Reklama

Górnik Zabrze może nam dać końcówkę sezonu, na jaką nie zasługujemy

Piotr Rzepecki

Autor:Piotr Rzepecki

20 kwietnia 2024, 10:56 • 6 min czytania 44 komentarzy

Druga minuta doliczonego czasu gry. Rzut rożny. Remis byłby naprawdę niezłym wynikiem, co zresztą przyznał Jan Urban na pomeczowej konferencji. Ale z drugiej strony… rywal gra w dziesięciu, leje jak z cebra, do tego w bramce gospodarzy golkiper, który ostatni oficjalny mecz rozegrał dokładnie 328 dni temu. Dośrodkowanie, wyskok, główka, piłka ląduje w siatce. Ławka Górnika w euforii, zaraz później końcowy gwizdek. Tabela nie kłamie – Górnik awansował na czwarte miejsce.

Górnik Zabrze może nam dać końcówkę sezonu, na jaką nie zasługujemy

Klub z Zabrza zrównał się tym samym punktami z Lechem Poznań, który miał i wciąż ma atakować mistrzostwo Polski. Rozbił pierwszą szóstkę – wydawało się, że nieosiągalną dla reszty stawki.

– Rok temu walczyliśmy o utrzymanie. Kiedy wróciłem do Górnika, to pojechaliśmy na Piasta i przegraliśmy, później był remis z Koroną i na Zagłębie jechaliśmy z nożem na gardle. Ratowaliśmy Ekstraklasę dla Górnika. Później wygraliśmy sześć meczów z rzędu i zajęliśmy szóste miejsce w tabeli – wyliczał Jan Urban po wygranej z Rakowem Częstochowa, gdy dziennikarz pytał go o końcówkę sezonu i o możliwą grę w europejskich pucharach. Odpowiedź trenera Górnika pokazuje przewrotność piłki nożnej. No bo w końcu ratujesz klub przed spadkiem, łapiesz niemożliwą formę, kończysz sezon na szóstym miejscu.

Kuciak w bramce Rakowa? Co mogło pójść nie tak…

Teraz też może być przewrotnie. Przecież Górnik zaczął rozgrywki słabo, później się rozkręcił, ale końcówkę rundy miał co najwyżej średnią. Z kolei wiosną wygląda bardzo dobrze. A skończyć może się jeszcze lepiej. Możliwe, że te słowa za miesiąc będą tylko fantazją, ale po meczu Rakowa z Górnikiem śmiało możemy rzucić – panie i panowie, w Zabrzu naprawdę mogą być puchary.

Reklama

Odbudowanie mentalne Bielicy

Ale po kolei. Nie byłoby sprawiedliwym ocenianie pracy trenera Urbana wyłącznie na podstawie wiosennych wyników, kiedy to Górnik punktuje najlepiej w całej Ekstraklasie (zebrał 22 oczka na 30 możliwych). Opowieść o Górniku zmierzającym po puchary, to także historia rozwoju wielu zawodników, jak chociażby Daniela Bielicy, który w Częstochowie był absolutnym szefem.

Kluczowe interwencje, na czele z tą, kiedy wybronił strzał z końcówki Ante Crnaca (inna sprawa, że Chorwat po prostu musiał to wykorzystać), sprawiły, że Górnik do dziewięćdziesiątej drugiej minuty nie stracił gola i Sebastian Musiolik mógł strzelić tę jedyną bramkę, która dała gościom komplet punktów. Warto jednak się cofnąć do lipca i przypomnieć sobie, jak Bielica zaczynał sezon. Domowa porażka z Radomiakiem pewnie śniła mu się długo, najpierw wypluł piłkę pod nogi Pedro Henrique, który strzelił na pustaka, a kilka minut później wszedł w drybling we własnym polu karnym i piłkę oczywiście stracił.

Po dwóch zawalonych golach spadła na niego lawina krytyki. – Mam chłopa dobić? Ja nie pójdę na łatwiznę i nie opieprzę czy postraszę. Nie tędy droga. W tym momencie trzeba go podbudować, bo on jest świadom, co zrobił, a ja jestem pierwszym, który będzie go podbudowywał. Niedawno był bardzo ważnym zawodnikiem, który pomógł utrzymać Górnika Zabrze w Ekstraklasie – kontrował wówczas Jan Urban na pomeczowej konferencji, kiedy dziennikarze dopytywali, czy trener zdecyduje się na zmianę obsady bramki.

Nie było zmiany. W drugiej kolejce grał Bielica. I w trzeciej. I w każdej kolejnej. Tylko w Pucharze Polski Jan Urban dawał szansę Michałowi Szromnikowi, ściągniętemu latem ze Śląska Wrocław.

Reklama

Jan Urban trafił do mentalności bramkarza, ale i pozostałych zawodników, którzy nie mogli z początku odpalić. Sam grał w piłkę na bardzo wysokim poziomie. Wie, co pobudza, a czego unikać. I po słabym początku (jedno oczko po trzech kolejkach) zaczęło w Górniku żreć. Nie od razu, zdarzały się dołki, jak mecz z Jagiellonią (1:4) czy u siebie z Zagłębiem (0:2), ale generalnie zabrzanie grali coraz lepiej, potrafili wykorzystać atut własnego boiska, na którym przegrywali w tym sezonie m.in. Raków, Pogoń, Jagiellonia czy ostatnio Śląsk.

Do góry nogami

W międzyczasie przez Górnik przetoczyła się prawdziwa burza w gabinetach. Na przełomie listopada i grudnia odeszli kolejno dyrektor sportowy Łukasz Milik i prezes Adam Matysek. Do tej pory te stanowiska nie są przez nikogo piastowane, a momentami w rolę człowieka od wszystkiego wchodzi Lukas Podolski – pomaga z ogarnięciem dla klubu obozu, pilotuje czy właściwie sam przeprowadza niektóre transfery, tam zadzwoni, tutaj załatwi, a wszystko pod kątem sportowym jest spinane przez szefa, którym jest Jan Urban.

Gdyby komuś w ogóle niezorientowanemu chcieć opisać na jakimś przykładzie skalę kuriozalnych i abstrakcyjnych sytuacji charakterystycznych dla polskiej piłki, to z Górnika można czerpać garściami. Nie ma – przynajmniej w teorii – najważniejszych ludzi w klubie, piłkarze zastrajkowali trening, bo nie otrzymali wynagrodzenia, klub nie wykorzystuje potencjału największego nazwiska w historii Ekstraklasy, a nawet więcej – do pewnego czasu robiono Podolskiemu pod górkę. Do tego trzeba wspomnieć o kapitalnym wyniku sportowym, bardzo mądrym i drugim pod względem doświadczenia na ławce w Ekstraklasie trenerze, oraz paczce – no właśnie – dobrych, a może bardzo dobrych piłkarzy?

Jakbyśmy spojrzeli na kadrę Górnika, to w zasadzie są to piłkarze solidni, niektóre jednostki aspirują do miana bycia bardzo dobrymi, przynajmniej wyróżniający się na danych pozycjach na tle innych ligowców. W topce skrzydłowych bez dwóch zdań są teraz Lawrence Ennali czy Adrian Kapralik – ten drugi co prawda z Rakowem wypadł gorzej, ale grał na dziewiątce. Dani Pacheco i Damian Rasak świetnie wyglądają w duecie, o wiele lepiej niż chociażby Radosław Murawski i Jesper Karlstroem z Lecha, motory napędowe tej drużyny z poprzednich sezonów. Do tego klasa sama w sobie, Lukas Podolski i kilku niezłych wyrobników jak Rafał Janicki, Kryspin Szcześniak, Erik Janża, Sebastian Musiolik czy młodzi, aspirujący Dominik Szala i Kamil Lukoszek.

Ot, taka paczka, która, może wkrótce dokonać niemożliwego, czyli powalczyć o puchary.

Łaskawy terminarz

Drużyna gra fajną piłkę, klub generuje wielkie emocje, na mecze przychodzą kibice (w tym sezonie 7. frekwencja w lidze), zespół zajmuje obecnie czwarte miejsce (to oczywiście może się zmienić jeszcze dzisiaj, wiadomo), terminarz wydaje się bardzo przychylny.

Najbliższe mecze Górnika Zabrze:

  • ŁKS (17. miejsce w tabeli, dom)
  • Cracovia (12., wyjazd)
  • Stal Mielec (9., dom)
  • Puszcza Niepołomice (16., dom)
  • Pogoń Szczecin (5., wyjazd)

Oczywiście, Ekstraklasa na każdym kroku uczy pokory, ale w ciemno można zakładać, że w czterech najbliższych meczach Górnik zdobędzie pewnie od ośmiu do dwunastu punktów. Nawet jeśli gdzieś zremisuje, to patrząc na konkurencję w czubie tabeli i jej nieregularność tej wiosny, w ciemno można zakładać, że za kilka tygodni zabrzanie wciąż będą wysoko w tabeli.

Trener Urban po meczu z Rakowem podkreślił, pytany przez dziennikarzy o europejskie puchary, że teraz jego zespół ma się cieszyć chwilą. Nie zbywał rozmowy o Europie pustymi frazesami, że liczy się kolejny mecz. Zadowolony przyznał, że to jest piłka nożna, że oni chcą i mogą osiągnąć więcej.

Z całego serca im tego życzymy, wywalczenia jeszcze kilkunastu punktów, takiego finiszu jak przed rokiem i znalezienia się w strefie europejskich pucharów. Bez żadnego ciśnienia, z masą problemów dookoła klubu i w gabinetach, o których w Poznaniu i Częstochowie nie słyszano, bez dyrektora sportowego i prezesa, ale z prawdziwym szefem na ławce i składem, który na ostatniej prostej sezonu może być przemiłą niespodzianką.

WIĘCEJ O GÓRNIKU ZABRZE:

Fot. Newspix

Urodził się dzień po Kylianie Mbappe. W futbolu zakochał się od czasów polskiego trio w Borussi Dortmund. Sezon 2012/13 to najlepsze rozgrywki ever, przynajmniej od kiedy świadomie śledzi piłkarskie wydarzenia. Zabawy z kotem Maurycym, Ekstraklasa, powieści Stephena Kinga.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

44 komentarzy

Loading...