Reklama

Gram dobrze tylko wtedy, gdy jestem naprawdę wkur…

redakcja

Autor:redakcja

05 września 2008, 00:10 • 4 min czytania 0 komentarzy

W niektórych krajach – choćby w Izraelu – pokazanie swoim fanom faszystowskiego pozdrowienia byłoby zagrożone śmiercią. W jeszcze innych – na ten przykład w Polsce – „zamówienie pięciu piw” rozchodzi się po kościach po miesiącu. W kilku zaś, wykonanie hitlerowskiego gestu nie przeszkadza w niczym i wzmacnia tylko pozycję idola. Paolo di Canio miał szczęście, że zawsze przebywał w tych ostatnich. A w Anglii (no, w jednej dzielnicy Londynu) do dziś jest szefem wszystkich szefów. Trafiliśmy w sieci na wywiad, w którym pytania zadają mu kibice. Poniżej kilka perełek. Materiał na idola, co?
– Znalazłeś się na liście 100 największych świrów w historii piłki nożnej. A kto był najbardziej nienormalny Twoim zdaniem?
– Chory psychicznie? Nie wiem. Ale jeśli chodzi ci o wariata, John Moncur wygrywa bez dwóch zdań. Pewnego razu zimą, przy minusowej temperaturze, wyszedł na trening na golasa, z dyndającym na boki fiutkiem, a potem, jak gdyby nigdy nic, wskoczył na klatę do jakiejś kałuży. Do szatni wrócił z dygotem.

– W swojej karierze popychałeś Trapattoniego, wymieniałeś ciosy z Capello i żarłeś się z wieloma innymi znanymi trenerami. Czy kiedykolwiek pomyślałeś, że problem może być w Tobie, a nie w nich?

– No jasne, ponieważ w dzisiejszych czasach ci, którzy wypowiadają się głośno, są uważani za problem. Zresztą, do teraz są ludzie, którzy mówią mi, że gdybym był potulniejszy, grałbym w kadrze Włoch. Moja odpowiedź: gdybym był potulniejszy, w ogóle nie grałbym w piłkę. Daję z siebie wszystko dopiero wtedy, kiedy jestem wkurwiony i kiedy mam na pieńku z całym światem.

– Jak z perspektywy czasu oceniasz incydent z Paulem Alcottem? (To sędzia, którego sponiewierał di Canio w Anglii, cały zobaczycie w filmiku na dole).

– Do teraz zastanawiam sie, jak do cholery mógł upaść po tak lekkim pchnięciu. Ale nie mam wymówek. Szturchanie sędziów to nie jest coś, co mógłbym polecić, nawet jeśli wszystkie decyzje są przeciwko tobie. Dzieciaki na to patrzą, a ty dajesz zły przykład. Mimo, że (arbiter) zasługiwał na więcej. Byłoby lepiej, gdybym go po prostu zbluzgał na osobności.

– Po tym jak popchnąłeś Alcotta, Nigel Winterburn dostał szału i nieźle cię sklął. Czemu go po prostu nie uderzyłeś?

– Chciałbyś, żeby mnie zawiesili na 100 meczów, co? Prawda jest taka, że byłem bardzo wkurzony, a on zaczął mnie wyzywać. Udałem, że chcę go uderzyć, a wtedy zwiał jak panienka. Co miałem robić, gonić go po boisku i skończyć jak na barowej awanturze? A zresztą, był szybszy. Dziś i tak jesteśmy przyjaciółmi.

– Jaki jest najlepszy piłkarz, z którym grałeś?

– Vialli, urodzony zwycięzca. Van Basten, Gullit i Baresi, który był uosobieniem charyzmy, byli wielcy, ale Vialli był ponad nimi wszystkimi. Mówię tu o kimś, kto pochodził z bardzo bogatej rodziny. On miał 40–pokojowy pałac w Cremonie, ale zawsze się krańcowo poświęcał i nigdy, przenigdy nie narzekał. Regularnie zostawał po treningach na 40 minut, żeby ćwiczyć strzały. Patrzyłem na niego i myślałem: „Kurwa, on by mógł żyć jak król w Monako, a biega w deszczu i wali na pustą bramkę!”

– Miałes kiedyś znaną scysję z Simone Inzaghim o to, kto ma wykonywać karne. Dlaczego?

– To był mój pierwszy od 16 lat mecz w Lazio, moim Lazio. Było 0–0, podyktowali karnego. Trzeba mieć mózg wielkości orzeszka, żeby uznać, że go nie będę chciał strzelić. Ale Inzaghi jest samolubny. Wolałby przegrać 4–3 ale strzelić hattricka, niż wygrać 3–0 i nie strzelić gola. Kompletna odwrotność mnie. Zresztą, po meczu nie powiedział w szatni ani słowa. Nic. Zabrakło mu jaj.

– Kiedy miałeś 12 lat, ukradłeś bratu rower i sprzedałeś go na targu. Odkupiłeś mu kiedykolwiek później?

– Nie. Ale to było bezcenne: dostałem za niego 12 tysięcy lirów, czyli jakieś 200 euro. Wydałem wszystko z moimi kolegami, którzy nigdy niczego nie mieli. Kupiliśmy sobie lody i słodycze, a potem graliśmy na komputerach. Nawet, jakbym odkupił bratu 10 tysiecy rowerów, nie spłaciłbym długu, który w ten sposób zaciągnąłem.

Gram dobrze tylko wtedy, gdy jestem naprawdę wkur…

A tak swoją drogą, spróbujcie sobie wyobrazić jakiegoś polskiego piłkarza, odpowiadającego na takie pytania. Nasze gwiazdeczki wolą autoryzować każdy wywiad, żeby nie wyjść przypadkiem na kontrowersyjnych. Inna sprawa, że w Anglii w ogóle jest nieco odmienny styl przeprowadzania wywiadów. Robiliśmy kiedyś jeden z Sergio Ramosem (swoją drogą, intelektualnie zawstydziłby go nawet Marek Koniarek, kiedy Ramosowi spojrzeć w oczy, widać tylnią ściankę czaszki). Przed nami był gość z brytyjskiego FHM–a. To taki wyspiarski CKM, tylko lepszy. Pierwsze pytanie do Ramosa:

– Czy zlałeś kiedyś na swojego psa na kwaśne jabłko?
Ramos słucha tłumaczenia. Milczy. Tłumacz: Mister Sergio nie odpowie na to pytanie.

No to kolejne: – Wydałeś kiedyś 1000 euro na jedną kolejkę w barze?
Ramos słucha tłumaczenia. Kręci głową. Wygląda, jakby postawić nas na egzaminie z fizyki kwantowej.

Kolejne pytanie: – Czy zafajdałeś sobie kiedyś majtki?
Ramos słucha tłumaczenia. „Następny, proszę”.

Reklama


A tu filmik o Di Canio. Widać na nim i jak popycha sędziego, i jak w geście fair play łapie piłkę w ręce, gdy kontuzjowany jest bramkarz…

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...