Nie od dziś wiadomo, że władze PZPN chcą się pozbyć Leo Beenhakkera. Jest on przysłowiową “solą w oku” u starszyzny. Gazeta “Fakt” przedstawia przepis, jak szybko pozbyć się Leo Beenhakkera z reprezentacji Polski
Plan, który opracowali jest tak prosty, że aż prymitywny. Przedstawią Beenhakkerowi listę kandydatów, z których jeden będzie miał zostać asystentem Leo. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że selekcjoner, po pierwsze, już wybrał – ma nim być Jan Urban. Po drugie zaś, w kontrakcie trenera kadry jest wpisany punkt, w myśl którego współpracowników dobiera sobie sam…
Jak rozsierdzić Leo? To banalne, wystarczy, że na liście znajdą się nazwiska, które kompletnie nie w smak trenerowi. Na przykład… Marek Motyka, o którym coraz głośniej mówi się w kuluarach związku.
Pozycja asystenta, z punktu widzenia gry zespołu i wyników, jest – umówmy się – istotna jak ubiegłoroczny śnieg. Ale w takim świetle nabiera innego, znacznie większego wymiaru. Reakcja Beenhakkera na wspomnianą listę może być jedna: “żegnam, panowie!”. Holender cały czas podkreśla, że nikt niczego mu nie narzuci. Czyżby po dwóch latach w polskim piekiełku nie zrozumiał jeszcze, że u nas wszystko jest możliwe? – pyta “Fakt”.