Coraz więcej dowiadujemy się, jakim człowiekiem jest Beenhakker. Pamiętacie, co mówił o nim Ireneusz Jeleń? Ł»e „Mister Tralala” nie zamienił z nim słowa? Teraz podobną kwestię wygłosił Wichniarek. „Nadzieja została zgaszona po pierwszym dniu, kiedy Beenhakker nie porozmawiał ze mną nawet przez kilka minut. Wydawało mi się to dziwne. Przyjeżdża zawodnik, którego powołuje się pierwszy raz i nie zamienia się z nim słowa. Sądziłem, że trener spotka się ze mną, powie, czego oczekuje, jakie widzi możliwości. Ale tak nie było. Zrozumiałem, że to moje powołanie jest na odczepkę” – stwierdził.
A teraz porównajmy to z tym, co mówił Jeleń. „Gdy po półtora roku przyjechałem do niego na zgrupowanie, liczyłem, że ze mną porozmawia, wyjaśni, czego oczekuje. Nie powiedział mi, co było źle i że nie pasuję do koncepcji. Nic mi nie powiedział, bo w ogóle nie zamieniliśmy ani słowa, choć podobno mówił na konferencji, że ze mną porozmawia. Jednak nie było takiej rozmowy. Miałem już wielu trenerów, ale pierwszy raz szkoleniowiec nie zamienił ze mną słowa, odkąd objął kadrę. A ja chcę wiedzieć, co o mnie myśli. Chcę, by Beenhakker mi w oczy powiedział, że nie pasuję do koncepcji” – stwierdził napastnik Auxerre.
Jeśli dwóch zawodników, którzy nie są żadnymi kolegami i generalnie praktycznie się nie znają, mówi to samo, to jest to co najmniej niepokojące. Wychodzi więc na to, że do niektórych nazwisk Beenhakker jest tak uprzedzony, iż od początku robi wszystko, byle tylko wyszło na jego, by ci piłkarze czuli się niekomfortowo i nieswojo – my na Weszło! nazywamy te powołania „przyjedź, zagraj i spierdalaj”. Zresztą od dawna mamy wrażenie, że „Mister Tralala” ma dwie motywacje do pracy w Polsce – pieniądze oraz chęć zrobienia wsyzstkim na złość, zagrania na nosie, udowodnienia, że tylko on ma abonament na prawdę.
Dobrze, że coraz więcej ludzi dostrzega tę drugą twarz Holendra i że coraz więcej osób przekonuje się, jaki jest naprawdę – tydzień w tydzień przerywana jest zmowa milczenia. Artur Wichniarek głos zabrał w niedzielnym magazynie „Cafe Futbol”, w rozmowie z Mateuszem Borkiem. Stwierdził między innymi:
– To Beenhakker wysyła powołanie, a nie Wichniarek. Gdybym ja je wysyłał, to Wichniarek w kadrze by był. To przykre, że jestem ciągle pomijany. Nie czuję się z tym dobrze, dlatego podjąłem decyzję, że nie będę gra w reprezentacji Leo Beenhakkera. Przemyślałem to. Nie czuję się potrzebny, skoro powołania są takie, a nie inne. Nigdy nie ma dla mnie miejsca, mimo że od dłuższego czasu utrzymuję się w wysokiej formie, strzelam bramki. Patrząc na wczorajsze spotkanie, mógłbym się przydać.
– Nie pasuję do koncepcji Beenhakkera, ale… ja tej koncepcji nie widzę. Oglądałem mecz i zadaję sobie pytanie, na czym ona polega.
– To jest moja suwerenna decyzja, nie brałem pod uwagę tego, co zrobił wcześniej Ireneusz Jeleń. Bardzo chciałbym grać w kadrze, zasłużyłem sobie na sprawdzenie. Ale nie takie przez 45 minut, bo to za mało, żeby się pokazać. Teraz nie będę robił Leo Beenhakkerowi problemów, nie chcę, by sugerował się przy powołaniach dziennikarzami.
– Przed meczem z Czechami miałem nadzieję, że zaczyna się wspaniała przygoda. Ale ta nadzieja została zgaszona po pierwszym dniu, kiedy Beenhakker nie porozmawiał ze mną nawet przez kilka minut. Wydawało mi się to dziwne. Przyjeżdża zawodnik, którego powołuje się pierwszy raz i nie zamienia się z nim słowa. Sądziłem, że trener spotka się ze mną, powie, czego oczekuje, jakie widzi możliwości. Ale tak nie było. Zrozumiałem, że to moje powołanie jest na odczepkę
– Reprezentacja zawsze była priorytetem, ale nie wychodziło to tak, jakbym sobie życzył i tak, jak ludzie by sobie życzyli. Ale od dłuższego czasu strzelam gole w jednej z najsilniejszych lig w Europie… Cóż, jeśli pojawi się kolejny selekcjoner, postaram się udowodnić mu, że mimo lat nadaję się do gry w kadrze.
Co o tym sądzicie? My mamy coraz częściej wrażenie, że Leo chętnie rozmawia już tylko z Martą Alf.