“Możemy uznać, że Diego nie zna się na taktyce” – powiedział Mirosław Trzeciak. Może i możemy, ale na jakiej podstawie? Skąd przypuszczenie, że Diego Maradona miałby się znać na taktyce gorzej niż Mirosław Trzeciak? Niesamowita jest ta wyniosłość Trzeciaka, ten mentorski ton, gdy wypowiada się na temat osób, które w futbolu osiągnęły nieporównywalnie więcej. Gdy ocenia (deprecjonuje) ustawienie reprezentacji Argentyny, podczas gdy sam dopiero co kompromitował się jako dyrektor sportowy.
A jeszcze kilka dni temu Jerzy Engel – autor genialnego pomysłu “laga na Kałużnego” – z wielkim przekonaniem, niczym nauczyciel, mówił w przerwie spotkania, że Vicente del Bosque dobrał złą taktykę i powinien jak najszybciej zdjąć z boiska Xabiego Alonso i zmienić system gry. Hmm, del Bosque dwa razy wygrał Ligę Mistrzów, dwa razy ligę hiszpańską, do tego dołożył Puchar Interkontynentalny i Superpuchar Europy (nie wspominając o sukcesach jako piłkarz – pięć mistrzostw, cztery puchary kraju). Ł»e też ci wszyscy eksperci nie zastanowią się przez sekundę – ja jestem tu, w zapyziałym studiu, a oni tam, na mistrzostwach świata, prowadzą najlepsze drużyny globu, może jednak znają się lepiej ode mnie? Ł»e też nie przechodzi im przez głowę: nie wypada mi pouczać kogoś takiego.
Pokora – obce słowo. Engel poucza del Bosque, Trzeciak z pobłażaniem traktuje Maradonę. Świat stanął na głowie. Nie o to chodzi, by Engel z Trzeciak nie mieli prawa do własnej opinii, tylko o sposób jej wyrażania – pełen buty.