul pożyczał mi swój samochód, w Newcastle miałbym pewne miejsce w składzie” Króla.

– Korzystając z okazji, chciałbym sprostować pewną rzecz. Ta informacja przedostała się bowiem do mediów. To nie było tak, że nie pojechałem z Jagiellonią Białystok na zgrupowanie, bo nie chciał mnie trener Probierz. Ja nie chciałem grać dalej w Jagiellonii. Mówiłem już o tym w grudniu. Dlaczego? Bo Jagiellonia nie chciała mnie puścić do Palermo. Miałem dobry sezon po powrocie z Hiszpanii, zauważono mnie, a klub zrobił mi to. Niezbyt często zdarza się, że piłkarz z polskiej ligi dostaje propozycję z Włoch…

– Gdy przyszedłem do Jagiellonii z Realu Madryt, to bardzo chciałem się pokazać w naszej lidze. I był efekt, zainteresowało się mną Palermo. Miałem dobry sezon w USA. Nie chciałem tam jednak zostać, chciałem wrócić do Europy. Akurat wycofał się poważny sponsor Chicago Fire i łatwiej mi było odejść. Jak mówię, zależy mi na grze w reprezentacji. Teraz chciałbym znów się pokazać w kraju. Myślę też o grze na Zachodzie. W USA została żona, która spodziewa się dziecka.


Dopiszcie te wypowiedzi do tych archiwalnych:

– W Hiszpanii zawodnicy za długo bawią się piłką. Poza tym w Newcastle miałbym pewne miejsce w składzie.

– W Realu droga awansu nie jest prosta. Na mojej pozycji szkoleniowiec ma do dyspozycji Gabriela Heinze oraz Brazylijczyka Marcelo. Jeśli ktoś ściąga do klubu piłkarza za kilka milionów euro, to normalne, że on będzie grał, a nie junior z drugiego zespołu. Na szczeście ja też mam oferty. Ostatnie z Newcastle United i Atalanty Bergamo.

Jak na tyle ofert, w tym z Serie A i Premier League, to Krzysiu – sorry za szczerość – coś chujowo skończyłeś. W ostatnim zespole naszej ekstraklasy.

PS Czego się spodziewać, jeśli ktoś po siedmiu tygodniach znajomości wziął ślub, a na uroczystość poszedł w wymiętej koszuli. Yyyyyy… To była koszula, którą własnoręcznie uszył dla Krzysia Carl Lagerfeld.

Image and video hosting by TinyPic

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama