Reklama

Uraz Pawłowskiego to problem przyszłości. Widzewowi będzie szalenie trudno

Łukasz Grabowski

Autor:Łukasz Grabowski

12 maja 2024, 08:01 • 8 min czytania 13 komentarzy

Zerwaniu więzadeł przez Bartłomieja Pawłowskiego towarzyszył okropny dźwięk. Na tyle przerażający, że będący w pobliżu Lirim Kastrati słysząc trzaskające więzadła poczuł nudności. Pozostali złapali się za głowę i w ciszy patrzyli na to, co stało się z kapitanem. Nie potrzeba było badań, by wiedzieć, że 31-latek ma granie w piłkę z głowy na dłuższy czas.

Uraz Pawłowskiego to problem przyszłości. Widzewowi będzie szalenie trudno

Trzeba sobie jasno powiedzieć: uraz Bartłomieja Pawłowskiego nie jest problemem Widzewa sezonu 2023/24. To problem drużyny 2024/25. Dziś RTS jest pewny utrzymania, gra przyjemnie dla oka i punktuje na poziomie, który śmiało można uznać za przyzwoity. Ostatnie trzy kolejki dla Daniela Myśliwca będą miały jednak kolosalne znaczenie. To będzie test, jak jego drużyna poradzi sobie bez kapitana.

A będzie sobie musiała bez niego radzić jeszcze długo. Mocno wątpliwe, by 31-letni zawodnik wrócił do gry wcześniej niż w rundzie wiosennej następnego sezonu. I choć nikt tego głośno przy Piłsudskiego nie powie, niekoniecznie musi to być początek zmagań w 2025 roku.

Strata jakości na boisku jest oczywista. Pawłowski od powrotu do Widzewa zimą 2022 roku jest jego niekwestionowanym liderem. Bez niego pewnie nie byłoby awansu do Ekstraklasy i zakończenia gehenny w niższych klasach rozgrywkowych. To w końcu jego gol dał zwycięstwo w derbowym meczu na alei Unii z ŁKS (1:0), który mocno przybliżył zespół prowadzony wtedy przez Janusza Niedźwiedzia do Ekstraklasy.

Zamiast kasy pytał o projekt

W tym roku po raz pierwszy od wiosny 2022 Widzew będzie musiał sobie radzić bez niego. I dziurę po kapitanie zasypać będzie niezwykle trudno. Tym bardziej, że odkąd Pawłowski został kapitanem jego wpływ na RTS jest znacznie większy niż to, co widzimy na boisku. Urodzony w Zgierzu gracz w ostatnich miesiącach stał się zawodnikiem w pełni świadomym odpowiedzialności nie tylko za to, co dzieje się na murawie, ale też za klub i jego funkcjonowanie na co dzień. To nie są jakieś wielkie rzeczy, bo zawsze był zaangażowany w życie Widzewa. To drobne zmiany, które sprawiły, że dziś trzeba o nim mówić jako o gościu, który angażuje się na 110 procent i traktuje RTS jako większą całość.

Reklama

Na czym ta zmiana polega? Między innymi na podejściu do pracowników klubu. Wcześniej zdarzało się 31-latkowi traktować ich z wyższością. Tu coś odburknął, tam miał do kogoś nieuzasadnione pretensje, innym razem po prostu olał. Nie zdarzało się to często, nie było nagminne, ale zauważalne.

Od momentu przejęcia kapitańskiej opaski, takich sytuacji nie ma. Pawłowski patrzy na Widzew szerzej niż piłkarska szatnia i interes pierwszej drużyny. Zwraca większą uwagę na inne aspekty funkcjonowania klubu i bardziej myśli o tym, co usprawnić w RTS, by ten funkcjonował lepiej jako całość.

Rzeczywiście na kilka spraw Bartek patrzy teraz inaczej i to właśnie te detale sprawiają, że widać u niego przemianę. Wziął na siebie odpowiedzialność nie tylko za drużynę, ale też za klub jako całość – przyznaje Michał Rydz, prezes łódzkiego klubu.

I jako przykład większego zaangażowania podaje negocjacje kontraktowe. Pawłowski jest zawodnikiem świadomym, znającym swoje możliwości i doskonale zdającym sobie sprawę z tego, że to ostatni moment na podpisanie dobrej, lukratywnej umowy. Ma już 31 lat, a w listopadzie będzie obchodził 32. urodziny, metryka jest więc bezlitosna i nie trzeba być geniuszem, by wiedzieć, że do końca kariery nie zostało już więcej niż kilka lat. Gracz miał oferty spoza Polski, ale nie odrzucał z góry tej z Widzewa, choć było jasne, że finansowo może być mniej atrakcyjna.

Jednak to nie o pieniądzach rozmawiał głównie z zarządem RTS. Znacznie więcej czasu poświęcono na dyskusję o tym, jak klub ma wyglądać za rok, dwa, trzy czy pięć. – Rozmawialiśmy nawet o ewentualnej roli Bartka po zakończeniu kariery. Do tego droga daleka, ale to pokazuje jego podejście. Myśli przyszłościowo i o całym klubie. Zresztą to widać po jego wypowiedziach. Mówi o Widzewie jako projekcie, a nie tylko pierwszej drużynie. Chce się rozwijać razem z nami, niekoniecznie tylko na boisku, choć to wciąż priorytet – zdradza Rydz.

Odpowiedzialność go nakręciła

W szatni jego rola też uległa drobnej zmianie. Owszem wcześniej był jej ważnym ogniwem i wiedział, że jednym gestem może sporo drużynie pomóc. Tak było chociażby po wspomnianym meczu derbowym z ŁKS w 2022 roku. Kiedy piłkarze RTS chcieli w szatni rozpocząć fetowanie zwycięstwa, wypychając Pawłowskiego na środek, by zaintonował przyśpiewki, ten odwrócił się do Henricha Ravasa – który chwilę przed bramką dla Widzewa uratował swój zespół przed utratą gola broniąc w sytuacji sam na sam z rywalem – i wskazał na niego palcem, by to on zaczął śpiewy. – To był mały gest, ale wiele dla mnie znaczył. Poczułem się mocno doceniony, a przecież początek w Łodzi nie był dla mnie udany. To wtedy poczułem, że mogę coś dać drużynie – opowiada Ravas.

Reklama

Zdarzało się też często podpowiadać młodszym kolegom z drużyny. I tu czasem brakowało cierpliwości. Ale to też już przeszłość. Bo choć Pawłowski czasem krzyknie, to częściej jednak po prostu podpowiada. – I bardzo częsta pyta też o akademię. O rozwój, o plany, o najlepiej zapowiadających się graczy – zdradza Rydz.

Jednak mimo tego, że był w szatni jednym z liderów, to nie spoczywała na nim większa odpowiedzialność, bo tę miał na sobie Patryk Stępiński. Kiedy jasne stało się, że obrońca odejdzie z Piłsudskiego, trener Myśliwiec, właściwie jednogłośnie, wskazał Pawłowskiego jako nowego kapitana. Wybór teoretycznie naturalny, ale początkowo wzbudzający drobną niepewność. Urodzony w Zgierzu gracz ma bardzo silny charakter i część osób w klubie obawiała się, że opaska może sprawić, że będzie chciał niepodzielnie rządzić szatnią, co prowadziłoby do nieuchronnych konfliktów. Obawy okazały się niepotrzebne, bo Pawłowski obrał zupełnie inną drogę, drogę świadomego przywództwa. Jak trzeba to krzyknie, ale częściej wybiera drogę podpowiedzi i dyskusji.

Zmianę widać też na boisku. Jakość jest ta sama, ale już podejście do gry nieco inne. W rundzie wiosennej rzadko można zobaczyć Pawłowskiego chcącego udowodnić całemu światu, że przedrybluje wszystkich rywali i strzeli gola. Owszem, nadal kiwa, ale częściej dostrzega inne, lepsze opcje. A to daje korzyść i jemu, i drużynie.

Teraz Widzew będzie sobie musiał radzić na boisku bez niego. – Jest nam bardzo żal. Nie tylko sportowo, choć straciliśmy bardzo ważnego członka drużyny, ale też pod kątem ludzkim. W meczu z Wartą daliśmy ciała, Bartek czuł ogromną odpowiedzialność z tego powodu i przekazał jasny sygnał, że trzeba gonić. Przez dwa treningi pracował jak wściekły, tak samo pozostali. Wiemy jednak, jak silna jest to osobowość i jego powrót będzie tego kolejnym potwierdzeniem – stwierdził przed meczem z Zagłębiem trener Myśliwiec.

O jedno szkoleniowiec RTS może być spokojny – Pawłowskiego może i zabraknie na murawie, ale w szatni i w zespole będzie obecny.

„Sekunda podczas treningu. Potem badania i diagnoza lekarza. Trochę to wszystko powaliło mnie na kolana. Tym bardziej, że to pierwszy taki uraz w mojej karierze. Ale z każdą godziną zaczynam już myśleć o tym, co przede mną. Zabieg, rehabilitacja i mocna praca indywidualna, aby wrócić do Was silniejszym. Na boisku na razie się nie zobaczymy, ale możecie być pewni, że jestem i będę z Wami. Będę z drużyną. Będę z klubem. Dłuższa chwila i jestem. Wstajemy z kolan. Bo RAZEM TWORZYMY SIŁĘ ” – napisał na swoim Facebooku piłkarz, dbając przy okazji o dodatkową motywację dla kolegów.

Kto go zastąpi?

– Chcemy wygrać dla Bartka. Wiemy, jak ważny jest dla niego Widzew, dlatego czujemy się jeszcze bardziej zmotywowani – dodał z kolei Jordi Sanchez. To Hiszpan jest przez niektórych w klubie typowany na tego, który może przejąć odpowiedzialność za prowadzenie zespołu w ofensywie (liderem szatni pod nieobecność Pawłowskiego na pewno będzie Rafał Gikiewicz). Z jednej strony napastnik wydaje się mieć wszystko, by takim graczem zostać, z drugiej jego krnąbrny charakter może mu w tym przeszkodzić. Bo, jak słyszymy przy Piłsudskiego, Sanchez najlepiej gra wtedy, gdy musi coś komuś udowodnić, a bycie najważniejszym w drużynie niekoniecznie może mu wyjść na dobre.

Uraz Pawłowskiego to też ogromne wyzwanie dla zarządu. Już dzień po kontuzji zwołano zebranie, by omówić sytuację kadrową związaną z kontuzją kapitana. Teoretycznie 31-latka mógłby zastąpić Sebastian Kerk (drugi najlepiej zarabiający gracz w klubie), ale na Niemca mało kto już liczy, bo ten grę przy Piłsudskiego traktuje jako dobrze płatne wakacje, a nie pracę.

Żeby załatać dziurę, trzeba będzie kogoś sprowadzić, a to z kolei wiąże się z wydaniem pieniędzy. I choć finanse Widzewa są zdrowe, to jednak opłacanie trzech graczy na tę samą pozycję, byłoby wyzwaniem dla każdego klubu.

Dlatego te trzy ostatnie, z pozoru nie mające już dla Widzewa większego znaczenia, mecze sezonu, będą dla trenera Myśliwca bardzo ważne. Po pierwsze będzie mógł w warunkach bojowych sprawdzić jak jego zespół funkcjonuje bez lidera. Po drugiej poszukać rozwiązań, które sprawią, że brak kapitana będzie jak najmniej widoczny.

A to szalenie ważne z perspektywy następnego sezonu. Jeśli RTS wpadłby na początku w dołek, później mogłoby być trudno się z niego wygrzebać, bo spirala złych wyników potrafi wciągnąć na długo i trzymać w swych szponach mocno i skutecznie. Pawłowski wróci dopiero w drugiej części sezonu i nikt przy Piłsudskiego nie chce, by dołączył do zespołu broniącego się przed spadkiem.

Charakter daje nadzieję

Dziś nikt nie mówi o tym, kiedy Pawłowski wróci na boisko. Najważniejsze dla Widzewa w tej chwili są dwie rzeczy – zapewnić dla niego odpowiednie zastępstwo i przeprowadzić rehabilitację tak, by 31-latek pojawił się na murawie jak najszybciej, ale nie za szybko.

Tu przykładem może być dla niego przypadek Jacka Kiełba. Były lider Korony też zerwał więzadła po trzydziestce i też w pierwszej chwili mocno się tym załamał. Później jednak mocno wziął się do roboty, wykonał tytaniczną pracę w salce rehabilitacyjnej i wrócił na boisko szybciej niż ktokolwiek się spodziewał, a potem zdobył bramkę dającą kielczanom awans do ekstraklasy.

– Bartek to typ pracusia. Jest szalenie ambitny i wiemy, że nie odpuści, dopóki nie dopnie swego – kończy Rydz.

I cała czerwona część Łodzi trzyma kciuki Pawłowski po raz kolejny udowodnił, że trudno go złamać.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. FotoPyK

Jest zdania, że autobus służy do przemieszczania się z punktu A do punktu B, a nie parkowania go w polu karnym. Futbol to rozrywka i oglądanie meczu ma sprawiać przyjemność, a nie stanowić ucztę dla koneserów. Powyższy pogląd w ogóle nie przeszkadza mu w regularnym śledzeniu polskiej Ekstraklasy. Tam też zdarza się, że grają pięknie. A że wolniej niż w Premier League? Dopóki nie zmieni kanału, może udawać, że o tym nie wie. Po 10 latach w Przeglądzie Sportowym zrobił sobie roczną przerwę, by na piłkę spojrzeć z dawnym zachwytem. Urlop od pisania miał być dłuższy, ale głód klepania w klawiaturę okazał się silniejszy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

13 komentarzy

Loading...