Jeszcze tylko kilka dni na zmianę klubu ma Radosław Matusiak. Ale wydaje się, że on wcale nie chce się nigdzie z Heerenveen ruszać. Najwidoczniej ma zamiar siedzieć na ławce lub na trybunach i kasować naiwnych Holendrów na jakieś 400 tysięcy euro rocznie.
Efekt będzie taki, że ani nie pogra w piłkę, ani nie zarobi. To znaczy zarobi, ale i tak wszystko rozwali na swoje hobby, które przecież doskonale znacie (wiadomo, fortuna kołem się toczy). Dobrze wtajemniczeni twierdzą, że niedawno znów pobił pewien rekord i nie był to oczywiście rekord strzelecki. W każdym razie – jak to ostatnio często bywa w karierze radka – kulisty przedmiot nie wpadł tam, gdzie miał wpaść.

Matusiak znów pobił rekord, znów nie strzelecki

Już wcześniej trener Heerenveen Trond Sollied powiedział, że „RadoMatu” powinien szukać sobie innej drużyny, bo u niego zobaczy boisko jak świnia niebo. To znaczy, wyraził to trochę innymi słowami, ale do tego właśnie się to sprowadzało. Od słów szkoleniowca minęły dwa tygodnie i ciągle cisza. A przecież okienko za chwilę się z hukiem zatrzaśnie. I co wtedy?

Niestety, ale Matusiak obrał jednokierunkową drogę – będzie zmarnowanym talentem, żyjącym jakimś jednym czy dwoma meczami…

FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT