Reklama

Met eer mut je weg gaan – powiedzcie to trenerowi!

redakcja

Autor:redakcja

06 września 2008, 21:46 • 4 min czytania 0 komentarzy

Pewnie sądzicie, że już kompletnie oszaleliśmy. Otóż nie – ten ciąg znaków wygląda na przypadkowy, ale wcale nie oparliśmy się łokciem o klawiaturę. Oznacza to niderlandzku “miej honor i odejdź” (może jest tam jakiś błąd, ale jeśli już, to minimalny). Skoro Leo Beenhakker nie lubi rozmawiać z Polakami na temat futbolu, to może chociaż te kilka wyrazów w ojczystym języku potraktuje poważnie. Mamy też dla niego drugie zdanie: “Wichniarek is beter dan die Zahorski”. Tego chyba tłumaczyć nie musimy… Jeśli więc spotkacie Leo na ulicy, spróbujcie mu przemówić do rozumu.
Owszem, ten wstęp to nasza nędzna prowocja. Ale coś się w naszej kadrze ewidentnie skończyło, najwyraźniej zaszły jakieś nieodwracalne zmiany. Na dziewięć ostatnich meczów Polska wygrała raz – z Albanią i to w nędznym stylu, ledwie 1:0. O pozostałych ośmiu spotkaniach chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć, bo nawet te zremisowane (z Macedonią, Danią, Austrią i Słowenią) nie były udane. Można odnieść wrażenie, że dobre i średnie zespoły nas ogrywają, słabiaki z nami remisują (wyjątkiem Dania). Oczywiście my też kogoś pokonamy – za chwilę San Marino. Ale czy to nam przesłoni prawdziwy obraz polskiej reprezentacji?

Met eer mut je weg gaan – powiedzcie to trenerowi!

Statystycznie można się nad naszą drużyną naprawdę pastwić. Pamiętajmy, że w ostatnich pięciu spotkaniach strzeliliśmy dwa gole – jeden ze spalonego, drugi z wątpliwego karnego. To bilans nędzy i rozpaczy. Dodajmy, że ostatnim napastnikiem, który trafił do siatki był Ł»urawski (w spotkaniu z Albanią). Stąd jeszcze bardziej dziwi notoryczne lekceważenie najskuteczniejszych polskich piłkarzy przez “Mistera Tralala”.

Leo Beenhakker sądzi, że jest nieomylny. Od meczu z Portugalią wiele osób tak uniżenie padało do jego stóp, że poczuł się niemal jak bóstwo w jakiejś afrykańskiej wiosce. Wszystkich, którzy chcieli wytykać mu błędy lub po prostu z nim dyskutować traktował jako niegodnych uwagi. Pan i władca na końcu świata. Pozwolono mu nosić głowę tak wysoko, że ludźmi, którzy mają na futbol inne spojrzenie niż on zwyczajnie gardzi. A to pierwszy krok do tego, by się kompletnie zagubić. Miłość własna jest naprawdę niszcząca.

Stali użytkownicy Weszło! wiedzą, że my nigdy nie całowaliśmy Holendra po rękach. Ł»aden inny selekcjoner nie popełnił tylu błędów w wielkim turnieju, co właśnie Beenhakker . Ale to nas nawet nie zaskoczyło, bo nie ma przypadku, jeśli ktoś na dziesięć meczów w finałach mistrzostw świata i Europy nie wygrywa ANI RAZU (pamiętacie nasz głośny tekst o jego dokonaniach – kliknijcie tutaj). Gdzieś kończy się pech, a zaczyna reguła.

Natomiast zaskakiwał tupet selekcjonera. On w Polsce złapał Pana Boga za nogi i już nie puści. Zarabia blisko 800 tysięcy euro rocznie, do tego za awans do mistrzostw Europy dostał milion dolarów premii, którą “zapomniał” podzielić się ze swoimi asystentami. Dodajmy do tego udział w reklamach – for money. Nigdzie indziej nikt nie zapłaciłby mu połowy tego. Dlatego nie odejdzie z własnej woli nigdy.

Reklama

A może powinien? Kadra gra systemem, który zawiesza się niczym Windows 95 przed poprawkami. W ataku wystawiany jest człowiek, który w klubie gra na prawej obronie. Powołania zupełnie nie trzymają się kupy. Najlepsi piłkarze albo zostają przed selekcjonera odsunięci, albo w ogóle nie są powoływani. Zmiany w składzie przyprawiają o ból głowy – nie ma w nich nawet krzty logiki (pamiętacie roszady na Euro – to był jakiś sen wariata). Atmosfera też jest podła, a trochę światła rzucił na to ostatnio Dariusz Dziekanowski. Zadowolony z siebie jest tylko sztab i osobista “tłumaczka” Beenhakkera, czyli Marta Alf… Gdzieś znikają pieniądze – jeśli holenderski fizjolog Mike Lindemann za cztery tygodnie pracy bierze z kasy związku sumę znacznie przekraczającą 100 tysięcy złotych, to coś tu jest nie tak. Coś jest bardzo nie tak.

Oczywiście – zmiana trenera nie sprawi nagle, że zaczniemy dobrze grać. Ale może pora zatrudnić człowieka, który będzie robił wszystko co możliwe, by tej drużynie (nawet słabej) pomóc – powoływał i wystawiał najlepszych piłkarzy, dobierał odpowiednią taktykę, nie uprzedzał się do niektórych zawodników. I szanował ludzi, nawet “ten ciemny prosty polski lud”. Bo Beenhakker ma wygodne alibi – wiecie co usłyszymy, gdy już spieprzy swoją robotę? To co usłyszeliśmy po Euro 2008 – w Polsce nie ma piłkarzy, wszystko jest źle, nic się nie da zrobić, spójrzcie na szkolenie młodzieży…

Jak się nie da, panie Leo – a już pan to przecież powiedział w czerwcu – to po co pan tu jeszcze siedzi? Niech pan choć raz będzie szczery i powie – for money. Chyba że aby wypowiedział pan te słowa, też trzeba panu zapłacić.

Na razie my mówimy – met eer mut je weg gaan.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...