Reklama

Niesamowity wynik Lecha, nie do oglądania gra Legii…

redakcja

Autor:redakcja

14 sierpnia 2008, 19:46 • 2 min czytania 0 komentarzy

No to Lech dał pokaz. I jak teraz redakcja Weszło! udowodni, że wcale nie kibicuje poznaniakom? Przecież po prostu nie da się ich nie pochwalić. Zrobili z Grasshoppers taką sieczkę, jakiej się nikt nie spodziewał. 6:0! Dwa gole strzelił Robert Lewandowski, którego kiedyś pogoniono z rezerw Legii – za słaby. Cóż, Mikelowi „330 tysięcy euro” Arruabarrenie zapewne nie dorasta do pięt, ale nie przeszkodziło mu to strzelić już czwartego gola dla Lecha, a trzeciego w europejskich pucharach!
Lech był o klasę lepszy od Szwajcarów od pierwszej do ostatniej minuty. W porównaniu z tym, co wcześniej wyglądaliśmy na Łazienkowskiej, to był futbol z innej planety. Zaczął Rengifo, potem dwa razy trafił Lewandowski, jeszcze samobój, Injac i Peszko. W dodatku to wszystko nie działo się w spotkaniu z jakąś żenującą drużyną z Kazachstanu, tylko z utytułowanym klubem z silnej ligi szwajcarskiej. Na zdrowy rozum – ten wynik jest niezrozumiały. Ale za to jaki wspaniały!

Niesamowity wynik Lecha, nie do oglądania gra Legii…

Mieliśmy więc dwa oblicza pucharowego czwartku. Po pierwszej połowie zastanawialiśmy się, czy pisać o meczu Legii, czy tylko ironicznie zapytać: „Warszawianie już grali?” Ale w końcu komuś udało się oddać celny strzał i oczywiście byli to piłkarze z Moskwy. Ostatecznie skończyło się wynikiem 1:2. Tym samym żegnamy pierwszą polską drużynę z Pucharu UEFA. Do zobaczenia za rok! Swoją drogą, rosyjskie FK musiało wkurzyć legionistów podwójnie – nie dość, że wygrało, to jeszcze pokazało, iż niespecjalnie potrafi grać. Jak tu teraz nie krytykować zespołu Jana Urbana?

Jeszcze przed meczem pomocnik Legii Miroslav „uwaga, zaraz się przewrócę” Radović mówił: „Obawiać się? My jesteśmy Legia, drużyna znana w całej Europie”. Mógłby ktoś mu powiedzieć, że owszem – Legia jest znana, ale nie za sprawą obecnego zespołu, tylko meczów z przeszłości. Bano się jej w Europie, kiedy Radović jeszcze ćwiczył upadki na szkolnych boiskach. A teraz? Dwa lata temu baty od FC Zurich, rok temu od Vetry Wilno, w tym roku od FK Moskwa (12. miejsce w lidze rosyjskiej jak na razie). Ciekawe, kiedy uda się doczłapać choćby do fazy grupowej Pucharu UEFA?

Najbardziej żałosny moment meczu – piskliwie „jeeeeest” po golu na 1:2, jakby ktoś komentatora złapał za przyrodzenie. I pisk „jeeeeest” oraz późniejsze „nie było spalonego, nie było spalonego!” w ostatniej minucie. Generalnie stopień obiektywizmu komentatora był żenujący tak samo jak jego głosik. Za to odnotujmy świetną asystę Macieja Iwańskiego.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...