Reklama

Cierpliwy jak Skorupski

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

08 września 2024, 08:10 • 7 min czytania 19 komentarzy

21 czerwca, Berlin. 34-letni Wojciech Szczęsny po raz ostatni zakłada bluzę bramkarską reprezentacji Polski. Jest zmęczony, znudzony, już wie, że po turnieju pożegna się z kadrą narodową. 25 czerwca, Dortmund. Łukasz Skorupski wychodzi na mecz z Francją. Zostaje MVP. Po spotkaniu chwalą go Deschamps i Mbappe. To jego jedenasty występ w biało-czerwonych barwach, pierwszy na dużym turnieju. Choć jest zaledwie rok młodszy od usuwającego się w cień Szczęsnego, dopiero zaczyna reprezentacyjną przygodę na poważnie.

Cierpliwy jak Skorupski

Łukasz Skorupski nigdy nie narzekał na siedzenie na ławce rezerwowych. Z tej perspektywy obejrzał łącznie 63 mecze reprezentacji. Przyjeżdżał nie mając najmniejszych szans na grę. Obserwował walkę o miejsce Szczęsnego i Fabiańskiego, rozpadającą się kadrę Adama Nawałki, krytykowanego Jerzego Brzęczka, dezerterującego Paulo Sousę, nietrzymającego ciśnienia Czesława Michniewicza, klęskę Fernando Santosa, odbudowującego kadrę Michała Probierza. Był na dwóch mistrzostwach Europy i jednym mundialu. Powołało go siedmiu selekcjonerów.

Taki rezerwowy bramkarz to prawdziwy skarb.

Grabarze się nie chce

Jednym z szerzej dyskutowanych błędów Michała Probierza było ogłoszenie sztywnej hierarchii bramkarzy chwilę po objęciu przez niego posady. Selekcjoner ustalił wtedy, że niezależnie od okoliczności za plecami Szczęsnego znajdują się Skorupski i Drągowski. O ile nikt nie kwestionował pozycji golkipera z Bolonii, o tyle miejsce z urzędu dla bramkarza Panathinaikosu (wtedy Spezii) budziło wątpliwości. W Lidze Mistrzów grał Kamil Grabara, w Nicei przebijał się Marcin Bułka, obaj mieli prawo czuć się niesprawiedliwie pominięci.

Grabara może odwracać kota ogonem, śmieszkować, bagatelizować i twierdzić, że robi się z niego zło wcielone, ale nie ucieknie od swoich słów, które jasno wybrzmiały w „Foot Trucku” kilka miesięcy temu. Pomięty wówczas bramkarz mówił w rozmowie z Łukaszem Wiśnowskim:

Reklama

– Fajnie byłoby się zobaczyć ze znajomymi, bajerka, potrenować pięć dni, nic nie robić, ale moja kariera poszła w tym kierunku, że jakkolwiek to zabrzmi, nie chce mi się być trzecim bramkarzem. Nie chce mi się. Rozumiem, że Wojtek Szczęsny jest numerem jeden i dopóki będzie grać, to nie ma prawa się zmienić. Patrząc na to, ile ja zagrałem meczów w tym roku kalendarzowym, wolę te cztery dni wolnego niż tydzień trenowania i latania samolotami. Mi to zdecydowanie bardziej pomoże.

W tej samej rozmowie Grabara ironizuje na temat obecności w kadrze Bartłomieja Drągowskiego. Mówi sarkastycznie, że Probierz z pewnością „bazuje wyłącznie na formie” i o jego wyborze „nie decydują żadne czynniki pozasportowe”, nawiązując tym samym do prywatnej zażyłości obu panów (selekcjoner prowadził „Drążka” w Jagiellonii) lub też powiązań menedżerskich zawodnika (jego agentem jest bratanek Cezarego Kuleszy).

Oczywiście, że – patrząc z perspektywy samego bramkarza – jeżdżenie jako trójka jest mało rozwijające, bo szansa na grę jest naprawdę znikoma. I jednocześnie to nie tak, że Grabara nigdy jako trójka na kadrę nie przyjechał. Pokornie stawił się na mundialu, gdy Drągowski w ostatniej chwili doznał kontuzji. Przyjmował zaproszenia Sousy i Michniewicza. Na swojego następcę namaścił go sam Szczęsny. Sportowo spełnia wszystkie kryteria. Zalicza świetne wejście do Wolfsburga. Tylko dwóch bramkarzy w historii Bundesligi kosztowało więcej niż on. Może być naszą jedynką na lata, czego ze względu na wiek nie można powiedzieć o Skorupskim.

A jednak Probierz konsekwentnie go pomija.

Synek ze Śląska

Nawet jeśli w słowach Grabary nie ma przesadnie dużo kontrowersji, to Łukasz Skorupski przez lata nawet nie zająknął się na temat wyborów poszczególnych selekcjonerów. Będąc zmiennikiem w wielkiej Romie widział, jak Adam Nawałka testuje Miśkiewicza, Trelę, Słowika, Janukiewicza, Kaczmarka czy nawet pierwszoligowego wówczas Leszczyńskiego. Zadebiutował jeszcze za Fornalika, ale stałym punktem reprezentacji stał się dopiero po Euro 2016, początkowo jeżdżąc jako czwarty w hierarchii.

Reklama

Jego bracia twierdzą, że zrobił karierę dzięki charakterowi. Jego młodość to typowa historia o robotniczej śląskiej rodzinie. W „Przeglądzie Sportowym” można przeczytać, że Skorupski w wieku jedenastu lat jeździł z taczką przy budowie domu. Ciężką pracą zarażał go nieżyjący już ojciec, który harował w kopalni. Gdy zachorował, chciał najpierw dokończyć budowę, a później zająć się zdrowiem. Nie zdążył. Młody Łukasz pierwsze kroki w piłce stawiał na żwirowym boisku. Nie bał się robić na nim wślizgów, nie narzekał.

Po największym błędzie młodości – pijackiej rozróbie w „Lornecie i Meduzie” – błyskawicznie wyciągnął wnioski i się ogarnął. W AS Roma się nie przebił, ale zbudował sobie mocną markę na włoskich boiskach. Swoje pięć minut w kadrze miał dopiero na mistrzostwach Europy, gdzie w pełnym słońcu w Dortmundzie zatrzymywał strzały Mbappe, Dembele i innych. Ten pierwszy z wymienionych od razu po końcowym gwizdku podszedł do polskiego bramkarza i pogratulował występu. – Wszystko w piłce jest możliwe, oni mają te same nogi, te same ręce… Może na papierze są lepszym zespołem, ale staram się robić swoje – mówił dziennikarzom po zejściu z boiska Skorupski.

Zrobił swoje. Wybrano go MVP spotkania, a Didier Deschamps chwalił polskiego bramkarza na konferencji prasowej mówiąc, że „był znakomity, należy oddać mu duże uznanie”. Już wtedy wiadomo było, że niezależnie od wyniku pojedziemy do domu. Wojciech Szczęsny mógł liczyć po cichu na swój ostatni występ w kadrze na dużym turnieju, ale gdy poznał decyzję Probierza, stwierdził tylko w prywatnej rozmowie z zawodnikiem Bologny, że ten zasłużył na docenienie. Nie mógł powiedzieć nic innego bramkarzowi, który od 2017 roku stoi za jego plecami i cierpliwie czeka na szansę.

Afera premiowa

Zanim przyszedł występ z Francją, Skorupski miał na koncie jedynie połówkę eliminacyjnego meczu z San Marino (i feralną stratę gola w tym spotkaniu), starcie z Holandią w Lidze Narodów i osiem meczów towarzyskich. Mimo skromnego dorobku, w kadrze – od strony szatni – jest jednym z najważniejszych piłkarzy. Jeździ na wakacje z Zielińskim, przyjaźni się z Frankowskim czy Bereszyńskim, trzyma pod swoimi skrzydłami młodego Urbańskiego. W wywiadzie z Łukaszem Olkowiczem mówił o tym, że podbił o dziesięć milionów mundialową premię  od Mateusza Morawieckiego. – Coś tam gadałem, ale to bardziej dla beki. A premier to zaakceptował – opowiadał bramkarz.

Tamten wywiad wstrząsnął zresztą jego pozycją w kadrze tak, jak żaden z baboli czy puszczonych goli. Golkiper z Bolonii wyłożył wtedy kawę na ławę tłumacząc aferę premiową: — Wychodzimy z grupy i zamiast się cieszyć, nagle zaczęliśmy kłócić się o tę premię. Ci mają mieć tyle, inni tyle. Ale to tak się kłóciliśmy, że nie gadaliśmy z pewnymi zawodnikami. A dzień wcześniej razem śpiewaliśmy. Zbliżał się mecz z Francją. „Lewy” mówi, rada drużyna: „Panowie, dogadajmy się. Nie możemy myśleć o premii, tylko o meczu”. Dogadaliśmy się, żeby już nie rozmawiać o tej premii. Z całym szacunkiem dla pieniędzy, ale nikomu na kadrze ich nie brakuje.

Robert Lewandowski wprost zarzucał mu kłamstwo. – My byliśmy mega zszokowani, o czym powiedział, po co to powiedział i dlaczego. Po wywiadzie od razu cała drużyna się z nim spotkała i zadaliśmy mu pytanie: Łukasz, czy ktoś się kłócił? Łukasz powiedział, że źle został zrozumiany i nie użył takich słów – mówił kapitan w „Eleven Sports” i „Meczykach”. Kiedy spotkał się na kadrze wraz ze Skorupskim, musiał wyjaśniać sprawę w cztery oczy. I nie rozstrzygając, który z panów ma rację, sam fakt wypowiedzenia publicznie takich słów znaczy, że Skorupski już wtedy czuł się w szatni naprawdę mocny.

A teraz jego rola diametralnie rośnie. Michał Probierz już nie popełnia jednak drugi raz tego samego błędu i nie ustala z góry żadnej hierarchii. Na Hampden Park bronił Marcin Bułka, który prochu w tym meczu nie wymyślił. Bartłomiej Drągowski w zeszłym tygodniu wprowadził Panathinaikos do Ligi Konferencji, broniąc rzut karny w meczu z Lens. Jest w formie. Sam Skorupski jest w jeszcze większym gazie. Obronił karnego Floriana Thauvina z Udinese. Z Empoli w niewiarygodny sposób złapał strzał Ole Solbakkena z pięciu metrów. Będzie grał w Lidze Mistrzów. Choć selekcjoner nie nazwie go w najbliższym czasie jedynką, trudno uznać, żeby bramkarz Bologny nie wywalczył sobie umownej bluzy z tym numerem. Przynajmniej na najbliższe miesiące.

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI: 

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

19 komentarzy

Loading...